Pechowo zapisała się data 13 kwietnia tego roku w niemal 100- letniej historii słupskiego zakładu. Ogień około godz. 20 zauważono w rejonie lakierni. Pracownicy z początku próbowali z zagrożeniem poradzić sobie sami, ale żywioł był silniejszy. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Wezwano straż pożarną. Z wydziału malarni ewakuowano 13 osób. Kolejnych 24 pracujących na zmianie z sąsiedniej spawalni. W tym samym czasie na monitorach dyspozytora sieci energetycznej wyświetliło się powiadomienie o zagrożeniu.
Zakład natychmiast odcięto od prądu. Kiedy pracownik Energi wyjrzał przez okno, zauważył kłęby dymu w sąsiednim budynku przy ul. Przemysłowej. Około godziny później ogień trawił już nie tylko pomieszczenie malarni. Kłęby dymu widać było na dachu hali zakładowej. Równie widowiskowo co groźnie ogień buchał z u szczytu 46-metrowego komina wentylacyjnego.
To tędy płomienie zajętych już pomieszczeń wydostawały się na zewnątrz. Po drodze niszczyły kanał wentylacyjny, a razem z nim silniki zainstalowanych tam wentylatorów. Pożar, który było widać nawet z osiedli Niepodległości i Zatorza, próbowało wówczas stłumić dziewięć zastępów straży. Kolejny był w drodze. Co więcej, na zabezpieczenie operacyjne miasta i powiatu do dwóch siedzib słupskich jednostek ratowniczo-gaśniczych ściągnięto strażaków ochotników z okolicznych OSP.
Dwie godziny później między ul. Wrocławską i Przemysłową działało już 12 zastępów Państwowej Straży Pożarnej ze Słupska. W sumie 37 strażaków-ratowników. Na miejscu była też cała kadra kierownicza słupskiego PSP razem z komendantem brygadierem Krzysztofem Ulaszekiem, który dowodził akcją.
- Ogień objął w zasadzie wydział malarni - mówi Marian Stawiński, dyrektor Famarolu. - Doszczętnie spłonęły dwie kabiny
malarskie do malowania mokrego. Częściowo też kabinę do malowania proszkowego. Uszkodzone są też urządzenia towarzyszące. Do listy trzeba też dodać fragment dachu, szyb komina i kanały wentylacyjne. Wstępne straty wyliczono na 1,5 - 2 miliony złotych, ale mogą być wyższe, bo ich szacowanie wciąż ma miejsce. Nie da się jednak ukryć - co zresztą podkreśla
szefostwo firmy - że byłyby większe, gdyby nie szybkie powiadomienie i sprawna akcja strażaków. - Teraz skupiamy się na pełnym uruchomieniu poszczególnych wydziałów, które nie zostały zniszczone - przyznaje dyrektor Stawiński. - Dzień po pożarze fabryka była zamknięta.
W piątek działało już kilka stanowisk spawalniczych i kilka montażu. Mamy pewne zamówienia i określone terminy. Jednak sporo elementów wymaga naprawy. Pracujemy wciąż nad dostarczeniem prądu. Do sieci podpięty jest już biurowiec i tylko część hal. Bez prądu pozostaje przez to część firm z naszego otoczenia - wylicza.
Na dodatek w chwili zamknięcia tego wydania „Głosu Słupska” zakład odcięty był od sieci ciepłowniczej, co po ostatnim ochłodzeniu pogody nie było bez znaczenia. Prąd dostępny był tylko w jednej trzeciej hali. Co było przyczyną pożaru, ustalić ma dochodzenie prowadzone przez słupską policję. Wiadomo już, że źródło ognia znajdował się okolicy maszyn lakierniczych.
Zobacz także:
- Zbigniew Konwiński pyta o województwo środkowopomorskie
- Województwo Środkowopomorskie? Najlepiej powołać je w 2018 r.
- Spotkanie prezydentów Słupska i Koszalina ws. nowego województwa
- Słupscy radni za 17 województwem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?