MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zła energia ucieka przez włosy

ZBIGNIEW BOREK
Wyznawca Kahunów w ramach promocji wypełnił moje serce miłością.

Na targach medycyny niekonwencjonalnej Burał z Mongolii położył mnie na kozetce i włożył w ucho płonącą świeczkę z wosku i papieru. - To nie żadne czary mary, tylko fizyka. Płonąca świeca wytwarza podciśnienie, które wysysa z ucha zanieczyszczenia - tłumaczył.

Paprochy w uchu i ogólna nerwica

Do Gorzowa Wlkp. rok w rok zjeżdżają wróżki, jasnowidze, bioenergoterapeuci. Można się poddać wielu interesującym zabiegom. - Dlaczego by nie - pomyślałem.
Kiedy leżałem ze świecą w uchu, Burał z Mongolii dopytywał, czy słyszę wiosenny deszcz. Nie padało, więc Burał przystał na to, że słyszę szum płonącej świecy. Po zabiegu rozwinął resztki świecy i pokazał paprochy w środku. - Z twojego ucha - stwierdził (tego dnia akurat myłem).
Bioenergoterapeutka Wanda Falczyńska podała mi rękę i już wiedziała: mam nerwicę. Za kotarą otoczyła mnie aurą. - Nakładam na ciebie ręce, Jezus niech cię uzdrowi - powiedziała, po czym wykonała ruch jakby zasuwała nade mną gigantyczną przyłbicę. To wystarczyło, żeby do nerwicy doszły kłopoty z trzustką i wątrobą. - Pewnie pan przyjmował ostatnio leki? - Nie. - To z ogólnej nerwicy. - Ale ja nie mam kłopotów z trzustką i wątrobą. - Jeszcze pan o nich nie wie - orzekła.
Zapewniła, że ma na koncie kilkaset uzdrowień, poprosiłem więc, żeby i mnie wyleczyła. Wanda Falczyńska znów strzeliła przyłbicę. Powinienem po niej polecieć do tyłu, ale nie leciałem. - Niech się pan nie opiera! - strofowała, a ja: - To niech mnie pani nie popycha.
W końcu doszliśmy do porozumienia: pani Wanda ,,przewierciła’’ mnie dłonią, a ja dla świętego spokoju poleciałem do tyłu. Otworzyła mi jeszcze czakramy (każdy człowiek ma siedem, u mnie aż trzy były zablokowane). - Ja nic nie czuję - zauważyłem nieśmiało, kiedy Falczyńska usuwała przez moje włosy złą energię. - Ale ja czuję pana zanieczyszczone biopole - powiedziała.
To było nawet miłe z jej strony. Tylko cały czas nurtowało mnie jedno: dlaczego Wanda Falczyńska, uzdrawiając mnie w imieniu Jezusa, żuje balonówkę?

Kod magiczny i odblokowane czakramy

Na targach można kupić piramidy usuwające ból, czakram mocy jako kamień węgielny pod dom, książki o leczeniu głodówką i różne tajemne kamienie. Można się też poddać zabiegom kręgarzy i uzyskać diagnozę z tęczówki oka. Ja jednak wybrałem Mieczysława Bartnika, bo mi wpadła w oko jego czarna koszula ze złotymi lamówkami. Pan Mietek nie tylko sprzedawał energetyczny podpis zaprogramowany tajemnym kodem magicznym, ale jeszcze uzdrawiał.
Pomyślałem, że skoro uszy i biopole mam oczyszczone, Bartnik nic nie znajdzie.
Nic bardziej błędnego. Kazał mi wywalić na wierzch język (to diagnozowanie według Kahunów, polinezyjskich kapłanów), na którym dostrzegł: krzywy kręgosłup, złogi na nerkach, toksyny w jelitach, kłopoty z układem oddechowym, nerwicę, problemy życiowe, osobiste i domowe, a na dokładkę ogólny brak równowagi energetycznej, brak kontaktu z aniołem stróżem i zablokowane czakramy. W pierwszym odruchu chciałem lecieć z reklamacją do Falczyńskiej, ale zrezygnowałem: pomoże mi Bartnik.
Nie pozwoliłem mu na prostowanie kręgosłupa, bo wcześniej widziałem jak wytarmosił kobietę aż krzyczała z bólu. Inne moje dolegliwości miał zażegnać seans. Siedziałem z zamkniętymi oczami, a Bartnik wykonywał płynne ruchy nad wirującymi krążkami (podglądałem, bo skąd bym wiedział). Trwało to z dziesięć minut, po których powinienem się poczuć lepiej. Nie poczułem, więc puścił w ruch wahadełko i ono udowodniło, żem zdrów jak ryba, a na dodatek me serce zostało wypełnione miłością (to chyba w ramach promocji).

Król kier i jego wybitny syn

U Eidy byłem królem kierem. To żaden splendor, bo po obejrzeniu kart Eida wysłała do lekarza nie tylko mnie, ale również moich rodziców. - Pana żona jest w ciąży - powiedziała. - Nie. - To ktoś z bliskiej rodziny? - Nie. - To może z trochę dalszej? - pytała z nadzieją.
Żal mi się jej zrobiło, więc powiedziałem, że niedawno urodził mi się syn. - No tak, bo ja tu wyraźnie widzę dziecko - ucieszyła się Eida. W nagrodę wywróżyła mojej żonie karierę, a mnie wyjazd za granicę, po którym zyskam zawodowy prestiż (to pewnie zbieg okoliczności, ale Burał od świecowania namawiał mnie na sponsorowany przez gazetę wyjazd do Mongolii). - Pana syn będzie wybitnym człowiekiem, naukowcem albo politykiem. Będzie też grał na fortepianie, ale tylko po to, by poprawić swój wizerunek - obiecała Eida. A ja w myślach: - Synu, będziesz snobem.

Violetta zabija ćwieka

Wpadłem na szalbierczy pomysł: trzeba urządzić wróżkom konfrontację. Wszystkie powinny mi wywróżyć to samo. Niestety, Henrietta (po naszemu - pani Henia), nie chciała mówić o mojej rodzinie, tylko zdołowała mnie piaskiem na nerkach i oczywiście nerwicą (czyli Bartnik tyle wart, co Falczyńska). Na koniec uderzyłem do Violetty.
Na wróżkę nie wyglądała: młoda, w wycierusach, żadnych tajemnych spojrzeń, słowem - normalne dziewczę. I to normalne dziewczę zrobiło mi kuku: popatrzyło w moje dłonie oraz w karty i poleciało z opowieścią o charakterze moim, mojej żony i starszego dziecka jak z otwartej książki. Pomyliła dwa fakty z przeszłości, za to podała mnóstwo osobistych cech, których nie miała prawa znać.
- Cholera, ona psuje mi całą konstrukcję reportażu - pomyślałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska