Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Felieton rowerowy. Jazda o zmroku (nie)pełnym uroku

Ireneusz Wojtkiewicz
Ulica Portowa gdzie się kończą droga rowerowa i dla dzikich zwierząt
Ulica Portowa gdzie się kończą droga rowerowa i dla dzikich zwierząt Ireneusz Wojtkiewicz
Pewnie niejeden automobilista pragnie zostać cyklistą, gdy jadąc do pracy czy do domu grzęźnie w długim zatorze komunikacyjnym. To się zdarza nawet dość często w godzinach porannego lub popołudniowego szczytu komunikacyjnego. Wtedy pospolity rower jest dobry na to zło, a poza tym pozwala widzieć więcej uroku o zmroku.

Takie oto spostrzeżenia mamy podczas jazdy po godzinie 16. gdy w Słupsku zapalają się uliczne światła, a komunikacyjne zatory rozciągają się od ulic Szczecińskiej po Gdańską i inne ulice wyjazdowe lub wjazdowe. Największy tłok się robi w ścisłym centrum miasta, które i bez tego i tak jest obcisłe. Zastanawiające, że tych jadących w żółwim tempie kolumnach samochodów nie bark wielkogabarytowych pojazdów o nacisku pojedynczej osi przekraczającym dopuszczalne 11,5 tony. Dziwne, że takie auta jadą środkiem miasta, a nie ringiem czy obwodnicą. Jakby na skróty i bez obawy, że to może sporo kosztować. Pod warunkiem, że kierowcy zostaną przyłapani na tym przez organa kontrolne. Takowych jakoś nie widać i to jest tak samo bezkarne, jak przejazdy rowerami przez miasto o zmroku bez oświetlenia.

Niby proste, ale nie na ul. Prostej, która wraz z ul. Lutosławskiego i Poznańską jest na tarasie przejazdu do ringu na miejskim odcinku DK 21. Na Prostej i dalej jest tylko poziome oznakowanie ścieżki pieszo – rowerowej na polbrukowej, zaniedbanej nawierzchni i bez przejazdów rowerowych przez skrzyżowania. Kolizyjny jest przejazd przez przystanek autobusowy, usytuowany na rogu ulic Lutosławskiego i Słowackiego. Bo tu ani odpowiedniego oznakowania poziomego, jakie można byłoby zastosować wzorem podmiejskich Siemianic. Ani zatoki przystankowej, bo miasto woli jakieś uliczne perony autobusowe, które sprzyjają tamowaniu ruchu, zwiększaniu emisji spalin i hałasu, a co przy innej okazji musimy osobno naświetlić.

Tymczasem na drugim kilometrze (licząc od centrum miasta) zastajemy na ul. Lutosławskiego pierwszy pionowy znak ścieżki pieszo – rowerowej. I tak już bez uwag dojedziemy do ronda u zbiegu ringu i ul. Poznańskiej. Tutaj jedna nawalona jedna lampa uliczna, druga na skrzyżowaniu z ul. Konarskiego. W tej okolicy przydałoby się lepiej podświetlić drogę rowerową i chodnik, eliminując nieprzepuszczające ulicznego świtała elementy ekranów akustycznych.

Niebywałe, że w dobie ograniczeń zużycia energii elektrycznej jest tylko kilka usterek na ok. 7-kilometrowym ringu, a dawniej bywało dużo gorzej. Co więcej na pociesznie, zakręt z ringu na ul. Przemysłową ma nowy chodnik, a nie koślawą ścieżkę gruntową, na którą przez lata wychodziły okna ściany szczytowej biurowca ZIM. Szkoda, że tu się kończy lub zaczyna jedyny na ringu dwustronny odcinek drogi rowerowej, długi na niespełna 400 metrów. Jadąc dalej trzeba się liczyć z koniecznością dość częstych przejazdów na przeciwległe strony ringu, gdzie przebiega droga rowerowa. Trzeba zachować szczególną ostrożność, bo te przejazdy zlokalizowane są na rondach.

Nie tylko proste odcinki ringu, ale też rzęsiste oświetlenie jego 14 rond sprawia wiele przyjemnych wrażeń z jazdy o zmierzchu. Jednakże najwięcej uroku o zmroku ma widok wiaduktu kolejowego w ciągu ulic Koszalińskiej i Witkacego oraz rond im. Gen. Józefa Hallera i Triny Papisten. Wiadukt w czarującym blasku księżyca, rondo Hallera w naturalnym położeniu, a z ronda Papisten roztacza się świetlna panorama Słupska i jego przedmieść.

Na 10. kilometrze kończy się nasz objazd. To Rondo Usteckie w ciągu ul. Portowej. W kierunku Ustki to kilometr wieloletnich zaniedbań w infrastrukturze drogowej, sięgający granicy miasta i gminy Słupsk. Nie lepiej w kierunku miasta, co oznajmiają znaki końca drogi dla cyklistów i dzikich zwierząt. To krótsza, także ok. kilometrowa i tak samo zaniedbana droga powrotna ulicą Portową do Bałtyckiej.

Wracać można można także ringiem, co pozwala nakręcić w sumie ponad 20 km. Trasa dość bezpieczna mimo zmierzchu, ruch rowerzystów nieduży. Dla wielu, jak widać, ta jazda ma charakter raczej rekreacyjny i pewnie też wypatrują uroku o zmroku. A tym, którzy sami jeżdżą

nieoświetleni podpowiadam, że np. w Yuli są światełka rowerowe przednie i tylne po niecałe 10 zł za komplet. Prawie darmocha za bycie widocznym i nie rozjechanym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Felieton rowerowy. Jazda o zmroku (nie)pełnym uroku - Słupsk Nasze Miasto

Wróć na slupsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto