Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton rowerowy. Znać po liczbie dymów

Ireneusz Wojtkiewicz
Mamy takie oto pokrzepiające widoki na trasach rowerowych, ale przydałoby się więcej korzyści niż z węgla
Mamy takie oto pokrzepiające widoki na trasach rowerowych, ale przydałoby się więcej korzyści niż z węgla Ireneusz Wojtkiewicz
Posiłkując się rowerem, wynalazkiem sprzed wieku, zaglądamy w jeszcze bardziej odległą przeszłość, kiedy na podstawie liczby dymów unoszących się nad domostwami szacowano liczbę ludności. Jak to funkcjonowało, piszemy w ramce obok. Obecnie też się inwentaryzuje dymy, ale w celu określenia stanu zanieczyszczenia powietrza i wyeliminowania kopciuchów. Zdaniem niektórych oficjeli, mieszkamy w mieście mającym najczyściejsze w kraju powietrze. Jednakże nasze przejażdżki rowerowe nakazują, aby nie zachłystywać się ani atmosferą, ani pochlebstwami.

Takie czujniki ostrożności włączają się nam na skwerze przy ul. Starzyńskiego, gdzie od ponad miesiąca monitor jakości powietrza w Słupsku niczego nie wyświetla. Zatem trudno się dziwić napisowi: Monitor nawalony z powodu smrodu. Następnym miejscem, inspirującym również do obwąchania miasta na rowerze, jest śródmiejski 2,5-hektarowy, zachwaszczony nieużytek w kwartale al. Wojska Polskiego oraz ulic Wileńskiej, Żeromskiego i Mickiewicza. Na ten nieogrodzony teren o obwodzie ok. 1 km zwróciliśmy uwagę miesiąc temu opisując słupskie brzydoty. Co tu ma być, a nie jest od lat: galeria ogrody, 525 miejsc parkingowych, 30 sklepów, hotel, hipermarket spożywczy, kino, restauracja, rozrywka. Dość świeży napis na jednej z bram głosi: Węgiel nas zabija.

Rozglądając się za węglem widać, że po dawnych składach tego opału nie ma śladu. Były takowe na terenie posesji nr 35 ul. Wileńskiej (dawniej 22 Lipca), w magazynach GS na rogu ulic Kołłątaja i Tuwima (obecnie „Wokulski”) oraz stacji towarowej PKP, gdzie docierały pociągi węglarek. Przypomina się „Węglokoks” na ul. Lutosławskiego (dawniej Buczka), kiedyś chyba największy magazyn w mieście, do którego ustawiały się kolejki. Teraz prosperuje tu z kilkoma kupkami opalu obstawionymi autobusami Nord West, mającymi tu zajezdnię. Współczuję lokatorom sąsiednich kamienic, że znoszą tu wiele uciążliwości na przydomowych posesjach, w tym ruiny i pustostany po zakładach telekomunikacyjnych.

Co do liczby dymów ze śródmiejskich kominów, to za dnia widać niewiele kopciuchów. To nie to co kiedyś zimową porą, kiedy dymił istny las kominów, a położone w dolinie Słupi śródmieście było spowite dymem. Było to dobrze widać na położonych wyżej obrzeżach miasta.

O zmierzchu jest inaczej, smród z palenisk nos wykręca częściej niż za dnia. Słychać, że ratusz zamierza to zwalczyć dronem, którego kupi w tym celu. Ale nie słychać, dlaczego nie wykorzystuje w tym celu 10. rowerów z górnej półki, w tym z napędem elektrycznym, zakupionych w marcu 2015 roku, by urzędników uczynić ekomobilnymi. Po co drogi dron, kiedy na rowerze też nieźle widać i słychać, a przede wszystkim czuć smród, który w dymie zalatuje.

W okienku mojej nawigacji rowerowej mam jeszcze wysokie kominy fabryk i kotłowni. Las dymiących kominów w czasach słusznie minionych symbolizował gospodarczą potęgę. Słupsk wprawdzie należał do miast przemysłowych, ale nie znajdował się w gąszczu kominów. Po rozebraniu chyba największego, znajdującego się w fabrykach mebli, zostały tylko nieliczne, dawno zastygłe, np. po browarze. Dodałbym krochmalnię, ale trochę jeszcze dymi starym kominem, chociaż z boku wali białym, przyjemnym dymem z prażenia i gniecenia kartofli. Bardziej martwią dwie wielkie hałdy miału węglowego przy kotłowniach rejonowych na Zatorzu. W kopalniach zwą go czarnym zabójcą. Na obrzeżach Słupska wiatr stale wieje i pewnie też pyli miałem węglowym. Kto wie, czy nie jest to powodem usychania roślinności wokół „Klasztornych Stawów”, sąsiadujących przez płot z wielką kupą miału węglowego

Pobliska farma wiatrowa, jedna z wielu takich wytwórni energii elektrycznej zlokalizowanych wokół Słupska, kręci śmigłami na przekór odgórnym zapowiedziom, że od węgla nie odstąpimy. Zobaczymy po liczbie dymów i nie tylko.

Policzone według dymów

Dym wiejski i miejski jest najstarszym miernikiem statystycznym służącym policzeniu ludności w celu określenia głównie wysokości podatków w celu min. utrzymania armii. Pierwszy

taki spis powszechny przeprowadzono na ziemiach polskich w 1789 roku, czyli 230 lat temu. Dzięki ówczesnym spisom na terenie państwa brandenbursko – pruskiego wiadomo, ile dymów liczyły w 1784 roku wsie wokół Słupska. Np. w Bierkowie spisano folwark, 12 gospodarstw chłopskich i 21 dymów łącznie. Tyle samo dymów w tym samym roku liczyło sąsiednie Bruskowo Wielkie. W Bydlinie były folwark, młyn zbożowy, tartak, szkoła – 11 dymów łącznie. W Machowinie policzono 24 dymy, w tym z folwarku, młyna wodnego, karczmy i kuźni. Nie sposób doszukać się takich danych statystycznych o samym Słupsku. Można przypuszczać, że mieście liczącym pod koniec XVIII wieku ok. 4,7 tys. ludności liczba dymów wynosiła ok. pół tysiąca, przy czym były to czasy wychodzenia miasta licznych kryzysów spowodowanych wielkimi pożarami i zarazami oraz przemianami demograficznymi i terytorialnymi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza