Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gasper Okorn: - Jako trener lubię zwycięstwa

Rozmawiał Rafał Szymański
Gasper Okorn.
Gasper Okorn.
- Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Wydawało mi się, że zawodnicy są umotywowani - rozmowa z Gasperem Okornem, trenerem Energi Czarnych Słupsk.

- Ostatni mecz, a właściwie ostatnie trzy mecze nie przysporzyły sympatykom Energi Czarnych radości. Wywalczyliście czwarte miejsce, ale pozostał niedosyt.

- Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Wydawało mi się, że zawodnicy są umotywowani. Chcieliśmy w trzecim meczu we Włocławku powalczyć o brązowy medal. Pierwsza kwarta była jednak fatalna w naszym wykonaniu. Fatalna. Nie wiem co się stało. Mieliśmy jeszcze do połowy swoją szansę, kiedy udało nam się zejść z wysokiego prowadzenia Anwilu na minus siedem, a potem minus dziewięć. Wszystko wtedy funkcjonowało bardzo dobrze.

- Tymczasem przyszła trzecia kwarta...

- To była kopia tego, co wyprawialiśmy w pierwszej kwarcie. Jak w meczu są dwie takie kwarty, to w rezultacie bardzo trudno myśleć o wygranej.

- Z nas dwóch pan jednak znał lepiej tych zawodników. Co się z nimi działo, i to w wielu spotkaniach, w pierwszych i trzecich kwartach. Były problemy z koncentracją, z mobilizacją?

- Nie mieliśmy w zespole jakiś superdobrych zawodników. Oni mają charakter, ale to nie są jakieś superekstra indywidualności. Nie mamy graczy typu Łukasz Koszarek, Andrzej Pluta, nie mamy w składzie Tyusa Ednyea, Qyntela Woodsa. Mieliśmy wyrównaną drużynę. A te pierwsza i trzecia kwarta to są bardzo ważne momenty w meczu. Jak nie masz lidera, to trudno, by ktoś wziął na siebie ciężar gry. To był jeden z problemów.

- Jak go można było rozwiązać?

- Ten zespół musiał wciąż pracować. Musiał być non stop w procesie treningowym. Co się z nami stało? To jednak nie jest NBA. Po rundzie zasadniczej my startowaliśmy do play off. Proszę policzyć. Z Basketem Kwidzyn trzy mecze, z Kotwicą Kołobrzeg cztery spotkania, z Turowem Zgorzelec sześć i trzy z Anwilem Włocławek. To szesnaście spotkań w osiem tygodni. Dla takiego zespołu, jak Energa Czarni, paliwa z wcześniejszych treningów starczyło do walki z Turowem, do stanu 2:2. A potem widoczny był coraz bardziej brak regularnej pracy, brak zajęć. Gdyby takie były, to ten masz samochód przejechałby o wiele więcej.

- Zabrakło tych sił na defensywę?

- W tym elemencie to było najbardziej widoczne. Jak mieliśmy czas w rundzie zasadniczej i spotykaliśmy się na treningach, to traciliśmy około 70 punktów w meczu. Jak nie było czasu na zajęcia, mieliśmy bardzo duży problem. Fizyczny. Jak masz czas i dziesięciu zawodników, to można rotować składem i wszyscy czują się dobrze.

- W play off mecze są częściej.

- I wtedy możesz robić tylko szybkie spotkania z rozpracowaniem taktyki rywala, mityng mobilizujący, trening rzutowy. Nie możesz zmęczyć koszykarzy. Mecz jest wtedy najważniejszy. W tym widzę cały problem. W sezonie regularnym mieliśmy trzecią pod względem skuteczności obronę w lidze, z tego mógł się rodzić skuteczny atak. Jak zabrakło nam czasu na pracę, to nie mieliśmy odpowiedzi na tak skutecznych graczy w ofensywie jakich miał Anwil. Nie mieliśmy czym odpowiedzieć. To są moje przemyślenia na gorąco. Wrócę do domu i będę jeszcze analizował ten sezon. Wtedy zapewne znajdę jeszcze i inne powody.
- Z Anwilem był nawet taki moment, że graliśmy bez rozgrywających, na Bennetta i Bakicia.

- Trener przed wyjściem zespołu na parkiet ma jeden plan. Wymyślić i przygotować taktykę na mityngu to nie problem. On pojawia się, gdy w trakcie gry wszystko się zmienia. I dopiero wtedy zaczyna się prawdziwe myślenie trenera. Od tego momentu trzeba szukać rozwiązań gdy nie wychodzi, to co założyłeś sobie z zespołem. Szukasz wtedy miejsca, w którym będziesz mógł zaskoczyć rywala. Dlatego oni grali we dwójkę, dlatego Marcin Sroka wszedł przez kilka minut na czwórkę. Miało być wtedy szybciej.

- Anwil miał kłopoty pod koszem. Nie można było tego wykorzystać? Zagrać na parę Booker, Barlett?

- Myślałem o tym, ale jakby oni we dwójkę grali, to byśmy mieli non stop piłkę za naszymi plecami. Anwil kontrami by nas załatwił, bo oni nie wracaliby za szybko do defensywy. To byłaby tragedia dla naszej obrony. Miller, Brkić, Koszarek, Boylan biegali bardzo dużo i bardzo szybko.

- Booker miał przyzwolenia na akcje, w których bardzo nieroztropnie pozwalał sobie na rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Często to robił, nie tylko w tym spotkaniu.

- Eh. Widać było moją reakcję. Zmieniłem go na Barletta. Ale jak schodzimy na coraz mniejszą różnicę, to nerwy puszczają także i zawodnikom...

- To w jakim meczu w tym sezonie zawodnicy robili wszystko, co im pan kazał?

- Mam kilka takich spotkań. Bardzo dobrze pamiętam moje pierwsze spotkanie w Polsce w Jarosławiu, gdy jeszcze w starym składzie pokonaliśmy Znicz Sokołów. Najlepszy mecz to starcie z Anwilem Włocławek w rundzie zasadniczej w Słupsku. To było bliskie perfekcji. W tym meczu może znalazłem z dwa błędy zawodników. Bardzo mi się także pod względem taktycznym podobał mecz z Kotwicą Kołobrzeg - kończący serię play off z tym zespołem. Była wtedy dogrywka. Dobrze jeszcze graliśmy z Basketem Kwidzyn w drugim spotkaniu pre play off w hali Gryfia. Zapamiętam także ten szalony pierwszy mecz w Zgorzelcu z Turowem. To mi zostanie na długo. Ta wygrana w dogrywce... Jak masz minus 21 u wicemistrza Polski i na końcu wygrywasz jednym punktem, to warto to pamiętać.

- Trochę się tych spotkań uzbierało. Daliśmy jednak plamę w pucharach?

- Z Ventspilsem ten pierwszy mecz u nas w grupie także wypadł dobrze. Dla mnie miał duże znaczenie, pracowałem tam w poprzednim sezonie.

- To dobra jest ta czwarta pozycja?

- Jako trener lubię zwycięstwa. Sam myślałem nawet, że uda nam się wejść do finału. Ale to czwarte miejsce to realna odpowiedz na to, co Energa Czarni mogła ugrać w tym sezonie. Taka realna historia.

Na koniec sezonu chcę podziękować zawodnikom za to, co zrobili w tych miesiącach. Chcę podziękować także wszystkim pracownikom klubu, asystentowi. W tej bardzo ciężkiej sytuacji, w jakiej jest Europa, w obliczu kryzysu, który ma także olbrzymi wpływ na sport, bardzo się starali. Mogliśmy więc poświęcić się tylko na to, by grać bez jakichkolwiek problemów, by nie martwić się o nic innego.

Dziękuję kibicom w Słupsku za wspaniały doping. To miasto żyje koszykówką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza