Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy głosy nie pozwalają żyć

Urszula Ludwiczak [email protected]
Szacuje się, że na schizofrenię choruje od 300 do 500 tysięcy Polaków. Ta choroba pozbawia pracy, przyjaciół i stygmatyzuje.
Szacuje się, że na schizofrenię choruje od 300 do 500 tysięcy Polaków. Ta choroba pozbawia pracy, przyjaciół i stygmatyzuje. "Gazeta Współczesna”
Schizofrenię może mieć i profesor uniwersytetu, i bezdomny. Nie da się przewidzieć, kiedy zaatakuje, ani jakie będą jej objawy. I czy da się z tą chorobą żyć. Zmaga się z nią pół miliona Polaków.

- Jest takie powiedzenie, że gdy rozmawiasz z Bogiem, to się modlisz, ale kiedy Bóg rozmawia z tobą, to jest to schizofrenia - mówi Krzysztof. Wie coś o tym, bo nie raz w życiu słyszał, jak Bóg do niego mówi. Zachorował na schizofrenię, gdy miał dwadzieścia kilka lat. Jerzy choruje już ponad 20 lat. Że coś jest nie tak, zorientował się, gdy wydawało mu się, że wszyscy wokół na każdym kroku chcą go zabić.

Kasia zachorowała, gdy była w gimnazjum. Narastała w niej ogromna złość. W końcu ją wyładowała na przypadkowym mężczyźnie. Trafiła do szpitala.

Choroba ludzi młodych
- Schizofrenia to jedna z cięższych chorób psychicznych, w jej wyniku większość pacjentów przerywa naukę albo musi przerwać pracę i korzystać ze świadczeń rentowych - mówi psychiatra dr Beata Galińska-Skok z Centrum Zdrowia Psychicznego w Białymstoku. - Uważa się, że obecnie w Polsce choruje na schizofrenię od 300 do 500 tysięcy osób. To choroba ludzi młodych. Mężczyźni zaczynają chorować już w wieku 15-24 lat, kobiety najczęściej między 25. a 34. rokiem życia. Mężczyźni chorują ciężej, mają gorszy przebieg choroby, jest więcej przypadków izolacji, pozostawania bez leczenia.

Kobiety zazwyczaj lepiej sobie radzą

Schizofrenia to nie jedna choroba, ale spektrum zaburzeń, cała gama objawów. - Najczęściej mamy do czynienia ze schizofrenią paranoidalną, na tę postać choruje 65 procent pacjentów - mówi psychiatra. - Dochodzi do zaburzenia myślenia (pacjent ma urojenia), spostrzegania (halucynacje), pobudzenia psychoruchowego, dezorganizacji myślenia, zachowania. Oprócz tego zazwyczaj są emocje niedostosowane do okoliczności, spłycone, występuje lęk, niepokój, bezsenność, problemy z koncentracją uwagi, problemy z zapamiętywaniem, drażliwość, smutek, apatia.

Ale lekarze znają też przypadki bardzo rzadko występującej schizofrenii katatonicznej, gdy chory wpada w letarg, osłupienie. Albo prostej - gdy u pacjenta obserwujemy postępujące wycofanie, zamknięcie w swoim świecie, dziwactwa.

Choroba może zacząć się nagle, na przykład wyrzucaniem rzeczy z mieszkania albo wyjściem z domu w niewiadomym kierunku. Albo rozwijać się podstępnie, objawiać na przykład zmiennością nastroju, drażliwością, podejrzliwością, agresją u osoby, która wcześniej nie przejawiała takich zachowań.

Wszędzie słyszał dziwne głosy

Krzysztof był wtedy na studiach. - Zacząłem słyszeć różne głosy, początkowo nie wiedziałem, kto do mnie mówi - opowiada. - W końcu stwierdziłem, że to głos Boga. Robiłem wszystko, co mi kazał.
Krzysztof krzyczał, gestykulował, prowadził z nim długie dyskusje. Zamykał się najczęściej we własnym pokoju. Rodzice zaprowadzili go w końcu do lekarza. Trafił do szpitala. - Chociaż leki pomogły w opanowaniu objawów, na studia już nie wróciłem - opowiada. A jak choroba zaczęła się u Jerzego?

- Miałem kłopoty w pracy, rodzinne i nagle zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Nie byłem sobą - opowiada o początkach choroby. - Szedłem przez miasto i czułem, że ktoś chce mnie zabić. Czułem też, że we wszystkich samochodach są bomby i musiałem ich unikać. To było coś, czego nie byłem w stanie opanować. Mogło trwać ze trzy dni non stop.

Zapytał wtedy znajomego specjalistę, co to może być. Ten skierował go do szpitala psychiatrycznego. - Tam zostałem ponad trzy miesiące. Postawiono diagnozę, że to schizofrenia. To był szok, ale mimo wszystko chęć życia była u mnie duża. Miałem żonę, dziecko. Chciałem wrócić do pracy. Walczyłem każdego dnia, aby wrócić do normalności - opowiada mężczyzna.

Po leczeniu Jerzy wrócił do dawnego zakładu pracy. Ale koledzy szybko dowiedzieli o jego chorobie. Zaczęły się śmiechy, docinki. - Miałem podwładnych, przestali mnie szanować. Tak się nie dało pracować, zmieniłem pracę, ale tam też się dowiedzieli i robili komedie. Spróbowałem trzeci raz, znowu nie wyszło. Moi szefowie nigdy nie mieli do mnie zastrzeżeń, ale współpracownicy nie dawali żyć - mówi Jerzy.

Postanowił otworzyć własną firmę. Nie na długo, bo zaczęły się kłopoty finansowe. - Po czterech latach walki zrezygnowałem całkowicie z pracy - kończy. Kasia była jeszcze w gimnazjum, gdy zaczęła się dziwnie czuć. - W domu był wtedy trudny czas, nie było pieniędzy, do tego nie radziłam sobie w szkole, nie mogłam się skoncentrować - wspomina. - Ciężko było mi się uczyć, pamięć mi uciekała, miałam złe kontakty z rówieśnikami. Nie wiedziałam, co ze mną się dzieje, dlaczego tak reaguję na to wszystko.
Gdy Kasia zaczęła naukę w liceum, objawy się nasiliły. - Narastała we mnie frustracja, złość, że mnie wszyscy opuszczają, jestem samotna, nie mam wsparcia. To mnie podburzało, podłamywało - opowiada.

W końcu eksplodowało. Kasia wyładowała swoją złość na przypadkowym mężczyźnie. Nie mogła się uspokoić. Trafiła do szpitala psychiatrycznego. W wieku 16 lat usłyszała, że to schizofrenia.
- Zaczęłam brać leki, wróciłam potem do szkoły i nawet zdałam maturę, choć łatwo nie było - mówi.

Nie wszyscy szukają pomocy

- Może być tak, że epizod choroby zdarzy się raz w życiu albo kilka-kilkanaście razy - mówi dr Galińska-
-Skok. - Są i tacy pacjenci, u których od początku przebieg choroby jest ciężki i tylko czasem zdarzają się okresy bez nasilenia objawów. To choroba bardzo niejednorodna. Najważniejsze jest, aby się leczyć.
- Nie wszyscy pacjenci szukają pomocy - mówi dr Galińska-Skok. - Są tacy, którzy idą do lekarza, bo źle się czują, zdają sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Jest też druga grupa ludzi, zdecydowanie trudniejsza, którzy nie mają poczucia choroby. Uważają, że to nie oni mają problem, ale wszyscy wokół. I uważają, że naprawdę ktoś do nich mówi, na przykład Bóg czy tajne służby FBI i każe robić różne rzeczy. Tacy pacjenci sami nie przychodzą do lekarza, ale są najczęściej przyprowadzani przez rodzinę. Są też pacjenci, którzy po pierwszej wizycie nie pojawiają się więcej. Nie chcą się leczyć.

Leczenie schizofrenii trwa długo, zazwyczaj kilka, kilkanaście lat. Są dostępne coraz bardziej nowoczesne leki. Niestety, często długo trwa ich właściwe dobranie.

Są tortury, ale nie ma ran

Jerzy ciągle miewa epizody choroby. - Miewam takie sytuacje, że wstaję z łóżka i wydaje mi się, że jestem w takim samym mieszkaniu, ale na Białorusi, nie w Polsce. Że zostałem porwany, omyłkowo, bo to kto inny miał być. Są przesłuchania, tortury. Kładę się spać i to mi się we śnie dzieje dalej. Budzę się i znowu nie jestem u siebie. Idę do znajomych i wydaje mi się, że są podstawieni. Dla mnie to jest wtedy rzeczywistość. To samo nie mija, ale jest moment, że już się orientuję, że to nie tak. Bo są tortury, ale nie mam ran. Idę wtedy do lekarza, zwiększa leki albo daje inne. To straszna choroba, wiele osób nie radzi sobie, ginie. Ale podczas ataku choroby człowiek nic nie daje rady sam zrobić.

Kasia też miewała kolejne napady choroby. Dwa razy trafiła do szpitala. - Miałam tę złość w sobie, wyżywałam się, krzyczałam, trudno było ze mną porozmawiać, starałam się na kimś wyładowywać. Leki nie pomagały, nie wiedziałam, jak hamować agresję. Teraz już potrafię nad tym zapanować. Wiem, że muszę się położyć, przespać. Muszę stale brać leki, zazwyczaj czuję się dobrze.

Krzysztof dotąd kolejnego epizodu choroby nie miał. Ale ciągle się tego boi. Kasia i Krzysztof mieszkają z rodzicami. Jerzy mieszka sam. - Daję sobie radę, bo muszę - mówi Jurek. - Wiem, że inaczej czekałby mnie szpital. Gotuję sobie, sprzątam. Jak wychodzę z domu, to sprawdzam, czy wszystko pozamykane, światło wyłączone. Jakiekolwiek kłopoty mogłyby wywołać epizod choroby. Dlatego wszystkiego pilnuję.
Stara się żyć normalnie.

Jeździ na grzyby, na ryby, na działkę, do klubu, gdzie gra z kolegami w karty. - Najgorzej jest, gdy dopada mnie depresja - mówi. - Wtedy nie mam siły nic zrobić. Chcę na przykład herbatę, ale nie jestem w stanie jej sobie zrobić. Nie dam rady wstać z łóżka. Ale nauczyłem się sobie z tym radzić. Mówię sobie, że muszę i na siłę schodzę z łóżka, za co robię sobie w nagrodę kawę. Gdy widzę, że trzeba posprzątać pokój, zajmuje mi to nieraz tydzień. Jednego dnia myję okno, kolejnego coś innego. Trzeba pozmywać, to umyję jeden kubek. Nagrałem sobie ulubione piosenki i filmy, i gdy wykonam zadanie, puszczam sobie w nagrodę.

Samotni

- Powyżej 90 procent chorych na schizofrenię pacjentów jest samotnych i bezdzietnych - mówi dr Galińska-Skok. - Jak ktoś zachoruje w 15. roku życia, ma małe szanse na nawiązanie relacji i założenie rodziny. Ci, którzy zaczynają chorować po 20., 30. roku życia, często już mają założoną rodzinę. Z mojej praktyki wynika, że rozwody nie są częste. Wszystko zależy od współmałżonka. Krzysztof i Kasia swoich rodzin jeszcze nie założyli, choć o tym marzą. Żona Jerzego odeszła. - Właściwie to jej się nie dziwię - mówi mężczyzna.

- Sam nie wiem, co bym zrobił na jej miejscu. Nie miałem pretensji, zwłaszcza że kiedyś żadnej informacji o chorobie nie było. Z córką Jerzy ma jednak stały kontakt. Nie opuściło go też rodzeństwo.
- Sąsiedzi też już chyba wszyscy wiedzą, że jestem chory - zastanawia się. - Już nie główkują, czemu ja, w sile wieku, po którym wcale choroby nie widać, siedzę w domu i biorę pieniądze. Kasi brakuje koleżanek, możliwości wyjścia gdzieś razem.

- Chciałabym poznawać ludzi. Na razie realizuję się w rysowaniu i muzyce. Uwielbiam grać na pianinie, mogę przez muzykę wyrażać swoje emocje - tłumaczy. Krzysztof też zbyt wielu znajomych nie ma. Spotkani na ulicy koledzy ze studiów często udają, że go nie poznają. - Schizofrenia budzi w społeczeństwie lęk, jest związana ze stygmatyzacją - mówi psychiatra. - Jak wiemy, że ktoś jest chory, to albo zaczynamy go się bać, albo wykluczać. Być może nie wiemy, nie rozumiemy tej choroby, a być może to efekt tego, że tacy chorzy źle funkcjonują społecznie, zdarza się, że są brudni, zaniedbani, klną, bywają agresywni. Staramy się izolować od takich osób.

Skąd ta choroba?

- Nie ma jednej przyczyny schizofrenii - mówi Beata Galińska-Skok. - Uważa się, że powstaje w wyniku działania wielu różnych czynników. Może to być obciążenie genetyczne, ale ważne są także czynniki z okresu ciąży i porodu, np. infekcje czy powikłania okołoporodowe, chorobie sprzyja starszy wiek ojca. Potem na te uwarunkowania nakładają się czynniki stresowe, na przykład emigracja. Są badania, które pokazują, że wśród Polaków w Londynie częściej występują psychozy i schizofrenie, niż u mieszkających w kraju. Z kolei wśród młodych ludzi częste jest używanie substancji psychoaktywnych, po których zdarzają się epizody schizofrenii.

Jerzy zastanawiał się, skąd wzięła się u niego choroba. - Nie wiem, może to od wypadków w dzieciństwie, uderzyłem się w głowę dwa razy - mówi. - A może to genetyczne? Córka panicznie boi się tej choroby. Jak jej tylko coś ciężej idzie, to zaraz myśli, że to początek. Jak się modlę, to tylko o to, żeby nikt więcej w rodzinie nie zachorował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza