Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Goło i wesoło. Rozmowa z Jackiem Lenartowiczem

Rozmawiała Magdalena Olechnowicz
Jacek Lenartowicz
Jacek Lenartowicz
Rozmowa z Jackiem Lenartowiczem, odtwórcą Kierownika w spektaklu "Goło i wesoło"

- Zdaje Pan sobie sprawę, że to Wasze nagie pośladki na plakatach są tym wabikiem przyciągającym do teatrów tłumy widzów? Jedna pani kupując bilety zaznaczyła, że ona poprosi najdalej w piątym rzędzie, bo ona chce wszystko dobrze widzieć, a wzrok ma słaby.
- To bardzo dobrze, to nas cieszy (śmiech). Zwłaszcza, że nie są to jędne pośladki chippendale'a, ale zwykłe, pospolite pośladki, już nawet takie mocno przechodzone. Na scenie jednak nie pokazujemy wszystkiego, zdjęcie było robione na potrzeby plakatu, ale na scenie tego nie ma. Jesteśmy jednak krajem katolickim i choćbyśmy nawet chcieli pokazać więcej, to cenzura powiedziała "nein".

- O to chodziło, aby golizną na plakatach przyciągnąć widzów?
- Nie o to chodziło. Bardziej o to, że Arek Jakubik, reżyser, chciał zrobić poważną dramatyczna sztukę przeplataną właśnie takimi elementami erotycznymi. Może mu się to udało, a może trochę nie. Bo jednak publiczność czeka na finał, czyli na ten taniec striptizerów i ich pośladki. Choć ta sztuka tak naprawdę porusza poważne problemy - bezrobocia, beznadziei. I daje nadzieję i szansę na lepsze życie. Pokazuje, że trzeba podjąć to ryzyko.

- Czy to jest spektakl dla kobiet?
- Nie, chociaż większość na widowni to kobiety. Myślę jednak, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Ta sztuka mówi też o tym, że należy otworzyć się na nowe rzeczy, porzucić zabobony stereotypy, a także, że nie można się poddawać i należy walczyć do końca i szukać nowych rozwiązań. Dla mężczyzn to też nauka walki z kompleksami.

- Gracie ten spektakl od sześciu lat, co jest w nim takiego, że wciąż jest na nim zawsze pełna sala?
- To się zdarza raz na jakiś czas, to taka kura znosząca złote jajka. Mimo, że porusza poważny problem, jest w nim dużo radości. A poza tym, my się lubimy..

- No właśnie miałam zapytać, wystąpiliście z tym spektaklem ponad pół tysiąca razy na scenie. Nie macie dosyć - i tej sztuki, i samych siebie?
- Czasami mamy, jak jesteśmy w trasie przez dwa tygodnie, to po 7.-9. dniu już się do siebie nie odzywamy, ale to jak w małżeństwie. Ale tak naprawdę to cieszymy się, że znów możemy wsiąść do naszego busa, wyrwać się z domu, od żony i dzieci na te dwa tygodnie i zakosztować tego ułańskiego, fantazyjnego życia.

- Czy pokazywanie swojego ciała na scenie to krępujące dla aktora?
- No pewnie, że tak. Tym bardziej, że mamy swoje lata, nie jesteśmy stałymi bywalcami siłowni, ale właśnie na tym polega nasz zawód, że musimy się przełamać. Nie było łatwo, tak nam Bozia dała, jak dała, ale musieliśmy się z tym pogodzić.

- Czy gdyby Pana przycisnęło, odważyłby się Pan pójść śladami bohaterów i założyć grupę striptizerów?
- Ale ja to po części robię. Zawód aktora jest bardzo specyficzny, ale my właśnie sprzedajemy się ludziom za pieniądze.

- Zdążył Pan zobaczyć Słupsk?
- Ależ ja znam Słupsk doskonale! Bywam w tym mieście regularnie od 10 lat, bo stąd pochodzi moja żona, tu kończyła liceum i nadal mieszkają w Słupsku moi teściowie. Bardzo lubię to miasto. Odważyłbym się nawet powiedzieć, że to jedno z najładniejszych miast w Polsce. Jest bardzo zadbane, dużo w nim zieleni, ładnych klombów. Naprawdę bardzo mi się tu podoba i dobrze się tu czuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza