Przy sprzyjającym układzie w tabeli (zakładającym dwie porażki Cajasol Sewilla i wygrane Czarnych Panter) Energa Czarni Słupsk wciąż może jeszcze awansować do drugiej rundy EuroChallenge. Musi dzisiaj pokonać na Łotwie rozbity porażką w Bałtyckiej Lidze z Żalgirisem w Kownie BK Ventspils (66:117).
Trudno będzie to zrobić co najmniej z trzech powodów. Raz, że słupszczanie znów zagrają tylko z jednym rozgrywającym Mantasem Cesnauskisem. Antonio Burks - nowa jedynka - nie został zgłoszony do rozgrywek europejskich.
Po wtóre nadal polski klub będzie grał bez zawodnika podkoszowego, co nie ułatwia walki, a zmniejszy pole manewru Gasperowi Okornowi, szkoleniowcowi Energi Czarnych.
Po trzecie gospodarze będą w końcu pragnęli zrehabilitować się przed własną publicznością za wysoką porażkę w Kownie. Ich kibice domagają się tego, drwiąc w zupełnie podobnym stylu jak jeszcze niedawno słupscy fani: np. "Zakis - nie trzeba tak dużo pić" w komentarzu pod wynikiem meczu z Żalgirisem na stronie klubowej. "Co mamy przeciwko Okornowi?" - pyta inny fan, przypominając, że ten trener prowadził Ventspils w poprzednim sezonie; "Gdzie jest nasza defensywa?" - pyta kolejny.
Tak naprawdę oba zespoły walczą o jak najbardziej honorowe pożegnanie z pucharami. Słupski klub także o premierowe zwycięstwo w Europie na parkiecie innym niż w hali Gryfia.
W porównaniu z pierwszym meczem w Słupsku między obu klubami w Enerdze Czarnych nie będzie czterech zwolnionych przed świętami graczy (Jacka Ingrama, Rolando Howella, Łukasza Ratajczaka, Jasona Straight). W BK Ventspils zagrają wcześniej kontuzjowani dwaj zagraniczni zawodnicy: Amerykanin Brazelton i Grek Tsiakos.
Na pewno jednak słupski klub będzie miał ciepłe przyjęcie na Łotwie. Panuje tam bowiem, w porównaniu ze słupską bardzo zimową, letnia temperatura. Tylko minus jeden stopień. Przeskok atmosferyczny może być bardzo trudny do zaakceptowania przez organizmy graczy Czarnych Panter.