Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzech świątecznego obżarstwa

Grażyna Zwolińska, gazetalubuska.pl
Powtarza się dwa razy w roku. Podczas Świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Uświęcony jest wielowiekowym obyczajem. Właśnie nadeszły dni, kiedy przy stole rozsądek stoczy nierówną walkę z łakomstwem.

Co roku wielu z nas zarzeka się, że tym razem już nie zrobi tak dużych zakupów, nie nagotuje i napiecze tyle tego wszystkiego, nie zje i nie wypije tak dużo. No, ale przychodzą święta i w większości domów obietnice poprawy biorą w łeb, jak nie przymierzając świąteczny karp.

Liliput z bombą

Nie łudząc się więc, że nagle wszyscy zmienią świąteczne obyczaje wyssane z mlekiem matki lub z tym z proszku, postanowiliśmy rzucić czytelnikom koło ratunkowe, a nawet kół kilka. Chodzi o podpowiedzi, jak ratować się przed grożącymi nam podczas świąt niebezpieczeństwami. Podpowiedzi nie będą żadną nowością, bo czym obżarstwo jest, każdy czytelnik widzi. Przypominania jednak nigdy dosyć. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy sami z siebie wolimy nie pamiętać.

Zacząć wypadałoby od Wigilii, bo choć niby ona postna, to ileż w niej cukrów i tłuszczów. Czysty czerwony barszcz to wprawdzie kaloryczny liliput, ale już uszka z grzybami są niezłą kaloryczną bombą. Do tego niestrawną. Ograniczmy więc przynajmniej ich liczbę i nie nakładajmy na talerz "z czubkiem". Naprawdę wystarczą trzy.

A karp? Ten w galarecie, to jeszcze pół biedy. Ale smażony to mnóstwo kalorii. Odłóżmy więc chociaż na bok panierkę. No i zjedzmy mały kawałek, resztę odkładając na następny dzień, bo karp nie zając, nie ucieknie.

Leciutko otulony

Śpij do woli

Wtedy będziesz miał mniejszy apetyt. Naukowcy udowodnili, że gdy jesteśmy wyspani, organizm wydziela mniej greliny - hormonu odpowiedzialnego za uczucie głodu.

Pierogi z kapustą i grzybami? Smaczne bardzo, ale spróbujmy ich tylko. Nie mamy się przecież nimi najeść, a jedynie posmakować. Zwłaszcza że kiedy na nie przyjdzie czas, na ogół już najedzeni jesteśmy. Śledzik w śmietanie? Sam śledzik to już tłusta ryba.

Ma jednak bardzo korzystne dla naszego organizmu tłuszcze nienasycone. Ze śmietaną gorzej. Tuczy bardzo. Lepiej więc, żeby ten nasz śledzik w śmietanie nie pływał, a tylko był nią leciutko otulony. Kluski z makiem? Nie dość, że są kaloryczne, to niezbyt strawne. Itp., itd.

Dwunastu wigilijnych potraw nie wymienimy, zwłaszcza że w różnych regionach naszego świętującego kraju są różne, więc lista bardzo by się wydłużyła. A Wigilia to przecież dopiero początek.

W pierwszy dzień świąt przyjdzie pora na mięsiwa przeróżne i wędliny. Jak nie zjeść, skoro gospodyni zachęca? Można przynajmniej zdjąć tłuszczyk z tradycyjnej szyneczki, ominąć boczek albo wypatrzyć na półmisku jak najmniej tłusty kawałek pieczeni. Będą też pewnie sałatki, często w majonezie lub śmietanie. Dobra gospodyni zastąpi przynajmniej część tych tłustych przypraw jogurtem, np. tym gęstym greckim.

Granat zza Buga

Spaceruj

Ale nie oszukuj się, że drepcząc nogą za nogą zgubisz choć połowę tego, co przed chwilą zjadłeś. Spokojny spacer musi trwać godzinę, żeby stracić 100 kcal. Tylko sto!

Wielką dietetyczną pułapką są słodkie przysmaki i ciasta. Taki makowiec na przykład. Słodziutki, z rodzynkami i lukrem. Zjedzmy tylko kawałeczek. Powolutku, to i przyjemność będzie trwać dużej. A kutia, kaloryczny granat przywieziony na zachodnie ziemie przez rodaków zza Buga? Strach liczyć, ile kalorii w niej siedzi. Na Wschodzie rzucało się nią o powałę (dla niezorientowanych to sufit). Jak dużo się przykleiło, dobra wróżba. I słusznie, bo wtedy mniej się zjadło i aż tak nie utuczyło.

Sernik nie lepszy, bo zwykle zrobiony z tłustego sera z dodatkiem jaj i tłuszczu, jak sama nazwa wskazuje, tłustego. Można go zrobić w znacznie chudszej wersji, tylko trzeba o tym wcześniej pomyśleć. Może więc na Wielkanoc?

Piernik kalorycznie trochę mniej groźny, no chyba że przełożony powidłami, z bakaliami i czekoladową polewą. O torcie z maślaną masą lepiej nie wspominać. Albo tort, albo smukła uroda.

Na szczęście tradycja wymyśliła po Wigilii Pasterkę. Jeśli spełniamy dwa warunki: jesteśmy katolikami i udało nam się wstać zza stołu, wybierzmy się na nią, ale nie samochodem. Spacer, zwłaszcza dłuższy, nawet po nocy, naszemu organizmowi na pewno znacznie lepiej zrobi. A i promile (jeśli przez przypadek je mamy) wywietrzeją trochę.

W święta też warto wystawić nos z domu. Nawet jak pogoda nie najlepsza. W końcu nie jesteśmy z cukru ani z porcelany. A wicher, nawet gdyby akurat wiał, na pewno po świątecznym obżarstwie nas nie porwie. Za to ręczymy głową.

Porady dla siedzących za stołem

Ośrodek zwariuje

Pamiętaj, że jak urządzisz sobie maraton obżarstwa (w tym roku szykuje się wyjątkowo długi), to może się rozregulować twój ośrodek głodu i sytości. Potem będziesz musiał więcej jeść, żeby poczuć się najedzonym.

# Przed wigilijną kolacją lub świątecznym śniadaniem wypij dużą szklankę mineralnej wody. Nie będzie ci się chciało aż tak jeść. Niektórzy radzą gazowaną.

# Jedz powoli. Przy stole spędzisz przecież kilka godzin. Jak się pośpieszysz, zaraz dołożą ci kolejną porcję.

# Staraj się pić jak najmniej słodkich napojów.

# Jeśli na stole do wyboru będzie karkóweczka poprzetykana tłuszczem lub pieczony indyk, wybierz indyka. Chudszy.

# Staraj się osączyć śledzia z oleju lub nadmiaru śmietany.

# Nie smaruj chleba masłem. Wystarczająco dużo kalorii jest w innych daniach.

# Wybieraj jak najmniejsze kawałki ciasta. Jeśli trafi ci się duży, podziel się z osobą siedzącą obok. Nie tyj sam/sama.

# Unikaj tuczących alkoholi: likierów, piwa. Wybierz raczej czerwone wino.

# Pomyśl, że wkrótce sylwester i możesz nie zmieścić się w swojej kreacji. To lepiej hamuje apetyt niż najdroższe odchudzające farmaceutyki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza