- Przed nami kolejny mundial. Za którą drużynę będzie pan ściskał kciuki?
- Najchętniej chciałbym emocjonować się meczami Polaków. Nas jednak na tej imprezie nie będzie. Faworytów do mistrzostwa jest co najmniej kilku. Z pewnością tradycyjnie liczyć się będą Brazylijczycy, Argentyńczycy i oczywiście Hiszpanie. Może także Niemcy i Włosi.
- Na niemieckim mundialu w 1974 roku strzelił pan gola Brazylijczykom, który biało-czerwonym dał trzecie miejsce. Pamięta pan tę sytuację?
- Doskonale. Graliśmy w Monachium, na stadionie, na którym dwa lata wcześniej się-gnęliśmy po tytuł mistrzów olimpijskich. Była 76. min Zygmunt Maszczyk zagrał mi piłkę. Wyprzedziłem Alfredo i uderzyłem. Prawa nogą. Wygraliśmy 1:0. W najlepszej jedenastce mistrzostw znaleźli się Kaziu Deyna, Robert Gadocha i ja.
- Jednak to nie pan, a Franz Beckenbauer uznany został wówczas za najlepszego zawodnika mistrzostw.
- Beckenbauer grał w zespole, który został mistrzem świata. Naturalne więc było, że wybrano jego.
- I Beckenbauerowi i panu udało się później zostać szefem narodowego związku. To dobrze, że byłe gwiazdy stają na czele piłkarskich organizacji?
- Uważam, że tak. Najwyższy czas, by ludzie, którzy coś w życiu osiągnęli, byli powszechnie szanowani. Mówi pan o mnie i o Benckenbauerze. A takich przykładów jest znacznie więcej. Wystarczy, że wymienię jeszcze tylko Michaela Platiniego.
- Jest pan jedynym Polakiem, który został królem strzelców mundialu. Zdobył pan siedem goli, czyli więcej o jedno trafienie od broniących mistrzowskiego tytułu canarinhos.
- Pamiętajmy, że Polacy na tej imprezie strzelili najwięcej ze wszystkich ekip bramek. Zdobyliśmy ich tam aż szesnaście. A Andrzej Szarmach popisał się w meczu z Haiti hat-trickiem. Na dodatek wszystkie trzy gole zdobył, uderzając piłkę głową.
- Na tym mundialu pan się jednak nie dorobił?
- No nie. Od władz otrzymałem chlebowy Krzyż Kawalerski i książeczkę PKO z wkładem trzystu tysięcy złotych. Jeżeli dobrze pamiętam, to były też premie w wysokości bodaj dwóch tysięcy dolarów. Oczywiście były również nagrody rzeczowe. Jakieś kryształy czy coś takiego.
- A ile wówczas kosztował dolar?
- Chyba ze sto złotych. Jak pan widzi, nie były to wielkie pieniądze. Dziś znacznie więcej zarabia przeciętny gracz naszej ekstraklasy.
- Podczas mistrzostw w RFN po raz pierwszy wykluczono zawodnika za stosowanie dopingu. Niemieccy dziennikarze sugerowali dość długo, że to Antoni Szymanowski.
- Dziennikarze zawsze są tacy sami. Wszędzie szukaliby sensacji. Niemcy rzeczywiście sugerowali, że to może być któryś z naszych. Prezentowaliśmy tak dynamiczny styl gry, że musieli to jakoś sobie wytłumaczyć. A na tym dopingu to złapali Ernsta Jean-Josepha z Haiti.
- Dziś jest pan prezesem największego w Polsce związku sportowego. Gdy był pan piłkarzem to słynął ze specyficznego poczucia humoru. Proszę powiedzieć, czy to prawda, że na imieniny Andrzeja Szarmacha kupił mu pan konia i wprowadził na trzecie piętro w bloku?
- Kawały oczywiście lubiliśmy sobie robić. I to różne. O niektórych dziś nie chciał-bym nawet pamiętać. Z tych, do których chętnie wracam, to historia z niemieckiego mundialu. Wtedy schowaliśmy Jackowi Gmochowi jego słynny notes - bank informacji. Włożyliśmy go do żyrandola i kazaliśmy mu szukać, mówiąc ciepło, zimno.
- Na koniec zapytam, czy za cztery lata Polska co prawda nie będzie mistrzem świata, ale czy zagra chociaż na mundialu?
- Jestem przekonany, że wywalczymy awans i polecimy do Brazylii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?