Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia pewnego słupskiego hitlerowca

Marcin Barnowski [email protected]
To ten sam człowiek: nadburmistrz Słupska z lat 1933-1934 Richard Langeheine na zdjęciu z gazety słupskiej z listopada 1933 i na portreciew galerii słupskiego ratusza.
To ten sam człowiek: nadburmistrz Słupska z lat 1933-1934 Richard Langeheine na zdjęciu z gazety słupskiej z listopada 1933 i na portreciew galerii słupskiego ratusza. Repr. Marcin Barnowski
Richard Langeheine jako szanowany obywatel Republiki Federalnej Niemiec pewnie wstydziłby się tego zdjęcia. Ale w jego wielobarwnym życiu był także okres brunatny. Przeżył go w Słupsku - i zostały jeszcze tego ślady.

Poznałem go prasując straszliwie zmiętą, starą słupską gazetę. Wyciągnął ją z murów swojego domu podczas remontu i ocalił pasjonat historii, Wojciech M. Wachniewski. Zwitek przypominał zeschły patyk, ale po długotrwałych zabiegach udało się go rozwinąć i wyprasować.

W pewnym momencie, gdy przesuwałem żelazko, mój wzrok napotkał jego oczy. Z rozprasowanej płaszczyzny wyzierał pewny siebie mężczyzna w mundurze, z przylizaną fryzurą - taką, jaka modna była w latach 30. minionego wieku. Na lewym ramieniu wielka swastyka, pod zdjęciem podpis: "towarzysz nadburmistrz Langeheine".

Takie zwitki zawsze są zagadką. Nigdy nie wiadomo, co się prasuje i co się uda wyczytać ze starej gazety już po jej wyprasowaniu. Za każdym razem to jednak jakiś dzień, utrwalony drukarską farbą na nietrwałym papierze. Tym razem była to niedziela, 12 listopada 1933 roku, dzień hitlerowskich wyborów.

W ich przeddzień region żył wielkim marszem, który zorganizowały w Słupsku zakładowe organizacje hitlerowskiej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej Hitlerowskie podstawowe organizacje partyjne były tworzone wówczas masowo w zakładach pracy, podobnie jak później POP PZPR.

Hitler dopiero co zdobył władzę, ton w jego partii nadawali wówczas lewicowo nastawieni działacze SA, z homoseksualistą Ernstem Roehmem na czele. Mówili nie tylko o walce z żydokomuną, ale także o walce z reakcją, czyli z konserwatywnymi elitami starych Prus. Domagali się "drugiego etapu rewolucji" - dla dobra mas pracujących.

W Słupsku, w przeddzień wyborów, udało się im zgromadzić na marszu z pochodniami pod ratuszem aż 10.000 ludzi, zapewne także z Lęborka, Bytowa i Miastka, choć podobno przeważali słupszczanie.

- "Co piąty słupszczanin jest członkiem zakładowej organizacji narodowosocjalistycznej. Co piąty słupszczanin uczestniczył w tym wiecu" - widnieje na rozprasowanej stronnicy.

Straszliwe skojarzenia budzi dziś opis tej wieczornej uroczystości. Zanim przyszli naziści, dzisiejszy plac Zwycięstwa pogrążony był w prawie w całkowitych ciemnościach, słabo świecił tylko neon Domu Towarowego Gustava Zeecka.

- Ale gdy nadeszło 10 tysięcy płonących pochodni, uniosła się nad nim krawoczerwona łuna - napisał ówczesny słupski dziennikarz w prasowej relacji.

Langeheine, którego portret widnieje obok, miał wtedy 34 lata. Też trzymał z hitlerowską lewicą. Był prawnikiem, od 1930 roku pracował jako prokurator w Słupsku, ale po godzinach paradował w hitlerowskim uniformie. Nadburmistrzem słupskim został kilkanaście dni przed wydaniem gazety: 1 listopada 1933 roku.

Jego mentorem, jak pisał po wojnie słupski historyk Andrzej Czarnik, był sam Wilhelm Karpenstein, szef partii hitlerowskiej na całe Pomorze. Z ustaleń Czarnika wynika, że nadburmistrz - prokurator w nosie miał obowiązujące prawo.

Jego ludzie bili "reakcję". Jesienią 1933 roku najechali m.in. na dwór w Machowinie, uprowadzili z niego dziedzica Konrada von Ueckermanna i pobili go w lesie, wskutek czego ten działacz partii narodowo - konserwatywnej zmarł.

To samo spotkało Juergena von Bandemera, majora Henninga Piepera, a także paru innych przedstawicieli Narodowo-Niemieckiej Partii Ludowej. Oni też byli niemieckimi nacjonalistami, ale nie zgadzali się z lewicowym programem społecznym SA.

Według historyka, zarówno Karpenstein, jak też kreisleiter Fruehwald, byli poinformowani o tych akcjach i je zaaprobowali.

- Burmistrz i Kreisleiter Langeheine, na polecenie Karpensteina, robił wszystko, by zatuszować sprawę - pisze A. Czarnik w "Historii Słupska".

Ale już Karl-Heinz Pagel, autor opracowania o historii Słupska, które ukazało się w RFN jeszcze za życia Langeheinego, przedstawia inną wersję, przedstawioną przez samego Langeheina: miał on zostać skierowany na to stanowisko właśnie po to, aby ukrócić ekscesy, powodowane przez ludzi, którzy "nie dorośli do sytuacji".

Konflikt, w skali całej Rzeszy, rozstrzygnęła słynna "noc długich noży", podczas której SS, wspierane przez konserwatywną generalicję i Hitlera, wymordowało przywódców lewicowego skrzydła NSDAP, w tym także kilku z Pomorza.

Słupski nadburmistrz Langeheine, w międzyczasie mianowany także na "fuehrera" NSDAP w słupskim powiecie miejskim, przeżył to. Po kilku miesiącach konserwatyści, którzy znowu doszli do łask i pisali na niego raporty, spowodowali jednak jego odwołanie. Trafił do Szczecina, gdzie pracował w charakterze urzędnika, a po wojnie - do zachodnich Niemiec.

Okazało się, że stał się tam szanowanym obywatelem. Pracował jako adwokat i działał politycznie w partii zrzeszającej niemieckich przesiedleńców z terenów włączonych decyzją aliantów do Polski, a potem w CDU. Trzykrotnie był burmistrzem miasta Peine koło Hanoweru, a także wiceprzewodniczącym parlamentu landu Dolna Saksonia.

Kilkakrotnie wchodził nawet jako minister w skład rządu tego niemieckiego kraju związkowego, w tym
- jako minister sprawiedliwości. Bardzo angażował się w rozwój oświaty, szczególnie na wsi, przez trzy lata był też przewodniczącym fundacji finansowanej przez koncern Volkswagen, wspierającej rozwój nauki, techniki i badań medycznych. Dostał Federalny Krzyż Zasługi, bardzo wysokie współczesne odznaczenie niemieckie. Dożył sędziwego wieku 95 lat. Zmarł zaledwie 17 lat temu w Peine, gdzie ma swoją ulicę. Jego oficjalną biografię znalazłem na stronie opisującej ludzi zasłużonych dla dolnosaksońskiej CDU.

Owszem, jest wzmianka, że w latach 30. "droga zawodowa" zawiodła go na Pomorze do Słupska, ale informacji o jego działalności partyjnej brak.

Za ekscesy, które działy się w mieście nad Słupią za jego rządów, odpowiedzialności właściwie nigdy nie poniósł. Na zdjęciach powojennych wygląda jak typowy, kulturalny prawnik. Podobnie na portrecie w słupskim ratuszu, gdzie do dziś wisi jego wizerunek w galerii dawnych włodarzy Słupska z czasów polskich i niemieckich.

Tylko w starej gazecie widać jeszcze jego prawdziwą twarz z tamtych lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza