Krakowianin Kuba Terakowski całe wybrzeże wzdłuż stara się przejść przynajmniej raz w roku. W nogach ma już pięć tysięcy kilometrów. Podczas takich wędrówek od listów w butelce wyrzuconych przez morze, łatwiej natrafić na kawałki bursztynu, ale nie oznacza to, że wiadomości które przynoszą fale Bałtyku nie znajdzie się wcale.
Kiedyś podróżnik z Krakowa natrafił na taką zamkniętą wiadomość w butelce. Wysłali ją polscy koloniści, ale to ta, którą znalazł niedawno i to przypadkiem okazała się być niezwykłą. Dokładnie na 196 kilometrze wybrzeża, czyli gdzieś w połowie między Świnoujściem a Helem, morze wyrzuciło list w zielonej butelce.
- Tak się złożyło, że z kwatery wychodziłem tego dnia dość wcześnie rano, tak by o wschodzie słońca zejść z wydm nad morze. Tam zobaczyłem butelkę, a w jej środku list - opowiada Kuba Terakowski, podróżnik z Krakowa.
- Nie otworzyłem jej od razu. Zrobiłem zdjęcie i zabrałem ze sobą. Dopiero w Łebie przeczytałem wiadomość. Co było w środku? List od niemieckiego żeglarza, który cztery dni wcześniej przepływał niedaleko.
- Swoje życie zawdzięczam historii wartej zastanowienia - czytamy w liście - Mój ojciec, jak mi opowiadał, był bardzo szczęśliwy ze swoją pierwszą żoną Klarą, mieli trójkę dzieci: Erykę, Fridę oraz syna, którego imienia nie pamiętam.
Niestety, tej małej rodzinie nie dane było pozostać na świecie. Klara wraz z dziećmi uciekała przed Rosjanami i 30 stycznia 1945 znalazła się w niewłaściwym miejscu oraz czasie - na pokładzie statku Wilhelm Gustloff na 5517 albo prościej: około 23 mile na północ od Łeby.
Tutaj Wilhelm Gustloff został zatopiony. Lodowate wody Bałtyku, wraz z rodziną mojego ojca, pochłonęły wtedy 9343 osoby - czytamy w butelkowym liście, którego autorem jest Ralf Ulke. Swój list kończy prośbą do nieznanego adresata.
"Zróbmy coś, aby podobna historia nie wydarzyła się nigdy więcej". Karolowi Terakowskiemu udało skontaktować się też z autorem. Uzgodnili, że ta historia warta jest przekazania dalej. Polski turysta całe zdarzenie opisał na swoim blogu.
Ralf Ulke zrobił to samo na swojej stronie internetowej. Skontaktowali się też z mediami. Chwilę później na skrzynkę mailową niemieckiego żeglarza pisze Jerzy z Warszawy, Karolina z Wrocławia, Emilia pochodząca ze Słupska, a od 15 lat mieszkająca w Bawarii.
Z Ulke kontaktują się też Niemcy Raphael, Bern czy Gregor. Wszyscy wzruszeni historią, zgadzają się z jej przesłaniem. Piszą, że do tragedii, jaka spotkała pasażerów Wilhelma Gustloffa, już nigdy dojść nie powinno. Ulke mówi, że jest bardzo zaskoczony, jak potoczyły się losy jego wiadomości zamkniętej w butelce.
- Jestem żeglarzem i zamiast kwiatów nad wrakiem Gustoffa wyrzuciłem butelkę z listem. To był dla mnie symboliczny gest, taki ukłon złożony mojej rodzinie i wszystkim, którzy zginęli w katastrofie - mówi dziś Ulke.
Znalazca wiadomości Kuba Terakowski butelkę z przesłaniem zwrócił z powrotem morzu. Wcześniej dopisał tylko, kiedy i gdzie ją znalazł. - Kto wie, może teraz ktoś z Danii lub Szwecji przeczyta ten list - mówi Ralf Ulke.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?