Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Pomorza. Polskie Lwy Północy i niedźwiedzica Baśka

Marek Rudnicki
Marek Rudnicki
Na osobistego opiekuna Baśki adiutant batalionu wyznaczył kaprala Smorgońskiego, który do tej pory zajmował się musztrowaniem rekrutów. Otrzymał zadanie nauczenia musztry Baśki. A baon po przypłynięciu w początkach grudnia 1919 r. do Gdańska wraz Baśką skierowany został na wypoczynek do Modlina
Na osobistego opiekuna Baśki adiutant batalionu wyznaczył kaprala Smorgońskiego, który do tej pory zajmował się musztrowaniem rekrutów. Otrzymał zadanie nauczenia musztry Baśki. A baon po przypłynięciu w początkach grudnia 1919 r. do Gdańska wraz Baśką skierowany został na wypoczynek do Modlina Fot. Archiwum
Losy niedźwiedzicy Baśki zostały po latach powielone przez niedźwiedzia Wojtka. Przy okazji nowej wojny, w której wzięli udział Polacy. Ta pierwsza historia zakończyła się tragicznie, ta druga – szczęśliwie. Pierwsza była głośna w Polsce przed drugą wojną światową i związana z oddziałami murmańskimi. Mało kto wie, że miała epizod szczeciński.

Na początek trochę przypomnienia o niedźwiedziu Wojtku. Jego losy stały się znane w Polsce głównie dzięki brytyjskim publikacjom. Zmarł 2 grudnia 1963 r. w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu, otoczony miłością odwiedzających go żołnierzy i ich dzieci. O jego śmierci informowały wówczas wszystkie brytyjskie stacje radiowe.

Małego niedźwiedziego oseska syryjskiego kupili od chłopca arabskiego żołnierze 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii w 2. Korpusie Polskim dowodzonym przez gen. Władysława Andersa w drodze z Pahlevi w Iranie do Palestyny. Miś został oficjalnie wciągnięty na stan ewidencyjny. Z Kompanią Zaopatrywania Artylerii przeszedł cały szlak bojowy z Iranu przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt, stąd do Włoch, a po demobilizacji trafił do Wielkiej Brytanii.

Ona też została kupiona, gdy była jeszcze niedźwiedzim dzieckiem. Stało się to dwadzieścia lat wcześniej po zakończeniu pierwszej wojny światowej.

Nabył ją jeden z żołnierzy baonu murmańczyków dowodzonego przez płk Juliana Skokowskiego stanowiącego część korpusu gen. Dowbor-Muśnickiego, działającego w rejonie Murmańska. Był rok 1919. Wojska murmańskie walczyły z bolszewikami.
Wojtek pochodził z Syrii, natomiast Baśka była białą niedźwiedzicą z Półwyspu Kolskiego.

Trafiła do żołnierzy za sprawą chorążego Walentego Karasia, który na balu w misji francuskiej w Archangielsku poznał kobietę, która go zauroczyła. Kłopot w tym, że podobne wrażenie zrobiła również na pewnym oficerze włoskim, kapitanie bersaglierów, hrabim Andreasie Giovanno della Stupida. A że wybranka ich serc uwielbiała zwierzęta, za ich pomocą zaczęli konkurować, przyprowadzając pod okna jej domu coraz to piękniejsze zwierzęta.

Włoch zaczął od przyjścia z łasicą. Na drugi dzień Polak pojawił się z gronostajem. Kolejny dzień – Włoch wiódł na sznurku żółtego lisa. Polski chorąży przyprowadził wówczas wilka. Ten ujrzawszy lisa, rzucił się na niego i zagryzł konkurenta. Awanturę wyczuły okoliczne psy i rozszarpały pupila Polaka. Następnego dnia Włoch pokazał się oblubienicy z błękitnym lisem. Chorąży Karaś był zrozpaczony, ale nie na długo. Gdzieś kupił młodego niedźwiadka i przyciągnął go pod okno.

Rywalizacją żyło całe miasto. Gdy Karaś podążał pod okna panny, wszyscy chcieli pogłaskać puszystą kulkę i zobaczyć wynik spotkania. – Pewien odważny major amerykański żartem ofiarował Baśce tabliczkę czekolady, którą pożarła bez namysłu, wraz z papierowym opakowaniem, tudzież z futrzaną rękawicą majora – pisał Eugeniusz Małaczewski, dowódca kompanii piechoty w baonie murmańskim, później znany pisarz batalistyczny („Dzieje Baśki Murmańskiej. Historja o białej niedźwiedzicy”, Gebethner i Wolff, Warszawa 1925). – Dłoń jakimś cudem udało mu się z niedźwiedziej paszczęki i z połykanej rękawicy unieść cało.

Pod oknem panny stał Włoch z lisem. Ten, gdy dostrzegł naturalnego wroga, zwiał, przewracając swojego pana na ziemię. Baśka widząc leżącego, dobrała mu się do spodni, odsłaniając ku uciesze widzów miejsce, w którym plecy tracą swoją szlachetną nazwę.
Panna zaczęła wyć z przerażenia. Machając rękoma wybiła łokciem szybę w oknie, a obserwatorzy zdarzenia tarzali się ze śmiechu i bili brawo. Chorąży Karaś tryumfował.

Tego samego dnia doszło do jeszcze jednego incydentu z udziałem Baśki. A to za sprawą ukochanego buldoga gen. Fredericka Poole’ a, dowódcy całego korpusu interwencyjnego. Psu na widok dorodnej futrzanej kulki zachciało się figlów i swawoli. Baśka nie poznała się na jego zalotach i potężnym ciosem wyrzuciła go w powietrze, pozbawiając życia. Cały korpus śledził w napięciu, co się stanie. Generał wściekł się, żądając uśmiercenia Baśki. Dowódca baonu, major Julian Skokowski długo musiał wysłuchiwać tego, co Brytyjczyk myśli o nim, o Polakach i dyscyplinie. Nie wiadomo, jakich major użył argumentów, ale Baśce życie uratował. Jedynie chorąży Karaś spędził 10 dni w areszcie. Baśkę zaś rozkazem dziennym uznano za córkę regimentu i przydzielono do kompanii karabinów maszynowych batalionu murmańskiego. Dostała też, jak każdy żołnierz, swój wikt.
Z czasem, jak pisze E. Korwin-Małaczewski „przestaje być zwykłą niedźwiedzicą polarną, lecz już jest jednej rasy, jednego narodu z tymi żołnierzami, którzy ją kochają i są z niej dumni, a dla których staje się oto żywym sztandarem, związanym z dziejami ich tułaczki po ziemiach dalekich, z ich bohaterstwem i nieuwiędłą chwałą”.

W baonie niedźwiedź dorastał pod opieką kaprala Smorgońskiego. Baśka szybko stała się ulubienicą żołnierzy. Przeszła z nimi cały szlak bojowy aż do wolnej Polski, by ostatecznie stacjonować ze swoim oddziałem w twierdzy Modlin.

Z tego okresu pochodzi historia, o której mówiła cała ówczesna Polska. Niedźwiedzica wzięła udział wraz z oddziałem w defiladzie 22 grudnia 1919 r. w Warszawie na placu Saskim. Murmańczycy po przyjeździe na Dworzec Wileński w asyście orkiestry przemaszerowali na docelowe miejsce, wzbudzając powszechne zainteresowanie warszawiaków.
– Po krótkiej mszy polowej oraz po długich przemówieniach generałów i biskupów, które Baśka wysłuchała z pobłażaniem, nadeszła chwila defilady przed naczelnikiem państwa – opisywał tę chwilę E. Korwin-Małaczewski. – Naczelnik bardzo się spodobał Baśce. Nigdy go przedtem nie widziała, jednak od razu, z pierwszego rzutu oka doszła do przekonania, że ten wysoki człowiek w skromnym, szarym płaszczu, z krzaczastymi brwiami i wąsami jest na tym placu figurą naczelną.

Baśka podczas defilady w odpowiednim momencie zaczęła iść na dwóch łapach i zasalutowała przed naczelnikiem państwa. Wywołało to entuzjazm wśród tłumu widzów. Gdy naczelnik, chcąc ją pogłaskać, wyciągnął rękę, bez namysłu podała mu łapę, wykonawszy przy tym coś jakby dyg ceremonialny, jakiego by się nie powstydziła najwytworniejsza dama dworu. Rozeszli się bardzo z siebie nawzajem zadowoleni. Na co dzień Baśka mieszkała z żołnierzami w twierdzy modlińskiej. Każdego ranka prowadzili ją nad Wisłę, aby mogła się wykąpać, co bardzo lubiła. Pewnego razu jednak zerwała się z łańcucha i przepłynęła na drugi brzeg. Po wyjściu z wody skierowała się do pobliskich chałup.

Gdy zobaczył ją miejscowy chłop Wawrzon, od razu domyślił się, że jest to niedźwiedzica przywieziona przez wojsko z Murmańska. Jak pisał Małaczewski, Wawrzon stwierdził, że będzie z niej wspaniałe futro dla jego Maryśki i wspólnie z synami rzucili się z widłami na niedźwiedzia. Baśka była tak zaskoczona, że nawet nie próbowała się bronić.

Żołnierze widząc, co się dzieje, wpław przebyli rzekę. Było już za późno. Ich ukochana Baśka nie żyła. Niedźwiedź został wypchany i jako pamiątka stał w Muzeum Wojska Polskiego. Po wojnie w niewyjaśnionych okolicznościach ślad po Baśce zaginął.
Oddział Murmańczyków działał na północy Rosji do połowy września 1919 r. Liczył wówczas ponad 300 oficerów i żołnierzy. Gdy alianci postanowili wycofać się z Rosji, polski baon został przerzucony do Archangielska i stąd ewakuowany dalej. Miał za sobą półtoraroczne walki w północnej Rosji. Z uwagi na swoją waleczność angielski dowódca, gen. Edmund Ironside nadał Polakom przydomek Lwów Północy. Trasa do Polski wiodła przez Anglię, gdzie podejmowano ich z honorami. Baśka „była dumna ze swych Polaków, lecz i sama przynosiła im niemałą chlubę. Dziwił się świat, patrząc na dziką bestię egzotyczną, obłaskawioną jak domowy pies”. 20 września 1919 r. wraz z wojskami koalicji oddział murmański parowcem popłynął do Gdańska. Wydawałoby się, że przypłynęli bezpośrednio do celu. Czy oby na pewno?

Na początku lat dziewięćdziesiątych, tuż po przemianach politycznych, przypomniałem historię Baśki, którą usłyszałem od mojej babci Jadwigi Mielczarskiej (żony mjr Sylwestra Mielczarskiego, piłsudczyka, zawodowego oficera, który zginął na wojnie). Opisałem ją w tygodniku „Morze i Ziemia”. Jakież było moje zdziwienie, gdy jakiś czas później zgłosiła się do mnie pewna starsza kobieta (nazwisko uleciało z pamięci, ale prawdopodobnie szczecinianka). Przyniosła gruby brulion zapisany ręcznym pismem z powklejanymi małymi zdjęciami. To był pamiętnik jej ojca, Murmańczyka. Zwróciła mi uwagę, że statek zatrzymał się w drodze do Polski w Szczecinie. Pokazała mi zdjęcia zrobione z burty statku, ukazujące ówczesne miasto. Kierownictwo tygodnika nie było zainteresowane kontynuowaniem publikacji opartej o pamiętnik. Szkoda. Wrócił do tej pani.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Historia Pomorza. Polskie Lwy Północy i niedźwiedzica Baśka - Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza