Chociaż od tragicznego Marszu Śmierci minęły dekady, tysiące ofiar czeka na godny pochówek. Po zakończeniu II wojny światowej nie udało się przeprowadzić wszystkich ekshumacji. Dziś wiedzę o potencjalnych miejscach pochówku posiadają nieliczni mieszkańcy Kaszub, których rodziny były świadkami tamtych tragicznych zdarzeń.
Sam przeszedł piekło obozu
Agnieszka Makurat jako dziecko mieszkała wraz z rodzicami w Darżkowie. Ojciec, Józef Wiczkowski, piekło Stutthofu przeżył na własnej skórze. Aresztowany w 1939 roku wraz z bratem Antonim w Gdyni do obozu trafiał kilka razy. Zwalniany na roboty przymusowe u niemieckich bauerów, za każdym razem wracał do obozu. Pozostał w nim do końca, do wyzwolenia. Szczęściem w nieszczęściu można nazwać to, co spotkało Józefa Wiczkowskiego. Przez to, że nie ukłonił się esesmanowi oberwał pałką. W wyniku uderzenia stracił zęby. Trafił do obozowego szpitala, w którym przebywał także dnia, kiedy zaczęła się lądowa ewakuacja więźniów. I właśnie ten wypadek uratował go od śmierci. W domu rodziny Wiczkowskich na temat wojny i obozu głośno się nie mówiło. Aż do pewnego dnia.
Gruszki w stawie
Pani Agnieszka wraz z rodzeństwem pasła krowy. Przy łące znajdował się staw, a przy nim rosła wielka grusza. Dzieci Józefa Wiczkowskiego dojrzały w wodzie ogromne gruszki, które chciały wyłowić. Tak się stało, że kiedy najstarsza z sióstr wyciągała je z wody, podbiegł do niej ojciec.
– Zostaw to. Ten staw jest pełen trupów. Nie wolno wam jeść tych gruszek – powiedział nam ojciec. Opowiedział mi także historię tego miejsca – wspomina Agnieszka Makurat. Józef Wiczkowski powiedział o więźniach Stutthofu, którzy pędzeni byli drogą nieopodal łąki do obozu ewakuacyjnego w Gęsi. Na początku lutego, kiedy przechodzili obok zmrożonego stawku, lód był cienki. Niemcy wpędzili na niego najsłabszych więźniów, których nie opłacało się pędzić do obozu w Gęsi. Kilkudziesięciu, którzy wpadli do wody, zostało w niej na zawsze. Uwagę pani Agnieszki przykuło jeszcze jedno wydarzenie z czasów dzieciństwa. Wzdłuż drogi prowadzącej na tę łąkę znajdowały się małe kopczyki. Ojciec pilnował, żeby były zadbane, żeby nikt ich nie niszczył. Jak się pytaliśmy, co tam jest, mówił tylko: „nie dla dzieci”. Dziś wydaje mi się, że były to groby ofiar Marszu – mówi. Córka Józefa Wiczkowskiego nie ma także wątpliwości, skąd ojciec wiedział o ofiarach w pobliskim stawku. Sam nie mógł tego zobaczyć, był w tym czasie w Stutthofie.
Koledzy powiedzieli
W domu pani Agnieszki widzimy fotografie ojca na tle żywopłotu. To zdjęcie z kolegami, z którymi był w obozie. - Często do nas przyjeżdżali po wojnie. Wtedy zamykali się w pokoju i rozmawiali. Dzieciom nie wolno było słuchać – opowiada Agnieszka Makurat. – I to najpewniej wtedy koledzy, którzy Marsz Śmierci przeżyli lub usłyszeli od innych współwięźniów, opowiedzieli ojcu historię o ciałach w stawku.
W miejsce stawku, latem 2010 roku przyjechała Elżbieta Grot, kustosz Muzeum Stutthof w Sztutowie. Wykonała dokumentację fotograficzną, spisała zeznania pani Agnieszki. Jednak jak się okazuje, do ekshumacji nie dojdzie zbyt prędko. Dlaczego? Głównym powodem stały się pieniądze, a właściwie ich brak. Badania geologiczne są bardzo kosztowne.
A miejsc do zbadania jest wiele. Wiemy o kilku ogromnych mogiłach. Jedna z nich jest w Toliszczku.
Lokalni historycy mówią także o zbiorowej mogile w Tawęcinie. Tam również zimą 1945 roku w obozie przejściowym zmarły setki osób, których ciała do dziś nie zostały ekshumowane.
Chociaż ekshumacje w lesie w Krępie Kaszubskiej, gdzie znajdował się obóz przejściowy, odbywały się zimą 1951 roku, nie zostały należycie wykonane. Sroga zima przeszkodziła wówczas w przenoszeniu ciał więźniów na tworzony cmentarz ofiar hitlerowskiego terroru. W krępskim lesie znajdować może się jeszcze kilka grobów.
Kilka lat temu w Gęsi, w miejscu obozu ewakuacyjnego przeprowadzono nowatorskie badania gruntu, które wykazały, że znajdują się w nim ludzkie szczątki.
Do ekshumacji doszło w Łebuni (gm. Cewice). Z miejsca wskazanego przez mieszkankę wsi wykopano szczątki trzech mężczyzn, ofiar Marszu Śmierci.
Spoczęli na cmentarzu ofiar w Krępie Kaszubskiej.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?