Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Słupskie ślady z powstania warszawskiego

Fot. Archiwum
Ksiądz Jan Zieja podczas powtórnego pochówku pomordowanych robotników przymusowych na placu Powstańców Warszawskich. 15 września 1945 roku.
Ksiądz Jan Zieja podczas powtórnego pochówku pomordowanych robotników przymusowych na placu Powstańców Warszawskich. 15 września 1945 roku. Fot. Archiwum
Po wojnie przyjechało ich do Słupska kilka tysięcy. Większość z nich widziała katastrofę Powstania Warszawskiego. To oni - warszawiacy - tworzyli wtedy niezwykły klimat Słupska.

Jest marzec 1945 roku. Do Słupska przyjeżdża Michał Issajewicz, pseudonim Miś. Ucieka z pociągu wywożącego więźniów z obozu koncentracyjnego w Stuthoffie. Ukrywa się w lasach, później osiedla się w mieście. Ma doświadczenie i dużo szczęścia.

1 lutego 1944 roku Issajewicz uczestniczył w słynnym zamachu na Franza Kutscherę, kata Warszawy. Dobił go strzałami z parabellum. W akcji otrzymał niegroźny postrzał w głowę.

Gdy dociera do Słupska, zastaje centrum miasta spalone przez wojska radzieckie. Szybko się odnajduje wśród nowej społeczności, która napływa do miasta. Poważną część z nich stanowią warszawiacy skuszeni mitem o Paryżu Północy. Issajewicz zostaje pełnomocnikiem ds. ludności niemieckiej w tworzącym się urzędzie.

W kwietniu 1945 roku przybywa do Słupska pierwsza grupa organizująca polską administrację. Na jej czele staje Jan Kraciuk, tramwajarz warszawski, członek PPR. Jest pierwszym pełnomocnikiem rządu na obwód słupski.

Ksiądz legenda

29 maja do Słupska przybywa kolejny słynny warszawiak. To Jan Zieja, legendarny kapelan "Szarych Szeregów". Przyjechał tu, bo w pobliskim Koszalinie księża już byli. W Słupsku jeszcze nie.
Na miejsce swojego urzędowania obrał jedyną świątynię katolicką w mieście, kościół św. Ottona. W środku widać było jeszcze ślady zniszczeń dokonanych przez radzieckich żołdaków. Budynek był splądrowany.

Jego rola w pierwszych powojennych latach Słupska jest nie do przecenienia. To jedyny kapelan katolicki w mieście. Cieszący się powszechnym mirem. Charyzmatyczny, a jednocześnie skromny, żyjący na skraju ubóstwa.

Po uporządkowaniu kościoła odprawiał tam kilka mszy, dojeżdżał też do kościołów w okolicznych wsiach. Rozpoczął porządkowanie świątyń św. Jacka i Najświętszego Serca Jezusowego. Powołał komitet odbudowy kościoła Mariackiego.

Rośnie nowe miasto

Warszawiacy nadają ton swojemu nowemu miastu. Issajewicz w Słupsku spotyka Stanisława Gierałtowskiego, tego samego, który opatrywał go w warszawskim Szpitalu Maltańskim, gdy ten został ranny w głowę. Są też inni - Franciszek Szafranek, ps. Frasza (w czasie powstania szef drugiej kompanii batalionu Kiliński), poetka Marta Aluchna-Emelianow, malarz Stefan Morawski, Maria Zaborowska, pierwsza dyrektor muzeum.

Przy ulicy Wojska Polskiego, w miejscu, gdzie znajdzie się później Karczma Słupska, swoją kawiarnię otworzył inny warszawiak, Julian Żółtowski. Nazwał ją Warszawianka.

Żółtowski chciał odbudowywać miasto. Za własne pieniądze kupił maszyny. Uruchomił piekarnię. Część chleba rozdał biednym. Później tworzył jadłodajnie obywatelskie.

Ale zawsze miał swoje zdanie.

Gdy w 1947 roku został ławnikiem w sądzie, uczestniczył w rozprawie, gdzie sądzono kilkunastu młodych chłopaków za rozrzucanie antykomunistycznych ulotek w kinie Polonia. Oskarżeni byli tak mali, że ich głowy ledwo sięgały ponad ławę. Żółtowski wstał i wyszedł. Nie chciał uczestniczyć w takim procesie.
W 1949 roku aresztowano go w związku ze znaną afera szpiegowską Andre Robineau (francuskiego konsula, który organizował siatkę wywiadowczą na Pomorzu). Zmarł kilka mięsiecy po wyjściu z więzienia w Szczecinie. Był nieludzko katowany.

W jego Warszawiance bywał Bronisław "Sokół" Klimczak, oficer przedwojennego kontrwywiadu, żołnierz Armii Krajowej, znajomy Żółtowskiego z czasów okupacji. Również warszawiak.

"Sokół" spotykał się w cukierni z inną warszawianką - Genowefą Zielińską. Byli zakochani. Oboje aresztowała bezpieka w 1949 roku. Również w związku z aferą Robineau. "Sokół" Klimczak został jedynym, którego w całej aferze skazano na śmierć.

Żółtowski uczestniczył w procesie innych warszawiaków. To byli chłopcy z Powstania Warszawskiego, którzy założyli Bataliony Harcerstwa Polskiego. Chcieli walczyć z nowym ustrojem. Zabierali broń Rosjanom, którzy wciąż stacjonowali w mieście, i pisali na murach antykomunistyczne państwa. W końcu wpadli. Większość zatrzymanych otrzymała wysokie wyroki.

Bez pamięci

Czasy były takie, że ludzkie ścieżki przeplatały się ze sobą w najbardziej dziwnych okolicznościach. Choć wszystkie wywodziły się właśnie z Warszawy.

Dziś Słupsk nie pamięta o warszawiakach, którzy przywracali miasto do życia po wojnie. Jedni wyjechali odbudowywać stolicę, część z nich straciła stanowiska w wyniku czystki przeprowadzonej we władzach magistratu w 1947 roku. Nie cieszyli się zaufaniem.

Jednak zostawili po sobie pierwszy w Polsce pomnik poświęcony Powstaniu Warszawskiemu. Powstał w wyniku zbiórki społecznej pieniędzy. Nikt ich nie skąpił. To był wyraz szacunku dla tych, którzy zostali pod gruzami stolicy. A dziś to chyba jedyny ślad niezwykłych powojennych czasów, które, niestety, ale nie odcisnęły piętna na późniejszych pokoleniach tworzących Słupsk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza