Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia zabaw nad Słupią. "Święto Zakręconego Toru"

Michał Kowalski [email protected]
Ostatni raz święto odbyło się w 1935 roku na stadionie (obecnie Stadion 650-lecia) po 27 latach przerwy. Cykliczność rytuału zakończyła się bowiem w 1908 roku, kiedy rozwiązano cech szewców.
Ostatni raz święto odbyło się w 1935 roku na stadionie (obecnie Stadion 650-lecia) po 27 latach przerwy. Cykliczność rytuału zakończyła się bowiem w 1908 roku, kiedy rozwiązano cech szewców.
Miasto w swojej historii obchodziło różne uroczystości. Poszczycić może się jednym wyjątkowym - "Świętem Zakręconego Toru".

Nić subtelnej magii

Nić subtelnej magii

nasz komentarz

Niezależnie od tego, jaką datę wybiorą słupszczanie na swoje święto, warto byłoby przywrócić do życia "Święto Zakręconego Toru".

Dlaczego? Dlatego, że jest wyjątkowe i niezwykłe, a w czasach poszukiwania turystycznej marki dla Słupska byłoby idealnym, nowym i świeżym pomysłem.

Turystów zachęca oryginalność. W okolicy Słupska latem jest ich wyjątkowo dużo. Czy można rezygnować z takiej szansy, by poznali Słupsk?

Jest to też symbol nieuchwytnej magii, który powoduje, że nad Słupią mieszkają ludzie, którzy bez względu na jakiekolwiek poglądy chcieliby tu żyć i pracować. Magii, która łączy wszystkich.

Michał Kowalski

Nie wiemy jak słupszczanie bawili się w czasach średniowiecza.

- Na pewno były takie święta, choć nie za bardzo wiemy jakie. Źródeł o Słupsku nie zostało nam dużo, a jedyna porządna kronika pochodzi z XVI wieku, choć i ta odnosi się do pewnych zaszłości. Niestety, nie jest do końca wiarygodna, ponieważ była pisana na podstawie Długosza - mówi Bronisław Nowak z Instytutu Historii Akademii Pomorskiej w Słupsku.

Według Nowaka uroczystości wiązały się ze świętami chrześcijańskimi.
- Wiemy też, że upamiętniano pewne wydarzenia czy zjazdy książąt - mówi historyk. - Bywał tu Przemysław II, późniejszy król Polski, który spotykał się ze Mściwojem, księciem gdańskim i księciem pomorskim Bogusławem IV. Podczas spotkań ustalano pewne zasady dotyczące rozgraniczenia pobliskich terytoriów.

Profesor AP, Barbara Popielas-Szultka podkreśla, że święta średniowieczne grupowały i łączyły mieszkańców.

- Święta miały każde grupy społeczne. Były piękne i dostojne. Szło bogate kupiectwo i patrycjat do kościoła wzdłuż szpaleru żebraków, którym rzucali jakieś drobne datki. Później w świątyni, odbywała się właściwa ceremonia - opowiada pani profesor.
W średniowieczu głównie bawiono się jednak na dworach i to bardzo wystawnie.

Niezwykłym świętem w historii Słupska, które było w miarę dokładnie opisane i które wyłamuje się ze zwykłego cyklu obchodzenia świąt państwowych czy kościelnych było "Święto Zakręconego Toru". Jest to obyczaj trochę nieznany. Jednym z nielicznych, który się nim zajmował, jest Piotr Andrusieczko z poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Sądzi on, że "Zakręcony Tor" jest dalekim odbiciem zachodniosłowiańskich, pogańskich obyczajów. Poza tym w historii Słupska zapisał się rok 1910, kiedy na 700-lecie miasta zaproszono cesarza niemieckiego Wilhelma II (przy okazji cesarz sadził osobiście drzewa przy kościele w Gardnie Wielkiej). To było wielkie wydarzenie dla miasta.

Święta miasta są zwyczajem bardzo nowożytnym. W Słupsku zapisały się dość nieszczęśliwie. W PRL, dla podkreślenia "polskości" ziem słupskich, ustanowiono świętem miasta 8 marca, na pamiątkę daty tzw. wyzwolenia Słupska w 1945 roku, które było w rzeczywistości dniem, w którym miasto spłonęło i lała się krew.

8 marca przez lata polegał na typowych dla tych czasów akademiach, wizytach zaprzyjaźnionych górników i seryjnym wręczaniu medali. Rekord padł w 1983 roku. Wówczas jednego dnia różne odznaczenia nadano 70 osobom.

Święto Zakręconego Toru

Brat Półsiedem podczas czerwcowego festynu na ulicach miasta w 1935 roku.

Gdzie znajdował się Die Windelbahn?

Krąg był wpisany na stałe w krajobraz Słupska. Dziś trudno dojść, gdzie się znajdował. Pierwotnie być może był to park przy Zamku Książąt Pomorskich. Na początku XX wieku krąg przeniesiono w okolice gazowni. Wytypowaliśmy dwa miejsca, gdzie śmiało święto to mogłoby odbywać się w naszych czasach - dawny postój cyrków w Parku Kultury i Wypoczynku lub wokół pięknego kasztanowca w tymże parku.

Pierwszy opis święta znalazł się w sprawozdaniu pastora Hakena z 1784 r. Uważa się jednak, że miało ono już w Słupsku swoją bardzo długą tradycję. Pierwsza wzmianka o tym dziwnym obyczaju pochodzi z 1694 roku. Jej autor to nieznany student teologii wędrujący przez Pomorze. Właśnie on przekazał podanie, skąd to święto mogło się wywodzić.

Tradycja mówi, że cech szewców uratował pomorskiego księcia Ernesta von Croy. Otóż, pewnego dnia książę przejeżdżał w okolicy Bramy Kowalskiej, kiedy został zaatakowany przez zbirów wynajętych przez tkaczy. W ostatniej chwili ktoś wezwał na pomoc szewców. Ci ruszyli na odsiecz księciu i pobili napastników. W nagrodę książę ofiarował im liczne podarki i przywileje, w tym grunty, gdzie znajdował się park książęcych dzieci. Właśnie w tym miejscu szewcy usypali wał, a w jego środku wycięli w trawie dziwny labirynt w kształcie ślimaka o średnicy około 50 metrów. Początkowo wał był obsadzony drzewami, prawdopodobnie jedno drzewo znajdowało się w środku labiryntu.

Od tej pory, co roku, później co trzy lata, a od 1896 roku przynajmniej raz na siedem lat obchodzono w Słupsku w miejscu zwanym Die Windelbahn - Święto Zakręconego Toru (Windelbanhnfest). Był to rodzaj wielkiego czerwcowego festynu jednoczącego miasto w rytuale oczyszczenia (podobnym do polskiej Sobótki). W miasto wyruszał barwny pochód, którego głównymi postaciami był Brat Rękaw, Brat Półsiedem i Majowy Książę. Dwóch pierwszych było błaznami przebranymi w śmieszne stroje z drewnianymi berłami w rękach, spiczastymi czapkami na głowach - zaczynali swój show od porannego przybycia pod ratusz i pozdrowienia burmistrza oraz członków Rady Miejskiej. Następnie rozdzielali się i każdy wędrował w swoją część miasta. Wprowadzali - jak to nazywano - chaos w spokojne życie mieszczan. Wyrzucali ubrania, kiełbasy, mąkę, pączki w tłum, który za nimi chodził.

Po południu przez miasto wyruszał pochód z Majowym Księciem na czele. Dochodzili razem z braćmi do "Die Windelbahn" i rozpoczynali właściwą część rytuału polegającego na bezbłędnym przejściu w rytm tańca do środka labiryntu. Za błędy w tańcu Majowy Książę płacił widzom trunkiem. Po zakończeniu rytuału wszyscy udawali się na całonocną zabawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza