Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

II wojna światowa. Niemcy schowali w Ustce największy duński okręt

Fotografia i reprodukcje: Marcin Barnowski
Archiwalne zdjęcie "Nielsa Juela”. To ten krążownik w 1944 roku Niemcy trzymali w Ustce.
Archiwalne zdjęcie "Nielsa Juela”. To ten krążownik w 1944 roku Niemcy trzymali w Ustce. Fotografia i reprodukcje: Marcin Barnowski
Niewiele brakowało, a stalowy kolos doczekałby w 1945 roku w Ustce nastania polskich czasów. Może zostałby wtedy wcielony do polskiej Marynarki Wojennej? Byłby największą jednostką pływającą pod naszą banderą.

Był to chyba największy okręt, jaki kiedykolwiek bazował w usteckim porcie. Pierwotnie nazywał się "Niels Juel". Zwodowany w 1918 roku, był lekkim krążownikiem obrony wybrzeża i zarazem największym okrętem duńskiej marynarki wojennej. Miał 90 metrów długości i 16,30 m szerokości. Uzbrojenie: 10 dział kalibru 150 mm, 4 przeciwlotnicze armaty 57 mm, dwie wyrzutnie torped kaliber 45 cm.

Uciekający okręt

Jego droga do Ustki to materiał na dobry film akcji. W niedzielę 29 sierpnia 1943 roku dowódca "Nielsa Juela" otrzymał informację, że Niemcy w kopenhaskim porcie przejmują duńskie jednostki. Miał rozkaz nie oddać flagowego krążownika. Zaryzykował ucieczkę do neutralnej Szwecji.

Wtedy doszło do najbardziej patetycznego wyczynu rodaków Hamleta w II wojnie światowej. Gdy uciekający krążownik zaatakowały sztukasy, puścili przez pokładowe megafony duński hymn narodowy. Takty utworu mieszały się z terkotem kaemów aż do czasu, gdy padło pięciu rannych. Wtedy Duńczycy osadzili okręt na mieliźnie, uszkodzili jego najważniejsze urządzenia i poddali się. Niemcy w walce z nimi stracili jeden samolot.

Na mieliźnie okręt tkwił przez rok. W kwietniu 1944 r. hitlerowcy wreszcie ściągnęli go i odremontowali, zawieszając banderę ze swastyką i zmieniając nazwę na "Nordland". Następnie krążownik odholowali do Ustki. Stanął w głębi portu, przy nabrzeżu karwińskim po zachodniej stronie, tuż za kolejowym mostem przez Słupię.

Ustkę wybrano na miejsce stacjonowania stalowego kolosa, bo tu rzadko zapuszczały się samoloty alianckie i radzieckie. Istniała szansa, że o dużym okręcie wojennym w porcie, w którym diabeł mówi dobranoc, nie dowie się żaden z wrogów III Rzeszy i jednostka uniknie bombardowań.

Obok krążownika stał jeszcze inny duży statek zrabowany Duńczykom: parowiec "Aalborghus". Był to "pasażer", zabierający na pokład ponad do tysiąca osób. Jemu też zmieniono nazwę - na "Schill", aby w ten sposób uczcić pruskiego majora i partyzanta, walczącego niegdyś z Napoleonem na Pomorzu (jego ludzie rozbili w 1807 roku m.in. polsko-saski oddział pod Mianowicami koło Słupska).

Ze wspomnień kadeta Fuchsa

W Ustce, zwanej wtedy Stolpmuende, "Nordland" tętnił życiem. Pełnił rolę statku - koszar. Szkoliło się na nim i mieszkało 600 młodych kadetów hitlerowskiej marynarki. Znamy relację jednego z nich.

Werner Fuchs opublikował swoje wspomnienia z Ustki w "Jahrbuch der Marine" w 1978 roku. Jego grupa przybyła tu 1 listopada 1944 roku, po trwającej dwa dni podróży koleją ze Stralsundu. Zapamiętał, że okręt stał 200 metrów od dworca, gdzie wyładowano kadetów, przy zachodnim nabrzeżu, koło mostu przez Słupię.

"Nordland" nie wychodził z portu. Kadeci codziennie przed szóstą rano mieli pobudkę, potem zaprawę w szortach na pokładzie i zajęcia do wieczora. Fuchs zapamiętał, że strasznie się nudzili. Na lądzie nie było dla nich atrakcji, bo wstęp do usteckich knajp mieli zakazany. W tych lokalach działy się bowiem wówczas takie rzeczy, na które byli za młodzi.

Ale Fuchs mimo to przeżył w Ustce przygodę. Wziął "na wojnę" aparat fotograficzny. Wprawdzie obowiązywał surowy zakaz fotografowania okrętu i portu, ale podczas spaceru, gdy był po przeciwnej stronie kanału, gdzieś koło dzisiejszej hali stoczniowej, pstryknął kilka ujęć.

Ktoś to zauważył i doniósł dowódcy. Ten najpierw nakrzyczał na kadeta, strasząc rozstrzelaniem za szpiegostwo, a następnie złagodniał i zaproponował założenie na okręcie ciemni i stworzenie fotograficznej dokumentacji służby. Dzięki temu szczęściarz mógł realizować hobby i dostawał przepustki do Słupska po materiały.

Gdy Rosjanie przełamali Wał Pomorski, dowództwo Kriegsmarine rozkazało "Nordlandowi" opuścić coraz bardziej zagrożoną Ustkę i schronić się w Kilonii.

W tonach mułu

I tu powstał problem. Krążownik miał zanurzenie 5,2 metra, a maksymalna głębokość w porcie wynosiła 6 m. Przez pół roku stania jakby przyssał się do dna Słupi, która otoczyła go tonami mułu. Ani drgnął, gdy kapitan zakomenderował "cała naprzód!". Tylko woda i szlam bulgotały spod śrub.

- Kilkaset osób wyszło na pokład i na komendę przechodziło z lewej na prawą burtę, potem z prawej na lewą, żeby rozkołysać okręt. Ale to też nic nie dało - wspominał Fuchs.

Załoga zaczęła demontować działa przeciwlotnicze i ustawiać na wydmie po zachodniej stronie portu. W ten sposób uczyniono okręt nieco lżejszym. Ale to też nie pomogło.

Dopiero dwa pełnomorskie holowniki ściągnięte na pomoc zdołały 18 lutego wyciągnąć "Nordland" na pełne morze. Dotarł do celu. Ale ponieważ rejon Kilonii stał się obszarem intensywnych bombardowań lotniczych, w maju 1945 roku kadetów wysadzono na ląd, a jednostkę zatopiono.

W Ustce, na nabrzeżu, przy którym była zacumowana, pozostały dwa parowozy. Podobno służyły do ogrzewania unieruchomionego okrętu. O tym, że lokomotywy były sprzężone z jakimś tajemniczym hulkiem, pisał w swoich wspomnieniach Bronisław Brzóska, jeden z polskich pionierów, którzy w 1945 sprzątali port po zniszczeniach wojennych.

Ale nikt z nich nie wiedział, że owym hulkiem był największy okręt wojenny Królestwa Danii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza