Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadą wozy kolorowe taborami, jadą wozy kolorowe wieczorami

Sylwia Lis [email protected]
Kolorowe wozy wzbudzały na wsiach sensację.
Kolorowe wozy wzbudzały na wsiach sensację. Internet
Czasami do wsi w powiecie lęborskim i bytowskim wjeżdżało 40 kolorowych wozów. Ludzie tańczyli, śpiewali i wróżyli. Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma.

Jeszcze do lat 60. ubiegłe­go wieku Cyganów można było spotkać w wielu pomorskich wsiach i miastach. Gdy robiło się ciepło, pojawiali się nie wiadomo skąd. Jeździli kolorowymi wozami zaprzężonymi w konie. Tam, gdzie pojawiały się cygańskie tabory, ich widok budził kontrowersje, czasem zaskocze­nie. Gospodynie chowały kury, a mężczyźni z widłami stali na progach domów. Jednak nie wszyscy się ich obawiali. Najczęściej przyjazd taboru cygańskiego wzbudzał zaciekawienie, bo mącił monotonię szarego życia.

Było 50 wozów

Zakończenie drugiej woj­ny światowej i zmiana granic Polski umożliwiły Romom dotarcie na niedostępne przed wojną Pomorze. W przedwojennej Polsce tabory były dość często spotykane, jednak dla autochtonów był to nowy widok. Tabory, które poruszały się po Pomorzu, były potężne i liczyły nierzadko po pięćdziesiąt wo­zów. Cyganie musieli mieć dobre mapy, bo zajeżdżali nawet do małych miejscowości. Trasy układali w taki sposób, że jeden tabor nie wchodził w drogę drugiemu.

- Byłam wtedy małą dziew­czynką - mówi pani Maria z Cewic. - Pamiętam kolorowe wozy, których było naprawdę dużo. Wspaniały widok. Poszłam z ojcem zobaczyć piękny kolorowy wóz i gdy zajrzeliśmy do środka, zobaczyliśmy małą, może trzyletnią dziewczynkę, która gdy nas zobaczyła, wytknęła język, wypięła i pokazała w naszą stronę gołe pośladki (jedno z najgorszych cygańskich zniewa­żeń). Wiem, że stare Cyganki przychodziły do matki i wróżyły z kart. Matka dała im za to dwa bochenki swojskiego chleba.

Kury znikały w dziwny sposób

Mimo strachu przed Cyganami milicyjne statystki nie odnotowywały poważniejszych incydentów z nimi związanych. Oczywiście zdarzały się jakieś drobne kradzieże. Najczęściej w tajemniczych okolicznościach ginął drób i ziemniaki z pola. Zresztą nie ma się co dziwić, gdyż w każdym dużym taborze było do trzystu osób (dzieci trzeba było nakarmić). Cyganki chodziły po wsiach i wróżyły (stąd wzięło się słowo "cyganić", czyli czarować), a że wiedziały, jaką przyszłość przepowiedzieć, to za to otrzymywały sowite wynagrodzenie. Mężczyźni chodzili po wsiach i handlowali patelniami i garnkami własnej produkcji oraz koń­mi. Gdy jednak ktoś wróżby nie chciał i Cyganów wyrzucał, Cyganki pluły, przeklinały i rzucały urok. Wieczorami zaś palili wielkie ogniska, grali, śpiewali i tań­czyli.

Nie wiem, ile w tym prawdy, ale tata mówił, że cyganie jedli

Szacuje się, że w latach 60. po Polsce krążyło w taborach do dwudziestu tysięcy osób. Ile było naprawdę, tego nie wie nikt. Co do jedzenia psów, nikt tego nie potwier­dza. Chociaż niektórzy mó­wią, że to stara cygańska tradycja do dzisiaj kultywowana na Słowacji.

Historia Cyganów

Romowie pojawili się w Polsce w XIV wieku. Przywędrowali z Indii. W Polsce jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku zamieszkiwały cztery główne grupy, z których nie wszyscy prowadzili wędrowny tryb życia.

Polska Roma, czyli Polscy Cyganie Nizinni.

Zamieszkiwali od pokoleń na terenie Polski i jeszcze do niedawna prowadzili wędrowny tryb życia i to ich najczęściej widywano w taborach.

Bergitka Roma lub Polscy Cyganie Wyżynni lub Cyganie Karpaccy - mieszkali na terenie Karpat oraz w okolicy Kłodzka.

Prowadzili osia­dły tryb życia i byli bardzo biedni i przez to pogardzani przez innych wędrownych Romów. Kalderasze, czyli kotlarze - na teren Polski przybyli w XIX wieku z terenu Węgier oraz Rumunii, skąd ruszyli na teren całej Europy. Tradycyjnie jedni z najbogatszych wśród polskich Ro­mów, przez co zyskiwali szacunek wśród biedniejszych grup. Z tej grupy wywodzi się najwięcej wykształconych Romów i królów cygańskich.

Lowarzy, czyli koniarze. Pochodzą z terenu Rumunii, skąd przywędrowali w XIX wieku na teren Królestwa Polskiego. Tradycyjnie zajmowali się dochodowym handlem końmi i posiadali rozległe kontakty rodzinne na terenie całej Europy. Dzisiaj ta grupa w Polsce nie zamieszkuje, gdyż w całości w latach 90. wyjechała do Szwecji i Niemiec.

Cygańska sól w oku partii

Ze wszystkich polskich grup narodowościowych Cyganie jako jedyni nie podporządkowywali się przez 20 lat komunistycznej władzy i dlatego stali się solą w jej oku. Wróżenie z kart, drobne prace rzemieślnicze i muzykowanie nie były odzwierciedleniem kultu pracy. Władze szczególnie drażniło to, że Cyganom nie dało się narzucić nawet obowiązku posiadania dowodu osobistego i rejestrowania tożsamości. W sumie nikt do końca nie wiedział, ilu ich mieszka w Polsce.

Milicyjna akcja "C", jak Cygan

W 1952 roku nastąpiła pierwsza próba zmuszenia Cyganów do osiadłego trybu życia. 22 i 23 września oddziały milicji oraz urzędników dokonały spisu Romów. Ujawniono 150 taborów. Udało się wówczas zarejestrować oko­ło połowy polskiej populacji. Od tego czasu zaczęły się jednak represje polegające na przeszkadzaniu taborom w poruszaniu się po kraju. Milicja sprawdzała stan techniczny wozów i za najmniej­sze wykroczenie karała wysokimi mandatami. Od tego czasu zaczęto poprzez kró­lów nakłaniać ludzi do osiedlania się, znajdując małopłatne prace dla robotników niewykwalifikowanych. Zmu­szono ich także do posyłania dzieci do szkół. Jed­nak to były półśrodki i trzeba było ostrzejszych kroków, aby Cyganów osiedlić.

Niebieskie ptaki

1964 rok okazał się prze­łomowy. Ówczesne MSW powołało przepisy, które zmusiły Ro­mów do osiadłego trybu życia. Całkowicie zabroniono poruszania się taborami i wprowadzono przymusową rejestrację. Ponadto przydzielano mieszkania na Ziemiach Odzyskanych. Osoby, które nie chciały się podporządkować, karano. Propaganda nazywała Cyganów niebieskimi ptakami i wrogo nastawiała do nich ludzi. To wystarczało. Do początku lat 70. tabory zniknęły z polskich dróg. W Lęborku osiedlono kilka rodzin. Jednak już w Słupsku było około stu rodzin na ulicy Długiej oraz w okolicach. Ludzie się ich bali i w te okolice mało kto się zapuszczał. Jednak do dzisiaj w pamięci lokalnych muzyków zostało nazwisko Zamaro, który był mistrzem w naprawianiu akordeonów.

Statystyki twier­­dzą, że dzisiaj w Polsce zamieszkuje 12 tysięcy Rom­ów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza