Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kaczyński: W kraju mamy bałagan

Marek Rudnicki
Jarosław Kaczyński: W kraju mamy bałagan.
Jarosław Kaczyński: W kraju mamy bałagan. Andrzej Szkocki
Rozmawiamy z Jarosławem Kaczyńskim, prezesem PiS, który był uczestnikiem konferencji "Więcej pracy".

Konferencja została zorganizowana przez Ruch Społeczny im. Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego w Szczecinie.

Nie widać na ulicach rzesz ludzi umierających z głodu, ale czuć w społeczeństwie narastające napięcie, związane z sytuacją gospodarczą, bezrobociem i niszowymi płacami. Co musi się zdarzyć, byśmy wrócili, jako społeczeństwo, do równowagi?

- Pierwszy warunek, by coś się zdarzyło, to zmiana władzy. Sama jednak zmiana władzy o niczym nie przesądza. Decydujące będzie także to, czy nowy rząd będzie miał rzeczywisty program zmian w naszym kraju.

Jakich zmian?

- Po sześciu latach rządów PO mamy w kraju taki bałagan, że właściwie, gdzie nie spojrzeć, tam potrzeba wprowadzić nowy ład. Z jednej strony niezbędny jest program pozytywnych zmian, które mają otworzyć możliwości rezerwy rozwoju, bo Polska jest jeszcze daleko od tego, co być powinno. Przede wszystkim więcej pracy czyli walka z bezrobociem. To dziś na pewno najważniejsze zadanie. Potrzebne są też zmiany w służbie zdrowia, infrastrukturze. Demografia to jest też ogromne wyzwanie czyli nowoczesna polityka prorodzinna. Potrzebna jest walka, skuteczne przeciwdziałanie wszelkim patologiom - czy to w życiu gospodarczym, czy publicznym. Polacy muszą znowu uwierzyć w sprawiedliwość, w to że władza działa w imię ich a nie własnego interesu. Dziś nie wykorzystujemy szansy jaką mamy, kolejne możliwości rozwoju nam uciekają.

To znaczy?

- Polska powinna być co najmniej o dwie trzecie bogatsza, licząc na mieszkańca, niż jest obecnie, aby była w Europie państwem na średnim poziomie wśród państw zamożniejszych. Powinniśmy stawiać sobie ambitne cele i do nich dążyć.

Można sobie wyobrazić taki scenariusz, gdy do władzy dochodzi inny rząd, niż Platformy Obywatelskiej, na przykład PiS-u. Czy w określonych warunkach gospodarczych będzie miał on pieniądze na zrealizowanie tego, o czym marzą Polacy, czyli lepszego poziomu życia?

- To jest, oczywiście, niezwykle ważny problem. Pierwsze, co musimy zrobić, to jest reforma finansów publicznych. Czyli likwidacja tego ciężko chorego systemu fiskalnego, który jest w Polsce. Jednych niszczy, a innym daje zupełnie nieuzasadnione przywileje. Jest całkowicie arbitralny i niewydajny. Jego podtrzymywanie jest wygodne dla tych, dla których ta mętna woda jest właśnie źródłem różnego rodzaju beneficjów, a który jest fatalny z punktu widzenia całego społeczeństwa.

Jaki program?

- To musi być program, który będzie wyraźnie promował inwestycje, tworzenie nowych miejsc pracy, ale też uczciwie podchodził do przedsiębiorców. Oni powinni mieć jasność co do tego, za co i ile płacą. Oczywiście nie wolno zapominać też o problemach społecznych. Dlaczego podatki mają płacić emeryci, którzy mają dochody do tysiąca złotych? To jest rozbój w biały dzień. Suma dla państwa jest niewielka, a suma nieszczęść - ogromna. Czyli trzeba tutaj dokonać tego pierwszego kroku i w oparciu o ten nowy system rozwiązywać problemy.

Uda wam się to, gdy dojdziecie do władzy?

- Nie jesteśmy oszustami, nie zapowiadamy, że za jednym pstryknięciem palców zmienimy od razu całą rzeczywistość. Tylko ten, kto nie ma pojęcia o polityce może coś takiego obiecywać. My zapowiadamy, że zlikwidujemy patologie, że powstrzymamy chorą prywatyzację, że będziemy zwalczać wszystkie układy niszczące polskie życie gospodarczo-społeczne. Z drugiej strony, że wprowadzimy w różnych dziedzinach życia program zmian.

Wracając do podatków, czy przewidujecie korektę progów podatkowych?

- Na pewno zlikwidujemy sytuację taką, gdy profesor który zarabia 200 tys. zł rocznie na różnych uczelniach, płaci 32 proc., a prezes banku który zarabia dziesięć razy więcej, jedynie 19 proc. A jeśli chodzi o progi, na pewno nie mamy zamiaru podnosić podatków.

Droga S6. Nasze gazety od dłuższego czasu lobbują na rzecz znalezienia na nią pieniędzy w nowym rozdaniu finansowym 2014 - 2020. Czasami spotkamy się z zarzutami, że próbujemy powielać pomysł Hitlera na tzw. Berlinkę.

- Nie kwestionuję, że ta droga powinna powstać. A zarzuty, które słyszycie, są całkowicie bez sensu. Nie można ulegać takiemu szantażowi, bo wtedy nie zbudowalibyśmy ani kilometra autostrady. To jest absurd, natomiast moim zdaniem połączenia południkowe, także przez zachodniopomorskie, są z punktu widzenia strategicznego ważniejsze. Bardzo istotna wydaje się mi obwodnica zachodnia Szczecina, bardzo ważna też dla Polic. To bardziej istotne rozwiązanie, aby Szczecin i Świnoujście mogły wrócić do roli dużego, a może z czasem znów największego portu bałtyckiego. S6 z pewnością zwiększy wygodę podróżowania po tej części Polski. W pewnym sensie można jednak też przypuszczać, że uczyni mniej opłacalną żeglugę kabotażową. Krótko mówiąc jest to inwestycja, która powinna zostać zrealizowana, ale dziś nie jest dla regionu priorytetem, natomiast obwodnica, już tak.

Standardowe pytanie: czy jest realne odbudowanie stoczni szczecińskiej? Pytam, jako że ze strony ważnych decydentów związanych z rządem słyszymy, że nie ma już na to szans.

- Jest możliwość odbudowania stoczni. Jest tradycja i to co jest istotne, wiedza w ludzkich głowach. Z obliczeń ekonomistów wynika, że około 80 proc. majątku narodowego to jest to, co właśnie tkwi w ludzkich głowach. Nawet więc, gdy w tej chwili pochylnie czy suwnice są likwidowane, a urządzenia wywożone na złom, będzie je można odtworzyć. Są ludzie, można ściągnąć tych, którzy wyjechali za granicę, odbudować potencjał i jeśli tylko będą zamówienia, a możemy zakładać, że będą, to przy zmianie modelu produkcji, Szczecin może odzyskać stocznię. To jest w interesie całego kraju, a nie tylko regionu. To wiąże się też z odbudowaniem całej gospodarki morskiej, którą tak przez ostatnie lata zaniedbano. Stocznia, gospodarka morska, to miejsca pracy, a dla kraju, wzmocnienie jego pozycji na świecie. Uważam, że trzeba to koniecznie zrobić. Jest jeszcze jedna, ważna kwestia. Szczecin powinien stać się europejskim węzłem komunikacyjnym, połączonym autostradą z południem, ze światem portami, połączeniami kolejowymi, z magazynami, strefą wolnocłową, aby tu się bardziej opłacało dostarczać towary a nie na przykład do Rotterdamu. Krótko mówiąc, można różnymi metodami działać prorozwojowo, tylko trzeba chcieć. Odwrócić tę bezsensowną koncepcję, sformułowaną przez Tadeusza Syryjczyka, że najlepszą polityką gospodarczą, jest jej brak.

Domyślam się, że nawiązuje pan jeszcze do planów ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego, który widział w Szczecinie wielki transeuropejski węzeł.

- Oczywiście, że tak, ale powtarzam wymaga to wysiłku i chęci działania.

Jest szansa na to że w Polsce, obojętnie pod rządami której partii, coś się zmieni? Ludzie od wyborów do wyborów narzekają, a później głosują nie w wyniku własnych rozmyślań, a sugestii mediów lub kampanii reklamowych największych partii.

- Problem jest taki, że podobnie jak na świecie, wielu ludzi odbiera sugestie telewizji za własne poglądy. Również mój rząd tego doświadczył. Mimo odnoszonych sukcesów gospodarczych, pełni swobód, wmawiano ludziom, że nic się nie udaje i że mamy dyktaturę. To tak, jakby w środku bardzo gorącego lata wmawiać komuś, że jest zima. I część osób w to wierzyła. Rząd atakowano ze wszystkich stron, prezydenta obrażano, organizowano demonstracje, na które choć nie było reakcji policyjnej, to twierdzono, że łamane są prawa obywatelskie. Wbrew oczywistym faktom, bo tak to przedstawiano w telewizjach.

Zmieniło się coś?

- Jest jednak nadzieja, że ludzie powoli konfrontują to, co zobaczą w telewizji z tym, co sami doświadczają. Zmienia się też rynek telewizyjny. Ostatnio powstała telewizja Republika. Cały czas razem z milionami Polaków walczymy, żeby telewizja Trwam była powszechnie dostępna na należnym jej miejscu multipleksie. Krótko mówiąc, manipulowanie społeczeństwem będzie coraz trudniejsze, co będzie dla ludzi korzystniejsze.

Ostatnie wybory przegraliście, choć wydawało się, że liczycie na wygraną. To tylko wina części mediów, które sympatią obdarzyły tylko jedną partię?

- Między 2007 a 2011 rokiem co prawda sytuacja gospodarcza pogarszała się, ale rosła konsumpcja. To istotny czynnik. W 2008 roku 18 proc., minus inflacja, to 15 proc. W 2010 już tylko 10 proc. Mimo, że zaczynał się kryzys, w kolejnych latach powoli, ale nadal konsumpcja rosła. Jeśli jakaś władza ma wzrost konsumpcji i ogromne poparcie mediów, to trudno, aby przegrała wybory.

Zdolności przekonywania Platformy?

- Twierdzenie, że to wynik jakiś nadzwyczajnych zdolności tej ekipy, jest łagodnie mówiąc oderwane od rzeczywistości. Dziś konsumpcja już spada. Sytuacja się zmienia. Idzie czas zmian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza