Oficjalnie podawano dotychczas, że służby zaalarmowano dopiero w poniedziałek, po tym, gdy w dyrekcji parku pojawił się zaniepokojony turysta. Nasze informacje z wtorku, jakoby na plaży miało dojść do poparzenia dziecka, także nie zostały potwierdzone.
- Taki przypadek nigdzie nie został zgłoszony - zapewniał we wtorek Tomasz Bobin, dyrektor Urzędu Morskiego w Słupsku.
Wczoraj udało się nam jednak nawiązać z mieszkanką Darłowa, która w minioną niedzielę prawdopodobnie jako pierwsza podniosła alarm, chcąc uchronić przed poparzeniami innych spacerowiczów.
- Razem z bratową i z moją 4-letnią córkę wybrałyśmy się do SPN na wycieczkę. Przeszłyśmy przez wydmy, na plaży spędziłyśmy około godziny. Widziałyśmy te kupki ni to ropy, ni to smoły z glonami. My omijałyśmy je, ale córeczka wdepnęła. Wołała, że boli ją noga.
To przylepiło się do śródstopia lewej nogi. Jak chciałam to oderwać, zaczęło skwierczeć na skórze. Dziecko wołało: mamo, parzy! Mnie paliło w palce. Smoła tak się nie zachowuje. Założyłam jej bucika, przyklepałam piachem i przez 2 km niosłyśmy dziecko do samochodu. Na parkingu powiedziałam pani, która pobierała od nas opłatę, że coś leży na plaży i poparzyło dziecku stopę.
Zadzwoniłam też na telefon alarmowy do słupskiego sanepidu, ale nikt nie oddzwonił. Dopiero w środę, gdy dowiedziałam się, że zamknięto plażę, skontaktowałam się z Urzędem Morskim. I oni zainteresowali się sprawą na serio - mówi mama poparzonej.
Na szczęście rana na stopie czterolatki goi się dobrze. Czy służby zbagatelizowały sprawę? Katarzyna Woźniak, dyrektor SPN potwierdza, że słupski sanepid przekazał sygnał do dyrekcji, ale dopiero w poniedziałek rano. W tym samym czasie do dyrekcji dotarł także człowiek, który nakręcił filmik ukazujący reakcję substancji z powietrzem. - Wtedy natychmiast przystąpiliśmy do akcji - mówi dyrektor.
Jak już informowaliśmy, do czwartku substancja została zebrana z 13 kilometrów plaż. Zakaz wstępu zostanie zniesiony prawdopodobnie po tym weekendzie. Tymczasem Władze Ustki oraz Łeby oczekują reakcji telewizji TVN na ich wezwania do sprostowania informacji, jakoby zagrożone były ich plaże.
- Ludzie pytają, czy i u nas plaże są zamknięte , a tak nie jest - mówi Andrzej Strzechmiński, burmistrz Łeby. Jak ustaliliśmy wczoraj w TVN, władze stacji nie podjęły jeszcze decyzji, jak zareagować na te żądania sprostowania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?