Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem tu tylko na chwilę. Aukcję oddam rybakom.

Rozmawiał Marcin Prusak [email protected] tel. (59) 848 81 00 Fot. Archiwum
Chodzi o uporządkowanie rynku, by rybacy sprzedawali ryby przez aukcję, a nie z kutrów do przetwórców, mówi Jerzy Kołakowski
Chodzi o uporządkowanie rynku, by rybacy sprzedawali ryby przez aukcję, a nie z kutrów do przetwórców, mówi Jerzy Kołakowski
Rozmowa z Jerzym Kołakowskim, nowym prezesem Aukcji Rybnej w Ustce. – Ma pan pomysł na prowadzenie usteckiej Aukcji Rybnej?

– Jestem przejściowym prezesem. Aukcję przekażę rybakom. Chodzi o uporządkowanie rynku, by rybacy sprzedawali ryby przez aukcję, a nie z kutrów do przetwórców.

– Ale to próbowali zrobić wszyscy prezesi aukcji. Istnieje ona od 2004 roku, a ryb przez nią prak­ty­cznie nikt nie sprzedaje.

– Na początku aukcja zadziałała, ale potem wszystko się załamało. Ostatnie dwa lata były trudne, bo rybacy mieli niskie limity połowowe, wprowadzono też wydłużone półroczne zakazy połowów, głównie ta sytuacja dotyczyła dorsza.

– Limity niskie, ale w skle­pach ryb nie brakuje. To, czy aukcja istnieje, czy nie, nie ma dla konsu­menta żadnego zna­cze­nia.

– Ze świeżą rybą bywa różnie. Ryby są w sklepach, bo uzupełniane są tą z importu. Aukcja powinna mieć znaczenie dla klientów ze względów sanitarnych. Mamy pomieszczenia przygotowane pod względem sanitarnym. Podobnie jak w zakładach zajmujących się mięsem zwierząt. Aby takie mięso trafiło na rynek musi być przebadane i to w odpowiednich warunkach. Nasza aukcja jest jedynym miejscem spełniającym te warunki.

– Rozumiem, że jeśli przepisy się nie zmienią i ryby nie będą musiały być sprzedawane tylko przez aukcje, to nigdy ona nie ożyje?

– Wiem, że takie restrykcyjne przepisy sanitarne mają wejść w 2012 roku. Każda ryba będzie musiała mieć atest wydawany tylko przez aukcje. Jeśli nie będzie go miała, to nie będzie dopuszczona do rynku.

– No, ale jak aukcja prze­żyje przez te półtora roku?

– Za dwa, trzy miesiące aukcja zostanie przekazana rybakom. Zrzeszyli się oni i deklarują, że będą sprzedawać ryby tylko przez aukcję, mimo że wymagające tego przepisy sanitarne nie weszły jeszcze w życie. Pomysł na istnienie aukcji rybnej jest większy. W tym miejscu ma powstać centrum rybactwa. Ma być mroźnia do dłuższego przechowywania ryb, mała wędzarnia i ekspozycja dla turystów.

– Co jeżeli się znowu nie uda ożywienie aukcji?

– To ostatnia próba zachowania aukcji. Jeżeli spojrzymy na jej działalność tylko pod względem biznesowym, to ona oczywiście nie miałaby racji bytu.

– Został pan prezesem aukcji 17 marca. Ile sprze­dał pan ryb od tego czasu?

– Ani tony dorsza. Zajmujemy się przeładunkiem ryb, sprzedajemy lód rybakom i udostępniamy nasze pomieszczenia. Wszystkie przeładunki śledzia odbywają się u nas, bo mamy jedyne nabrzeże w Ustce, które do tego się nadaje. To utrzymuje nas na rynku. Ale są szanse, że w najbliższym czasie przynajmniej część poławianego dorsza i łososia będzie sprzedawana za pośrednictwem aukcji.

– Trudno jest zarządzać firmą, która nie ma wiel­kich szans zaistnienia na rynku. Nie denerwuje pana rola przejściowego prezesa?

– Wiedziałem, że podejmuję się takiej roli tylko na trzy miesiące. Wcześniej przez dwa lata byłem w radzie nadzorczej aukcji. Po namowach zgodziłem się na to stanowisko, ale bez stawiania wszystkiego na jedną kartę.

– Został pan prezesem aukcji, ale nie miał pan nigdy do czynienia z rybołówstwem.

– Ichtiologiem nie jestem, ale zarządzałem firmami. Specyfika każdej firmy jest inna. Zasiadając w radzie nadzorczej, poznałem ten rynek.

– Umie pan rozróżnić ryby? Wydaje się, że pre­zes aukcji rybnej powi­– nien mieć taką umieję­tność.

– Ryby bałtyckie odróżnię. Najwięcej i tak poławia się u nas dorszy, bo to najbardziej opłacalne.

– Gdy pojawiła się informacja o pańskim awansie na stanowisko prezesa, większość naszych internautów potraktowała to jako nominację partyjną Platformy Obywatelskiej.

– Czytałem wpisy internautów. Wiem, kto to pisał. Ludzie z innej opcji politycznej, którzy mieli mi dokopać. Gdyby przyjechał ktoś z Gdańska, to, by zarzucali, że obcy, jakby nie można było wziąć prezesa z Ustki. Nie kryję swojej sympatii do PO. W radzie nadzorczej aukcji są członkowie różnych partii, ale nikt się nie palił do tego stanowiska.

– To co przesądziło? Mie­sięczna wypłata prezesa w wysokości 9 tysięcy złotych?

– Nie chodzi tylko o pieniądze. Nikomu nie przychodzi do głowy, że ktoś może czegoś po prostu chcieć. Nie zarabiam 9 tysięcy złotych, bo tuż po moim wyborze wystąpiłem o zmniejszenie mi pensji. Przecież moim zadaniem nie tyle jest rozwijanie firmy, co raczej jej administrowanie do czasu przekazania. To nowe, ciekawe doświadczenie i możliwość pracy w nowym środowisku.

– Ciągnie pana do wyso­kich stanowisk, kilka mie­sięcy temu, startował pan w wybo­rach na prezesa Lokalnej Organizacji Turystycznej.

– To nie tak, że ja chciałem zostać prezesem LOT. Ktoś mnie zgłosił na walnym zebraniu. Ale ja nie miałem takich aspiracji. Jestem w zarządzie LOT i to mi wystarczy.

Życiorys

Jerzy Kołakowski ma 60 lat. W Ustce mieszka od 1972 roku. Z wykształcenia jest inżynierem elektronikiem, ale ukończył także studia podyplomowe z ekonomii, menedżerowania sportem. Obecnie kończy studia podyplomowe na kierunku zarządzanie zasobami ludzkimi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza