Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Julita potrzebuje szybkiej operacji. W Polsce jest ona niemożliwa

Monika Zacharzewska [email protected]
Julita rozwija się prawie jak jej rówieśnicy, choć w jej piersi bije chore serduszko, które trzeba jak najszybciej zoperować.
Julita rozwija się prawie jak jej rówieśnicy, choć w jej piersi bije chore serduszko, które trzeba jak najszybciej zoperować. Arch. rodziny Julity
Julita ma pięć lat i ciężko chore serce. Przeszła już dwie operacje i niezbędna jest trzecia. Rodzice właśnie dowiedzieli się, że w Polsce w tym roku operacja jest niemożliwa, a liczy się czas.

Wczoraj zgłosili się do nas rodzice pięciolatki z Czarnej Dąbrówki. Zaczęli zbierać pieniądze na operację w Monachium, bo w Polsce w tym roku dziecka nie wpisano na listę operowanych.

Julita od roku chodzi do przedszkola, uwielbia bajki edukacyjne, a najbardziej tę o Dorze, która poznaje świat. Rozwija się prawie jak jej rówieśnicy, choć w jej piersi bije chore serduszko.
- Nic nie wskazywało na to, że córeczka urodzi się chora. Niestety, w drugiej dobie życia pediatra wykrył szmery na sercu - opowiada Waldemar Zganiacz, tata Julitki.

- Nasza kruszynka w bardzo ciężkim stanie została przewieziona do Akademii Medycznej w Gdańsku. Tam zdiagnozowano wrodzoną wadę serca pod postacią niedorozwoju lewej części serca (HLHS).

Po tygodniu Julita została przetransportowana samolotem do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tam miesięczna dziewczynka przeszła pierwszą operację. Osiem miesięcy później, z których większą część czasu Julita spędziła w szpitalu i walczyła z infekcjami, operowano ją po raz drugi.

Od tamtej pory minęło prawie pięć lat. Dokładnie taki czas, po jakim lekarze zalecają kolejną operację, która pozwoli dziewczynce normalnie funkcjonować.

- Tym razem też miała być operowana w Łodzi. Jednak pod koniec czerwca dowiedzieliśmy się, że Julity nie ma na liście 50 dzieci zakwalifikowanych do leczenia. Podobno z powodu problemów z rozwojem tętnic płucnych. Od lekarza prowadzącego naszą córkę usłyszeliśmy jednak: "szukajcie pomocy, gdzie się da, bo nie wiem, co będzie z Julitą za pół roku. Jej stan może się nagle pogorszyć" - opowiadają rodzice.

Rodzice Julity nawiązali kontakt z polskim profesorem kardiochirurgii Edwardem Malcem, który pracuje w klinice Grosshadern w Monachium. - On uznał, że nie ma przeciwwskazań do operowania i zalecił zrobienie tego jak najszybciej. Jeśli Julita nie zostanie jej teraz poddana, będzie musiała przejść zabieg zespolenia komór serca, a to skróci jej życie - mówi tata dziewczynki. - Dlatego chcemy wysłać ją na operację do Monachium, to jednak kosztuje około 39 tys. euro, czyli 160 tys. zł.

Co zrozumiałe, rodzice postanowili zrobić wszystko, by życie ich córeczki było jak najbardziej komfortowe. - To suma dla nas nieosiągalna, dlatego bardzo prosimy wszystkich o wsparcie i pomoc naszej córeczce. Liczy się każda złotówka - apelują.

Pieniądze będą zbierane w najbliższym czasie na lokalnych imprezach plenerowych, między innymi w przyszły weekend na Dniach Bytowa.

Można je też wpłacać bezpośrednio na konto fundacji na rzecz dzieci z wadami serca o nazwie Cor Infantis: 86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem Julita Zganiacz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza