Wojciech Pomorski widział swoje córki przez ostatnich kilka lat zaledwie przez kilkanaście godzin. Była żona Niemka wiele razy zmieniała miejsce zamieszkania, aby Pomorski nie mógł zobaczyć się z dziećmi.
Teraz mieszka w Austrii. Pomaga jej Jugendamnt, niesławny urząd do spraw wychowania dzieci i młodzieży, który jawnie dyskryminuje rodziców innej narodowości, niż niemiecka, w mieszanych małżeństwach.
Pomorski, dzięki swojemu uporowi, doprowadził do zajęcia się jego sprawą przez Parlament Europejski. Rząd Niemiec przeprosił go za dyskryminację. Niewiele to jednak w praktyce zmieniło.
Teraz jego dzieci są w Austrii, a tamtejszy Jugendamnt, stosuje te same metody, co niemiecki.
Przed wiedeńskim sądem toczy się proces o prawa rodzicielskie i umożliwienie Pomorskiemu spotkań z dziećmi. Na listopadowej rozprawie zażądano od Pomorskiego zrzeczenia się praw rodzicielskich w zamian za możliwość widzenia córek przez kilka godzin w miesiącu i to pod nadzorem.
- Przychodzi taki moment, że człowiek z bezsilności jest w stanie poddać się, aby tylko móc zobaczyć i przytulić swoje dzieci. Byłem gotowy zrzec się praw rodzicielskich w zamian za widzenia. Chciałem też, aby moje córki chodziły na lekcje religii katolickiej oraz aby były posyłane na dwie godziny tygodniowo do polskiej szkoły w Wiedniu. Była żona nie zgodziła się na dwa ostatnie warunki - oznajmia Pomorski. Sprawa, więc, nie zakończyła się.
Pomorski nie wierzy w bezstronność austriackiego sądu.
- Cały aparat sądowy urzędniczy w Austrii, podobnie zresztą jak i wcześniej w Niemczech, działa przeciwko moim prawom. Była żona uprowadziła dzieci. Nie jestem pozbawiony praw rodzicielskich, a mimo wszystko, nie mogą widzieć się z dziećmi. Opinie, raporty na mój temat to stek kłamstw, na którym bazuje austriacko-niemiecki wymiar sprawiedliwości. Dzieci już nie znają języka polskiego, zapominają o mnie. To dla mnie prawdziwy dramat - mówi Pomorski. Jutro ma być wydany wyrok przed wiedeńskim sądem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?