Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaszubskie pożegnanie

Sylwia Lis [email protected]
Kaszub do śmierci potrafi się przygotować, a nawet ją przewidzieć. Spadające obrazy, pukanie w okno, wyjące psy -to już niepokojące znaki. Damę w białej sukni oswoili jak mało kto.

Kaszuby to niemal jedyny region w Polsce, gdzie wiele przesądów wciąż jest bardzo żywych. Tradycja w wielu miejscach kultywowana jest do dziś. Niektóre obrzędy wciąż są obecne. Kaszubi - bardzo religijni - oswoili się ze śmiercią. Szanują też zmarłego, dlatego jego pożegnanie to bardzo uroczysty moment. Ważny niemal dla całej wsi.

- Wiem, kiedy przyjdzie śmierć - mówi cicho 80-letnia Stefania z Sierakowic. - Ona nigdy nie przychodzi cicho, czuć ją obok. Gdy wiesz, czego nasłuchiwać, wiesz, że już jest.

Zapowiedź rychłej śmierci

Według wierzeń ludowych to, że ktoś umrze, można przewidzieć. Słychać dziwne pukanie w okno, szelest na strychu, wręcz wielogodzinne ujadanie psów, muczenie krów, w końcu nagłe zatrzymanie zegara czy upadek obrazu Matki Boskiej.

- Moja mama uważnie wsłuchiwała się w sny - wyjaśnia starsza kobieta. - Sny były ważne. Gdy komuś śniły się wypadające włosy, oznaczało to rychłą śmierć. Oznaki były widoczne na ciele - opowiada kobieta, bacznie przyglądając się dłoniom. - Gdy na paznokciach pojawiały się białe plamy, śmierć jest blisko. I Boże broń nie wolno bawić się obrączką! Nie wolno ściągać i zakładać. To źle wróży. Koniec dla takiej osoby bliski. Gospodarze też czuli śmierć, wtedy szli do obejścia pożegnać się ze swoimi zwierzętami. Ryk wtedy był niemiłosierny - opowiada kobieta.

W literaturze można spotkać jeszcze inne zapowiedzi rychłej śmierci w kulturze Kaszubów. Dawniej wierzono, że jeśli we śnie pojawi się osoba bardzo podobna do tej tutaj mieszkającej, niedługo opuści ziemski żywot. Bacznie też przyglądano się ciału zmarłego. Mówiono, że jeśli wygląda młodo, to zabierze za sobą ludzi w kwiecie wieku. - I tak było - przekonuje starsza kobieta. - Pamiętam takiego Stanisława. Miał już chyba z siedemdziesiąt lat, staruszek już taki. Gdy go do trumny wystroili, to wyglądał jak pan młody. Wszyscy się bali, bo to był znak. Wkrótce po nim, może po dwóch miesiącach, zmarło dwoje młodych ludzi. Ona to taki podlotek, on może miał z trzydzieści lat - opowiada.

Pusta noc

Dawniej, choć i jeszcze dziś nie należy to do wyjątków. Trumna z ciałem zostawała w domu na trzy dni. Ubieraniem i myciem zmarłego zajmowała się najbliższa rodzina. Zamykano powieki (bo wzrok nieboszczyka mógłby być zabójczy), przytrzymując je na pewien czas monetami, składano ręce, w dłonie wkładano książeczkę do nabożeństwa, oplatano je też różańcem. Gdy zmarły był miłośnikiem tabaki, wkładano też tabakierę czy okulary. Do czasu pogrzebu zatrzymywano zegary, jako symbol końca życia, otwierano okna, by dusza mogła swobodnie trafić do nieba i zasłaniano wszystkie lustra, by nie mogła w nim zobaczyć swojego odbicia. Gdy było lato, bano się burz, wówczas pod trumnę kładziono miskę i wiadro z wodą - miało to zapobiec puchnięciu zwłok.

W wielu jeszcze wsiach kaszubskich obchodzona jest pusta noc. Jak możemy przeczytać w "Bedekerze kaszubskim", nie tylko najbliższa rodzina, ale cała wieś schodziła się u trumny nieboszczyka i czuwała, modliła się i śpiewała.

- Pustą noc urządza się tylko dorosłym zmarłym - pisze w Bedekerze Róża Ostrowska. - Nigdy dzieciom. Dawniej obrzęd ten rozciągał się na dwie, a nawet trzy noce przed pogrzebem. Teraz ogranicza się do ostatniej. Gdzieniegdzie takie noce odprawia się też topielcowi, którego ciała nie wyłowiono, aby przyspieszyć ich odnalezienie.

Pusta noc rozpoczyna się wieczorem, tuż po różańcu odmawianym za duszę zmarłego. Różaniec odmawiała zazwyczaj ta sama osoba, jakby specjalista w tej dziedzinie. Gdy ktoś zmarł, rodzina szła z prośbą o odmówienie modliwy. Dzieci, osoby chore czy starsze wysyłane są do domów.

- Siedząc naokoło stołów, ludzie śpiewają nabożne pieśni - pisze Róża Ostrowska. - Na stole stoi krzyż, dawniej kładziono też owinięty w serwetę bochen chleba, a także tabakierę z tabaką. Około jedenastej wieczorem, a potem o trzeciej nad ranem rodzina zmarłego podaje poczęstunek: chleb z masłem, placek i słodką kawę.

Dziś jest to bogatszy poczęstunek z ciastami, mię­sem, czasem też dla podreperowania gardeł śpiewających rodzina częstuje wódką. Dawniej zdarzało się, że staruszek przed śmiercią mówił: żeby mi tylko wódki śpiewakom nie żałować! Nad ranem żałobnicy śpiewają godzinki ku czci Matki Boskiej. Pustą noc kończy pieść - zapowiedż pogrzebu: "Już jidę do grobu smutnego, cemnego, Już mie nie obaczysz, jaż dnia sądnego".

- Przez cały czas trumna ze zwłokami stoi otwarta i ubrana wieńcami na podwyższeniu - opisuje Róża Ostrowska. - Przeważnie jest to osobna izba. To uświęcony tradycją ceremoniał, pozostałość dawnych wierzeń: po pierwsze zmarły nie lubi hałasu, po drugie, gdyby okazał się wieszczym, nie mógłby tak szybko przeleźć przez próg i zabrać się do duszenia zgromadzonych. Według dawnych wierzeń kaszubskich, największy popłoch na Kaszubach siał właśnie wieszczy, upiór i łopi. Dla łopiego i wieszczy śmierć była początkiem. Nie leżeli spokojnie w grobie. Najpierw zjadali własne ubrania. Po czym wychodzili z grobu i wracali do domów. Wieszczy zabijał tylko swoich krewnych. Podczas snu wysysał im krew. Łopi był bardziej zachłanny. Po jego przejściu wymierały całe wsie.

Pogrzeb, nawet szedł "bez wodę"

Zmarłego żegna się rano, wówczas jest też pogrzeb. Dawniej udawali się na niego niemal wszyscy mieszkańcy wsi i oczywiście uczestnicy pustej nocy.

- Dawniej na obie ceremonie zapraszała sąsiadów jedna i ta sama osoba - stwierdza Róża Ostrowska. - Nie wchodziła do chat, tylko pukała laską, czyli kluka w drzwi i okna od ulicy, wygłaszając zwyczajowy tekst: Nieboszczek taki a taki doł waju przed śmiercią pozdrawiać i prosi o pogrzeb. Tuż przed wyprowadzeniem zwłok podaje się jeszcze jeden posiłek - słodką kawę i ciasto. Przed zamknięciem trumny następuje pożegnanie z nieboszczykiem.

Dawniej mawiano, że "chto sę nie pożegno z trupem, temu on wiedno w oczach stoi". Zadziwiające dziś, ale dawniej do pożegnania ze zmarłym zmuszano nawet przerażone dzieci.

Jak twierdzi autorka bedekeru, dawniej, wynosząc trumnę, obalano stołki i ławy, aby "zmarły szczescego nie wywlokł z checzy", ten zwyczaj przetrwał do dziś, nawet gdy nieboszczyk nie jest w domu, a jego pożegnanie następuje w kaplicy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto wierzy w dawne obrzędy i przewraca krzesła. Gasi się też świece.Trumnę wynoszono zawsze "nogami do przodu". Kiedyś wyganiano na podwórze wszelką chowę, żeby nie leżała a stała, bo inaczej wyginie, a jeżeli konie ciągnące wóz z trumną obejrzały się w stronę domu, był to znak, że wkrótce ktoś znów w rodzinie umrze.

Dawniej często takie pogrzeby "prowadzono przez wodę", jeśli cmentarz był pod drugiej stronie brzegu.
Zwyczaj ten dość popularny był w Wielu. Potem formował się orszak. Żałobnicy zatrzymywali się w drodze do kościoła przy każdej kapliczce.

Co ciekawe, w pogrzebie nie mogły brać udziału kobiety w ciąży, bo to oznaczało szybką śmierć dziecka. Po pogrzebie odbywają się stypy, zazwyczaj w miejscowych karczmach czy restauracjach. Zapraszani są na nie wszyscy uczestnicy pogrzebu, bez względu na pokrewieństwo. Na nich wspominany jest zmarły. Wiele kaszubskich obrządków do dziś jest kultywowanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza