Jak się pan czuje w Słupsku?
- Jest tu bardzo gościnnie. Słupsk jest miastem zaprzyjaźnionym z Grodnem. Wraz z mieszkańcem Słupska Józefem Koneckim planujemy podpisać umowę o współpracy drużyn młodzieżowych i drużyn oldbojów. Przekazałem zaproszenie dla oldbojów ze Słupska i Ustki na turniej w Grodnie. Odbędzie się on w dniach 22 -24 listopada. Teraz sędziowałem na stadionie 650-lecia w Słupsku, zawodnicy grali bardzo fair play.
W turnieju w Grodnie też pan będzie sędzią?
- Jestem organizatorem tego turnieju, odbędzie się w Grodnie po raz dziesiąty. Ten w Słupsku był pierwszym. Mamy umowę, że kolejny odbędzie się w Wilnie, a trzeci również na terenie Białorusi.
Nie jest pan już czynnym sędzią.
- Niestety, mimo że wciąż zachowuję sportową sylwetkę, panowie z UEFA twierdzą, że tylko do 45 lat można sędziować.
Jaki najważniejszy mecz prowadził pan w Europie?
- Sędziowałem wiele spotkań w Lidze Mistrzów, w dawnym Pucharze UEFA, bardzo dobrze pamiętam 1994 rok, półfinał Ligi Mistrzów w Barcelonie. Prowadziłem spotkanie FC Barcelona - FC Porto. Barcelona wygrała a Koeman strzelił przepiękną bramkę (gospodarze wygrali wtedy 3:0, gol Holendra padł na 3:0 - dop. "Głosu Pomorza").
Pański największy atut jako sędzia?
- Rozmawiam w językach polskim, angielskim, niemieckim, litewskim a panowie z UEFA szukają takich sędziów. Wiele meczów prowadziłem w Polsce. Michał Listkiewicz był u mnie z trzy razy oberwatorem. Spotykały się np. drużyny polskie, chociażby Legii Warszawa z którymś z zespołów niemieckich. Obserwatorem spotkania był Litwin. Któraś z drużyn zaczęła przeklinać, więc ja zwróciłem uwagę, Niemcom po niemiecku, Polakom po polsku, a do obserwatora mówiłem, co robię po litewsku. To jest dobrze oceniane przez UEFA.
Osoby z państw wschodnich bardzo rzadko rozstrzygały jednak w meczach najważniejszych w finałach mistrzostw świata, Europy, albo w europejskich pucharach.
- Nie spotkałem się z jakimś konkretnym wskazaniem, że ludzie ze Wschodu słabo sędziują. Arbitrzy UEFA i FIFA to wyselekcjonowana czołówka, mają dużo zgrupowań. Tam uzgadnia się, jak traktować przepisy. Czego wymagać, jak podchodzić do zawodników.
Sędziował pan na mistrzostwach świata lub Europy?
- Arbitrzy z Białorusi sędziowali w trakcie mistrzostw Europy w Anglii w 1996 roku w Londynie. Ja byłem wtedy sędzią technicznym. Mecze rozstrzygał Wadim Żuk, najlepszy sędzia Białorusi.
Polacy nie grają na Białorusi, a Białorusini w Polsce już tak. Najlepszym takim przykładem jest Sergiej Kriviec. Jak pan myśli, dlaczego tak się dzieje?
- Akurat Kriviec pochodzi z mojego miasta, z Grodna. Zaczynał w juniorach DJuSSZ Grodno, potem występował w Lokomotiv Mińsk, następnie w Bate Borysów, gdzie strzelił bramkę Juventusowi Turyn. Stamtąd trafił do Lecha Poznań.
Z czego wynika wyższy poziom sportowców na Białorusi?
- Tutaj wkracza do wszystkiego psychologia. Na Białorusi, aby dostać się do europejskich klubów, trzeba dobrze grać, nie żałować bolących nóg i wysiłku. A w Polsce piłka jest łagodna, za miękka. Na Ukrainie, na Białorusi zawodnicy grają twardo, nie odpuszczą, nie cofną nogi. W Polsce tak nie ma.
Słyszał pan o decyzji komisji dyscyplinarnej FIFA, że mecz eliminacji mistrzostw świata 11 października Ukraina - Polska ma się odbyć przy pustych trybunach? To kara za wcześniejsze zachowania kibiców z Ukrainy.
- Zawodnicy grają dla publiczności, dla kibiców. Przykro, że tak się stanie.
Miło się panu wspomina karierę?
- Tak. Życie biegnie dalej, teraz organizujemy turnieje dla młodych, dla odbojów. Skoro jestem związany z piłką, to działam na jej korzyść. Tak musi być. Piłka łączy ludzi.
Podobno pojawił się pomysł, żeby za pana pośrednictwem spróbować ściągnąć do słupskiego Gryfa kilku zawodników z Białorusi.
- Istnieje taka idea. U nas są zawodnicy, którzy chcą grać na Zachodzie. Jeśli pojawi się taka możliwość, to dlaczego nie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?