Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kijno pod Człuchowem. To miała być tylko zabawa na huśtawce. Zakończyła się tragedią

Kamil Nagórek
Kamil Nagórek
To miała być tylko zabawa. Dziewięcioletnia Wiktoria chciała pokazać pięcioletniej koleżance, jak wygląda martwy człowiek. Owinęła sobie szyję sznurem od huśtawki.

- Była taka grzeczna i ładna. Boże, dlaczego to się musiało tak skończyć? - nie mogą przeboleć śmierci dziewczynki ci, którzy ją znali.

Najmłodsza z sześciorga rodzeństwa Wiktoria była oczkiem w głowie swojej rodziny. Mieszkają w małej wsi Kijno w gminie Czarne niedaleko Człuchowa.

To zaniedbana, popegeerowska wieś, z dziurawymi drogami, odrapanymi domkami i czworakami. Spośród zaledwie 150 mieszkańców wszyscy ją znali. I lubili, bo wszyscy sąsiedzi twierdzą, że Wiktoria była bardzo grzeczną dziewczynką i nigdy nie sprawiała trudności rodzicom. - Taka była ładna, ze śniadą karnacją i ciemnymi włoskami, które nosiła splecione w warkoczyki - mówi jedna z sąsiadek dziewczynki.

Nikt nie mógł tego widzieć

Jej krótkie, dziewięcioletnie życie, skończyło się w oka mgnieniu w piątek tydzień temu po południu. Informacja o jej śmierci obiegła wszystkie Polskie media.

Ludziom w głowie się nie mieści, że zwykła zabawa mogła się skończyć taką tragedią. Ale - przypominają sobie - nie podobała im się ta huśtawka na drzewie.

Dzieciaki zrobiły ją sobie same. Taką zwykłą, ze sznurka. Zawiesiły na drzewie w niewielkim zagajniku, gdzie lubiły się bawić. Rodzice ostrzegali, że może dojść do tragedii, ale jakoś nikt z nich nie zareagował i sznurków nie ściągnął. Mimo że od najbliższych domów zagajnik dzieli tylko kilkadziesiąt metrów, rosnące wokół wysokie krzaki ograniczają widoczność. Właśnie dlatego nikt nie widział, że Wiktoria umiera.

Wiktoria, czemu nic nie mówisz?

W ten feralny piątek po południu Wiktoria, jak zwykle po lekcjach, wyszła pobawić się w pobliżu domu razem ze swoją pięcioletnią koleżanka Kamilą. Owijały się sznurkami huśtawki i bujały.

W pewnej chwili Wiktoria wpadła na pomysł, że pokaże Kamilce, jak wygląda martwy człowiek. Zawiesiła się na huśtawce, a sznurki tak nieszczęśliwie zaplatały się wokół jej szyi, że dziewczynka zaczęła się dusić. Mała Kamila nie rozumiała, co dzieje się z koleżanką. Dlaczego wisiała nieruchomo na gałęzi drzewa i nie odzywała się.

Kamila postała chwilę i, obrażona, że koleżanka z nią nie rozmawia, poszła do domu. Myślała, że Wiktoria nie chce się z nią więcej bawić. I tutaj pojawiają się dwie wersje wydarzeń. Dotyczą kwestii, ile czasu upłynęło od chwili powieszenia się Wiktorii do momentu jej znalezienia.

Jedna mówi o tym, że Kamila poszła do domu i od razu poskarżyła się mamie, że Wiktoria nie chce się z nią bawić, a wówczas rodzice dziewięciolatki poszli zobaczyć, co się dzieje, do pobliskiego zagajnika. Druga wersja, bardziej prawdopodobna, mówi o tym, że Kamila poszła do domu obrażona i nikomu nie powiedziała, co działo się z jej koleżanką. Dopiero po kilku godzinach, gdy rodzice Wiktorii zdenerwowali się, dlaczego córka nie wróciła na kolację, i poszli jej szukać, Kamila miała im opowiedzieć, co wydarzyło się w zagajniku.

Faktem jest, że policja i pogotowie zostały poinformowane o wydarzeniu o godzinie 20.30. Policjanci, a potem ratownicy medyczni, reanimowali dziewczynkę, ale nic to nie dało. Sąsiedzi wdzieli, jak przyjechał jeden samochód policyjny i dwie karetki.

To, co zobaczyli zebrani wokół miejsca wypadku gapie, potwierdza, iż dziewczynka wisiała na drzewie dłuższy czas. - Jak ją ściągali, to miała paznokcie całe czarne - mówi jeden z sąsiadów.

Ksiądz powiedział, że Wiktoria poszła do nieba

Poniedziałek nie był normalnym dniem nauki w podstawówce w Czarnym. Nauczyciele prowadzili lekcje, ale atmosfera była przygnębiająca. Wszyscy uczniowie myśleli o tym, jak zginęła ich koleżanka.

- Zwołaliśmy apel z dziećmi, żeby poinformować o tej tragedii i uczciliśmy pamięć Wiktorii minutą ciszy - mówi Cezary Bakiewicz, dyrektor Zespołu Szkół w Czarnem. - Wprowadziliśmy też żałobę w szkole do końca tygodnia. Wywiesiliśmy flagi z czarną wstążką i zrobiliśmy kącik pamięci Wiktorii. Postawiliśmy tam jej zdjęcie i informacje o niej.

Dzieciom ciężko było zrozumieć, dlaczego ich koleżanka umarła tak nagle. Podczas apelu ksiądz tłumaczył, że takie małe dzieci idą do nieba i stają się aniołkami.
Nikt nie wyobraża sobie, że Wiktoria mogłaby nie być aniołkiem. To była przecież jedna z najgrzeczniejszych i najsympatyczniejszych uczennic w szkole. - Uczyła się dobrze i nigdy nie przysparzała problemów - mówi Bakiewicz.

Tak samo mówią sąsiedzi Wiktorii. Nikt złego słowa nie powie o rodzinie dziecka. - Normalni ludzie, biedni jak my wszyscy w tych popegeerowskich wioskach - mówi sąsiadka, którą spotkaliśmy przed domem zmarłej dziewczynki. - Nie piją. Mieszkają z szóstką dzieci na dwóch pokojach. Jeden mają na dole i jeden na poddaszu. Miejsca jest tam tak mało, że jak Wiktorię ściągnięto z drzewa, to nie mieli jej gdzie położyć w domu i zanieśli ją do domu babci kilka domów dalej - dodaje.

Taka normalna rodzina

W ocenie sąsiadów Robert i Katarzyna, rodzice Wiktorii, dobrze wychowują swoje dzieci. Rodzinę utrzymuje ojciec, który jakiś czas pracował za granicą, a ostatnio dojeżdżał do hurtowni w Szczecinku. Matka zajmuje się domem i dziećmi.

Mieszkańcy okolicznych domów plotkują tylko o jednym aspekcie ich życia. - Żadne z ich dzieci nie było chrzczone - mów starsza pani w kwiaciastej bluzce siedząca przed blokiem na ławce. - Ksiądz nawet przychodził do nich do domu, ale oni nie chcieli chrzcić. Czemu? Nie wiem. Jakoś tak daleko od kościoła byli.

* * *

Po opublikowaniu pierwszych informacji o tragedii w Internecie pojawiły się wpisy z pytaniami, gdzie byli rodzice dziecka w tym czasie i dlaczego go nie pilnowali. I czy na pewno Wiktoria powiesiła się sama wskutek nieszczęśliwego wypadku, czy maczał w tym palce jeszcze ktoś.

Prokuratura nie chce zdradzać, czy oprócz Kamili ktoś był świadkiem śmierci Wiktorii. - Na pytanie, jak zginęła dziewczynka, odpowie sekcja zwłok - mówi Tomasz Klukowski, prokurator rejonowy w Człuchowie. - Okoliczności zdarzenia będziemy ustalać przesłuchując również rodziców dziecka. Obecnie nie mówimy o żadnych zaniedbaniach z ich strony. Pamiętajmy, że dziewczynka była w wieku, w którym prawo zezwala na samodzielne wychodzenie do oddalonej od domu szkoły, a więc także na podwórko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza