Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilka subiektywnych myśli po meczu Turów Zgorzelec - Energa Czarni (98:99)

Rafał Szymański
Fot. Łukasz Capar
1. Nawet gdyby w połowie czwartej kwarty ktoś w hali w Zgorzelcu wziął solidną maczugę i walnął nią mnie kilka razy w głowę nie potrafiłbym uwierzyć w to, co zrobili słupscy koszykarze w czwartej kwarcie meczu z Turowem.

Słupszczanie przegrywali już wyraźnie 20 punktami z gospodarzami. Ci, taktycznie, umiejętnościami i pomysłem na grę zdawali się górować nad coraz bardziej załamanymi zawodnikami ze Słupska. Aby obraz przemiany był pełniejszy, trzeba podkreślić, że na ławce siedział kontuzjowany Mantas Cesnauskis, a Omar Barlett tylko był sztuką w składzie.

W tych najbardziej kryzysowych momentach Bojan Bakić przeklinał pod nosem, Paweł Malesa patrzył zrezygnowanym wzrokiem, a Gasper Okorn szalał. Po kolejnej trójce Danielsa przeżegnał się kilka razy, po akcji Drobnjaka wyżył się na swoim krześle. Było to widowiskowe, ale nie dawało wygranej.

2. Odmiana przyszła nagle. Antonio Burks przypomniał sobie o dodatkowych siłach i zmiażdżył Tyusa Edneya, Demetric Bennett rozpoczął swawolne i skuteczne rzuty, a Chris Booker wszystkie podania jakie słupszczanie kierowali do niego pod kosz nagle zaczął zamieniać na punkty. Jak Jezus wodę w wino.

Gospodarze, którzy wtedy myślami byli już w szatni i poklepywali się przyjacielsko po plecach dostali taką samą maczugą jak ja. Zamiast wrócić do pionu przechylali się coraz bardziej.

3. Dobry zespół poznać po tym, że jak przegrywa i nagle poczuje, że może wygrać, to wyssie z rywala krew, odgryzie sobie rękę, ale nie wypuści takiej okazji. Gdy Energa Czarni zaczęła się zbliżać do Turowa, słupska ławka nagle odżyła. Rezerwowi przestali obgryzać paznokcie, w oczach Okorna pojawił się uśmiech, a dłonie zawodników zaczęły zaciskać się w pięść. Wszystko wyglądało jak na instruktażowej taśmie - skuteczna obrona, szybka kontra, punkty i powrót.
4. Jedno pytanie - czy starczy czasu? Na 145 sekund przed końcem były już tylko cztery punkty, na 58 sekund był remis. Straty z obu stron doprowadziły do dogrywki. Widać jednak było, jak gospodarzom panika nie pozwala wrócić do rytmu, a gościom wychodzi wszystko.

5. Dlatego w dogrywce można było być spokojnym o końcowy rezultat na korzyść Energi Czarnych. Słupszczanie grali po raz pierwszy z nowym logo na koszulkach. Może i jest ono pokraczne, może i pantera jest mniejsza, ale szczęścia przyniosło co niemiara. Na 12 sekund przed końcem, gdy goście prowadzili 99:97 Burks sfaulował technicznie Danielsa. Ten nie trafił ani razu z osobistych.

Potem, po ponowieniu Bailey trafił tylko jeden raz. Drugi raz nie wcelował. Szczęście? Pewnie. Przecież tylko raz w tym meczu nie potrafił trafić z osobistych. Właśnie wtedy. Ale w sporcie, aby wygrywać trzeba mieć farta w decydujących momentach. Tak jak w niedzielę wieczorem Energa Czarni.

6. Oczywiście 1:0 nie przesądza sprawy. Warto przypomnieć play off sprzed dwóch lat, gdy po dogrywce w ćwierćfinale Energa Czarni wygrała we Włocławku, aby przegrać pozostałe spotkania i pożegnać się z sezonem rezultatem 1:3. Ale Turów dostał pstryczka w nos. Już nie zlekceważy rywala.

A Czarni dostali lekcję praktyczną tego, czego uczyli się przed play offami. Aby zatrzymać kontrę Turowa pod koszem zostawała tylko czwórka i piątka. Niscy wraz ze skrzydłowym nie mieli prawa iść na zbiórkę Dlatego przegraliśmy w tym elemencie, ale wygraliśmy całe spotkanie.
7. Turów, póki panują nad nim szkoleniowcy w tym meczu wielokrotnie udowodnił, że ma bardzo dobry zespół. Karny, wytrzymały fizycznie, ustawiony taktycznie. Czarni wygrali sposobem, wykorzystując indywidualne umiejętności tria 3xB - Burksa, Bennetta i Bookera. Czwarte B - blitzkrieg, czyli wojna błyskawiczna - kontra i jej obrona - może być wciąż kluczowym problemem kolejnych spotkań. Na razie 1:0 prowadzą Czarni, ale wojna dopiero się zaczęła.

8. Plan minimum Energa Czarni już zrobiła. Wygrała raz w Zgorzelcu. W wersji optymistycznej seria może kończyć się więc hali Gryfia. Tam maczugą będzie publiczność. Czerwoną maczugą? A więc 4:0, 4:2? Wolne żarty. Nawet jeśłi kilka godzin po tym spotkaniu Zgorzelec wciąż nie wie, że przegrał, nie wierzy, że tak się stało, a jego kibice wyglądali po meczu na oszołomionych jak Józef Warchoł , gdy wyrzucano go z Big Brothera, to te "aż" 1:0 dla słupszczan, to "tylko" 0:1 dla Turowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza