Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"King Kong"

Piotr Polechoński
Najsłynniejszy goryl powrócił z rozmachem, jaki zapewnić mógł tylko Peter Jackson, twórca legendarnej trylogii "Władca Pierścieni".

Nowozelandzki twórca - po zarobieniu milionów dolarów na ekranizacji powieści Tolkiena - mógł sobie pozwolić na taki filmowy kaprys, jaki tylko przyszedł mu do głowy. Wybór padł na "King Konga". Jaki jest najnowszy King Kong? Na pewno od strony wizualnej bije na głowę większość przygodowych filmów ostatnich lat. Jakość efektów specjalnych oraz ich niewiarygodna pomysłowość w fenomenalny sposób odtwarzają Nowy Jork z lat 30. oraz tajemniczą wyspę. Osobny rozdział to sam King Kong. Jest wielki, stary, zgorzkniały i bardzo samotny. Technicznie został stworzony na granicy arcydzieła. Co ważne, to nie tylko gigantyczny goryl powstały w komputerze. To istota o konkretnej osobowości, która czuje, cieszy się, boi i gniewa. Zdecydowanie najlepszy "aktor" w całym filmie.
Niestety, to co ten film wyróżnia jednocześnie przyczynia się do jego porażki. Nagromadzenie do granic możliwości wszelkiego rodzaju efektów specjalnych oraz błyskawiczne tempo przemykania ich przed naszymi oczami, powodują, że od pewnego momentu zamiast filmu oglądamy kolorową gonitwę, za którą ciężko nadążyć. Skutek? Fabuła traci na znaczeniu, zaś to, co dzieje się na ekranie, interesuje nas coraz mniej. Z wersji z lat 70. na zawsze w mojej pamięci zostanie bijące głośno serce umierającego King Konga. Z wizji Petera Jacksona zapamiętałem tylko wizualny mętlik na najwyższym, technicznym poziomie i nic więcej. Tym razem śmierć wielkiej małpy nikogo nie obchodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza