Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klientka Reala niczego nie ukradła, ale nie doczekała się przeprosin

Zbigniew Marecki
Scena zatrzymania pani Redlińskiej rozegrała się przy kasach w Realu.
Scena zatrzymania pani Redlińskiej rozegrała się przy kasach w Realu. Fot. Kamil Nagórek
Robert Redliński ze Słupska czuje się obrażony przez ochronę hipermarketu Real, bo jego żony nie przeproszono za nieuzasadnioną rewizję osobistą. Rzecznik marketu przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń.

W sobotę, 27 grudnia, pan Robert i jego żona Agata wybrali się na zakupy do Reala w Kobylnicy. - Zostawiliśmy tam sporo pieniędzy. Wszystko było dobrze do momentu, gdy żona zaczęła odchodzić od kasy. Nagle rozległ się brzęczek, a do nas podszedł ochroniarz - opowiada pan Robert.

Jego żonę zabrano na zaplecze, gdzie ochroniarze poddali ją rewizji osobistej.
- Oczywiście nic nie znaleziono. Za to usłyszeliśmy, że zepsuło się urządzenie, które uruchamia alarm - relacjonuje pan Robert.

Najbardziej go jednak zdenerwowało to, że żaden z ochroniarzy nie powiedział przepraszam, choć zatrzymanie jego żony odbyło się publicznie. - W Niemczech, gdzie pracuję, gdy podobna sytuacja zdarzyła się koledze, został przeproszony, a na dodatek kierownictwo marketu wręczyło mu zestaw podarków - mówi.

Pan Robert postanowił więc porozmawiać z kierownikiem ochroniarzy. Na jego prośbę zareagował Tadeusz Walkowiak, szef ochroniarzy.
- Nie jestem upoważniony do przepraszania pana i pana żony - miał powiedzieć Tadeusz Walkowiak według relacji Redlińskiego.

Sprawę próbowaliśmy wyjaśnić z kierownictwem hipermarketu Real w Kobylnicy.
- Proszę zadzwonić do rzecznika prasowego w centrali w Warszawie - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Zadzwoniliśmy więc do rzecznika prasowego sieci Real w Warszawie. Sprawą zajęła się Katarzyna Petrykowska z biura prasowego marketu.

- Sytuacja wyglądała trochę inaczej, niż ją przedstawiają nasi klienci. Urządzenie alarmowe zareagowało, bo na kożuchu pani Redlińskiej, który został kupiony w Niemczech, znajdował się klip, który w tamtejszym sklepie nie został zdezaktywowany. To on spowodował alarm - mówi Petrykowska. - Mogliśmy więc podejrzewać, że coś jest nie tak, bo alarm uruchomił się, gdy klientka wychodziła ze strefy kas.

Według niej kierownik ochrony chciał przeprosić klientów, ale nie godził się na to, aby zrobić to poprzez sklepowe megafony, czego domagał się pan Redliński.
- Do takich działań kierownik ochrony rzeczywiście nie ma uprawnień - dodaje Petrykowska. - Jest nam przykro, że klienci nie potrafili tego zrozumieć. Z naszej strony jednak chcemy ich jeszcze raz przeprosić, bo zdajemy sobie sprawę, że tego typu zdarzenia są przykre.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza