Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kluki, czyli ocalona historia dawnych mieszkańców

Alek Radomski [email protected]
Ekipa twórców zagrody muzealnej przed jej otwarciem, rok 1963.
Ekipa twórców zagrody muzealnej przed jej otwarciem, rok 1963. Arch. MWS
Skansen powstawał z trudnościami, na przekór i przy odrobinie szczęścia. Był zbiorowym wysiłkiem ludzi, którzy do Kluk przyjechali.

Historia muzeum w Klukach to historia Słowińców. Po wojnie, choć przypomniano sobie o ich słowiańskich korzeniach, dla osiadłych tu Polaków pozostali Niemcami. Mówili po niemiecku. Byli protestantami. Pierwsze szykany zaczęły się już w 1945 roku. Nie tego spodziewali się Słowińcy po nowych sąsiadach.

Szykany były coraz silniejsze. Historia nie ukrywa, kto zapisał się na jej kartach jako ten, który zostawił po sobie co najmniej niedobrą pamięć. Rozbojów, kradzieży i zastraszania autochtonów z Kluk dopuścili się m.in. Michał, Kazimierz i Alfred Woronko oraz Antoni Korczyński. Działali za przyzwoleniem władz. Na tyle skutecznie, że Słowińcy wybierali emigrację.

O ich sytuacji zaczęli pisać dziennikarze. Zainteresowali się naukowcy. Poznański językoznawca Ludwig Zabrocki alarmował wojewódzką radę narodową, że właśnie w Klukach, na ziemiach odzyskanych, żyją
potomkowie ludności słowiańskiej. Pisał, że jak najszybciej należy wstrzymać ich wywózkę. Choć Słowińcy, jak ich określano (sami mówili o sobie, że są Kaszubami nadłebskimi), dla naukowców nie byli odkryciem, to dla władzy ludowej już tak. Zabrocki starał się, jednak wywózki trwały. Dwie więk-sze to te w 1947 i 1948 roku. Kluki, które przed wojną liczyły 680 mieszkańców, skurczyły się do 150.
Starania, aby uświadomić władzy, z kim ma do czynienia, szły z różnych stron. Już w 1946 roku odbyła się wyprawa Towarzystwa Ziem Zachodnich nad jezioro Gardno. Tereny penetrował też Uniwersytet Poznański. Stąd w Klukach znalazła się Maria Komorowska, matka prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, która o tej miejscowości napisała pracę magisterską.

Słowińcy nowej władzy spadli z nieba. Legitymizowali ją na Pomorzu, wskazując, że skoro są tu jacyś Słowianie, to te ziemie są prawdziwie odzyskane.

- Tylko że pomiędzy tym, co centralne, a tym, co terenowe był spory rozdźwięk - zauważa Violetta Tkacz-Laskowska, etnograf z Muzeum Wsi Słowińskiej. - W pierwszych latach powojennych administracja składała się z żołnie­rzy frontowych, dla których mieszkańcy Kluk to byli zwy­kli Niemcy, których tępiono. Władze centralne, choć były przychylne naukowcom, to, niestety, nic nie zrobiły.

Kluki, czyli zbiorowy wysiełek

To, co działo się w Klukach, docierało do muzeum w Słup­sku: Słowińcy wyjeż­dża­ją, zanika ich kultura. W 1958 roku rodzi się idea utworzenia Zagrody Muzealnej. Zaczyna się ratowanie tego, co po sobie zostawiają. Kilka nazwisk zapisuje się na trwale w historii skansenu. Chodzi o Marię Zaborowską, kierow­nik muzeum w Słupsku. Drugą osobą jest Feliks Rogaczew­ski, nauczyciel z Kluk, i Ruth Kötsch, Słowinka mówiąca po polsku i pierwszy przewodnik etnografów. Nie doczekała otwarcia skansenu.
- Była naszym kontaktem. Miała do nas zaufanie - mó­wi Hugona Ostrowska-Wójcik, emerytowany
kierownik działu etnograficznego Muzeum Pomorza Środkowego. - Uwierzyła, że to, co robimy, jest dobre. Chcieliśmy, aby Słowińcy zostali.

Na liście jest też prof. Maria Znamierowska-Prüfferowa z Torunia, pod której kierownictwem powstała koncepcja naukowa zagrody. Włączyli się także koszalinianie, jak muzealnik Marianna Sikora. O skansen zabiegał też konserwator zabytków Ste­fan Wójcik. Kluki to był zbiorowy wysiłek.

Ostatecznie skansen formalnie założyła Powiatowa Rada Narodowa w Słupsku. Merytorycznie podlegał słupskiemu muzeum, ale fundował go konserwator zabytków. Na utrzymanie łożył powiat, a etat dla Ruth Kötsch przez pewien czas opłacała gmina Smołdzino. Wstęgę na otwarciu przecięto 22 września 1963 roku.

Skansen, a dokładnie jed­na zagroda, mieścił się w samym środku wsi, w której trwało normalne życie. Przez pierwsze lata działalności, aż do lat 70. XX wieku muzealnicy do Kluk jeździli ze Słupska. Kie­dy byli wcześniej umówieni, witało ich ciasto. Jeśli wpadali bez zapowiedzi, opiekunowie zagrody w popłochu zamiatali pajęczyny.

W 1965 roku, po utworzeniu w Słupsku Muzeum Okręgowego, Muzealna Zagroda (dzisiejsza Reima­nnów) weszła w jego skład jako filia Działu Etnograficznego. Składała się z trzyrodzinnej chałupy mieszkalnej, dwóch budynków inwentarskich i stodółki oraz studni z żurawiem. W pierwszym inwentarzu znalazło się trzysta osiemnaście ruchomych eksponatów. W tym czasie kończył się remont zamku w Słupsku. W całym województwie tworzyły się nowe oddziały i jednostki różnych muzeów. Kluki trwały i czekały na lepsze czasy.

Kluki, czyli idea jednego wieczoru

- To już nie byli autochtoni, ale w dużej mierze małżeństwa mieszane - mó­wi Henryk Soja, kierownik Muzeum Wsi Słowińskiej, kiedy wspomina rok 1972 i Kluki, gdzie rozpoczynał pracę. - Zaczęły się wyjazdy na Zachód w ramach łączenia rodzin, a w Klukach znów zrobiło się pusto. Szachulcowe domy z oknami pozabijanymi deskami zaczęły niszczeć. Jednocześnie wzrastał inwentarz muzeum.
Wówczas o opustoszałej miejscowości napisała któraś z niemieckich gazet. Zrobił się szum, że zabytkowe obiekty popadają w ruinę i jest bałagan. Z zachodnią propagandą trzeba było walczyć. Zwołano zebranie, na którym sekretarz komitetu PZPR, przewodniczący gminnej spółdzielni, wojskowi i przedstawiciele zakładu komunalnego postanowili, że Kluki trzeba uporządkować. Najlepiej wyburzyć opuszczone budynki, posprzątać cmentarz, wybudować karczmę, hotel i parking. Zatwierdzono modernizację drogi do Smołdzina i Skórzyna. Najszybciej podjęto się wyburzeń. Reszta? Drogi do Skórzyna nie wyremontowano do dziś. Cmentarz został ogrodzony, ale kaplicę cmentarną zburzono (zajęło się tym woj­sko). Karczmy nie zbudowano, tak samo jak miejsc noclegowych. Ostał się parking, z którym były później same kłopoty, bo zapomniano go prawnie umocować.

- Wówczas na skutek naszych interwencji ówczesny wojewódzki konserwator zabytków napisał do naczelnika powiatowego, że w ramach wyburzania chałup trzeba koniecznie odratować kilka z nich - wspomina Henryk Soja. - Zaczynamy typować 16 obiektów. To wszystko dzieje się na chwilę przed utworzeniem województwa słupskiego, ale razem z nowym podziałem administracyjnym pojawiają się trudności. Nasze prace zostają wstrzymane.

Z pomysłu ratowania tego, co pozostało po Klukach, rakiem wycofują się konserwator zabytków i dyrekcja muzeum. Etnografowie nie odpuszczają. W jeden wieczór szkicują, jak ma wyglądać przyszły skansen i idą z planami do wojewody. Ten się zgadza, ale potrzebuje aprobaty pierwszego sekretarza PZPR. Udaje się i z tym.

Jeszcze w 1976 rozebrano i zabezpieczono zagrodę Charlotty Klick i dwie zagrody w Klukach Żeleskich. Próbowano też rozpocząć remont dzisiejszej zagrody Josta i Klicka. Próbowano, bo o fundusze nie było łatwo. Zachowały się dokumenty, w których muzealnikom odmawia się pieniędzy, bo za­mek w Szczecinie to pilniej­sza sprawa, tak samo jak muzeum w Słupsku i brama Młyńska. Chyba tylko z desperacji zwrócono się wówczas do PGR-u w Smoł­dzinie. Ale i tamtejsza grupa remontowa odmawia. Powodem są ważniejsze i priorytetowe zadania związane z fermą jałowizny.

W 1984 roku muzeum stało się oddziałem Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku i otrzymało nazwę Skansen Słowiński w Klukach. W 25 lat po otwarciu Muzealnej Zagrody Słowiń-skiej do zwiedzania udostępniono w końcu zagrodę Josta i Klicka, wystawę rybołówstwa w zrekonstruowanym magazynie rybackim i dwie chałupy. W 1993 roku, na kolejny jubileusz, otworzono zagrodę Alberta Kilcka. Jak powinna wyglądać, podpowiadali dawni jej mieszkańcy. Dwa lata później Kluki chcą samodzielności. Ostatecznie zostają oddziałem muzeum, ale zmieniają nazwę na Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach. Zaczyna się czas Czarnego Wesela i pierwszego pieczenia chleba.

Kluki, czyli unikat

Jak skansen będzie wyglądać za kilka lat?

- Kluki są ideą ziszczoną zauważa Violetta Tkacz-Laskowska. - Nasze plany koncentrują się na miejscowości Czysta, gdzie chcemy otworzyć filię.

- Są unikatowe - mówi z kolei kierownik Henryk Soja. - Muzeum żyje w symbiozie z mieszkańcami wsi. Marzy się nam stworzenie krajobrazu kulturowego, gdzie uprawia się czarny owies, brukiew, a na przystani przypływa łódź z rybami. Tego brakuje do pełni szczęścia.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza