Kobieta Przedsiębiorcza 2010. Helena Sadowska: kryzys nie oszczędza także mieszkańców Słupska

- Jak długo prowadzi pani swoją firmę?

- Już od dwudziestu lat. Wcześniej byłam prezesem w Spółdzielni Fryzjersko-Kosmetycznej. Kiedy zakłady fryzjerskie się sprywatyzowały, założyłam własną działalność gospodarczą.

- Czy trudno było pani otworzyć własną firmę?

- Nie, ale kiedyś było zdecydowanie prościej. Teraz jest chyba trudniej, bo za dużo instytucji obsługuje firmy i to może wywoływać pewną dezorientację.

- Ale dzięki temu, że mamy biurokrację, pani ma co robić.

- Rzeczywiście, nie możemy narzekać na brak klientów, mimo że biur rachunkowych jest w Słupsku całkiem sporo. Wielu ludzi nie radzi sobie z wypełnianiem różnych dokumentów, których przy prowadzeniu własnej firmy jest dużo.

- Jest pani na emeryturze. Nie myślała pani o tym, żeby udać się na zasłużony odpoczynek?

- Bardzo lubię swoją pracę oraz kontakt z klientami. Marzy mi się dłuższy urlop, ale ze względu na charakter pracy nie mogę sobie na to pozwolić.

- Prowadzi pani dokumentację firm z naszego regionu. Czy dostrzega pani kryzys?

- Kiedy w telewizji mówiło się o kryzysie, u nas była w miarę stabilna sytuacja, ale od końca zeszłego roku widzę wyraźnie, chociażby po naszych klientach, że mamy teraz znaczne obniżenie obrotów. Sami to odczuwamy, bo nasi klienci niezbyt silni na rynku zawieszają albo likwidują swoje firmy.

- Może ten zastój jest cechą charakterystyczną naszego miasta?

- Moim zdaniem Słupsk jest biednym miastem, bo dominuje u nas handel, a nie produkcja. Jest wielu bezrobotnych, a ci którzy pracują, niewiele zarabiają. Według danych średnia pensja w Polsce wynosi ponad 3000 złotych. Rozliczając firmy, rzadko widuję takie wynagrodzenia.

- A jakim branżom powodzi się najlepiej?

- Trudno mówić o branżach, nie znam danych statystycznych. Obserwuję jednak brak płynności finansowej u dużej grupy klientów, bez względu na branżę.