Skąd taka miłość do zwierząt?
- Właściwie to od urodzenia (śmiech). Mój tata był nadleśniczym i odkąd pamiętam, to dom był pełen zwierząt. Przygarnialiśmy bezdomne psy i koty, ale też chore dzikie zwierzęta.
A potem?
- A potem, no cóż. Technikum hodowlane, na które poszłam wbrew woli rodziców, którzy widzieli we mnie przyszłą lekarkę. A później studiowałam zootechnikę we Wrocławiu.
Ile ma pani teraz psów we własnym domu?
- Muszę policzyć. W domu jest 15 dorosłych i pięć szczeniaczków, a na zewnątrz w kojcach jeszcze siedem.
Wszystkie są pani?
- Moich jest sześć, a reszta jest na przechowaniu. Większość została znaleziona w lesie albo odebrana właścicielom, którzy się nad nimi znęcali. Będą u mnie, dopóki nie dojdą do siebie i nie znajdziemy dla nich nowego domu.
Odeszła pani ze schroniska. Dlaczego?
- Poszłam do schroniska, bo zawsze chciałam pomagać zwierzętom. Przez prawie dwa lata robiłam tam, co mogłam, ale miałam związane ręce. Nie chciałam już patrzeć, jak traktuje się tam zwierzęta. Dlatego odeszłam.
Teraz jest pani w Straży dla Zwierząt. Skąd czerpiecie fundusze na swoją działalność?
- Z własnych pieniędzy. Nie mamy żadnych dotacji, ani ja, ani nasi wolontariusze nie dostajemy wynagrodzenia. Za paliwo czy leczenie psów też płacimy z własnej kieszeni.
Jest wielu ludzi, którzy doceniają pani pracę. Ale są też tacy, którym się pani naraziła, zabierając im zwierzęta i zsyłając na nich prokuratora.
- Niewątpliwie, ale ja się nie poddam i nie cofnę się przed niczym, bo walczę o zwierzęta, które kocham od dziecka.
Czym się teraz zajmujecie?
- Oprócz normalnych akcji prowadzimy też cykl szkoleń dla dzieci i młodzieży. Chcemy ich uczyć od najmłodszych lat, jak należy się obchodzić ze zwierzętami.
Więcej w serwisie www.gp24.pl/kobieta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?