Nasza czytelniczka duże skupiska owadów zauważyła na drzewach rosnących przy ul. Grodzkiej w Słupsku, w okolicach Miejskiej Biblioteki Publicznej i przystanku autobusowego.
- Początkowo myślałam, że drzewa są porośnięte czymś w rodzaju mchu. Jednak gdy się uważniej przyjrzałam, dochodzę do wniosku, że to jednak są owady. Obsiadły one pnie od wysokości kilku metrów w stronę korony, a także gałęzie od dołu. Są ich tysiące na każdym drzewie - twierdzi pani Janina. - Nie widać jeszcze, żeby drzewa na tym ucierpiały, ale boję się, że to tylko kwestia czasu.
Słupszczanka uważa, że służby odpowiedzialne za utrzymanie zieleni w mieście powinny jak najszybciej zająć się tą sprawą.
- Te skupiska owadów wyglądają bardzo brzydko - mówi kobieta. - Poza tym wydaje mi się, że nie są obojętne dla drzew. Jeśli szybko czegoś z tym nie zrobimy, ano niebawem mogą zacząć chorować.
Krystyna Jankowiak, ogrodnik miejski w Zarządzie Infrastruktury Miejskiej w Słupsku, potwierdza, że wiele drzew w różnych częściach miasta jest zaatakowanych przez owady z grupy czerwców.
- To niewielkie owady, które żyją na drzewach w dużych grupach. Wypijają ich soki, a tym samym je osłabiają - mówi Krystyna Jankowiak. - Bardzo dużo roślin jest zaatakowanych przez te owady. Spotyka się je wyłącznie na drzewach liściastych, głównie na wiązach, lipach, klonach i dębach.
Czerwce to pasożyty, które są dobrze znane służbom odpowiadającym za stan roślin. Pierwsze ich skupiska pojawiły się w mieście co najmniej pięć lat temu. Wówczas też miasto wyruszyło na wojnę z nimi. Walkę jednak przegrało.
- Kilka lat temu próbowaliśmy je zlikwidować. Wybraliśmy kilka drzew.
Specjalistyczna ekipa zdrapywała owady z pnia i gałęzi. Potem nanosiła specjalny środek. Ten zabieg trzeba było powtórzyć - mówi Krystyna Jankowiak. - Taki zabieg na jednym drzewie kosztował 2,5 tysiąca złotych, a niestety nie dawał najmniejszej pewności, że szkodniki nie wrócą na drzewa.
Ogrodnik miejski szacuje, że w Słupsku czerwce bytują obecnie na 500-1000 drzewach. Aby próbować rozprawić się ze szkodnikami kompleksowo, miasto musiałoby przeznaczyć na to nawet dwa miliony złotych. A takich pieniędzy w kasie ZIM na ten cel nie ma.
- Taka ingerencja nie jest w tej chwili niezbędna, tym bardziej że nie mamy pewności, iż zabiegi będą skuteczne - mówi Krystyna Jankowiak. - Póki co nie widać, aby bytowanie czerwców doprowadziło do osłabienia drzew i ich obumierania. Inna sprawa, że takie kolonie na gałęziach wyglądają po prostu nieestetycznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?