Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt w Porozumieniu. Wszystkie polityczne zakręty Adama Bielana

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Adam Bielan
Adam Bielan Adam Jankowski / Polska Press
Tak naprawdę swój najlepszy polityczny czas miał w Prawie i Sprawiedliwości, z którego odchodził trochę przyparty do ściany. Potem było znacznie gorzej, ale - co ciekawe - w dwóch kolejnych partiach, których członkiem był Adam Bielan, zawsze posądzano go o kontakty ze starymi kolegami z PiS. Właśnie ogłosił, że jest szefem Porozumienia, detronizując tym samym Jarosława Gowina. Więc nic dziwnego, że co niektórzy zadają sobie pytanie, czy za tym atakiem na koalicjanta nie stoi czasami Jarosław Kaczyński

Nazywają go już piątą kolumną, koniem trojańskim albo Konradem Wallenrodem w obozie Porozumienia. Adam Bielan, bo o nim mowa, zaskoczył wszystkich, stwierdzając, że Jarosław Gowin, a więc jakby nie było jego szef, nie jest nim od dłuższego czasu. Powód? Partia zapomniała o przeprowadzeniu wyborów na przewodniczącego, a kadencja Gowina wygasła trzy lata temu. W związku z tym to on pełni obowiązki prezesa jako przewodniczący konwencji krajowej.

- Wszyscy członkowie partii politycznych muszą przestrzegać prawa. Kadencja prezesa trwa trzy lata. Jarosław Gowin został wybrany 26 kwietnia 2015 roku. Każdy, nawet małe dziecko, potrafi obliczyć, kiedy powinien zwołać następny kongres - mówił eurodeputowany Adam Bielan w programie „Kropka nad i”. I nieco złośliwie dodał, że Gowin sam apelował o przesunięcie wyborów prezydenckich, a nie potrafił dopilnować wyborów we własnej partii.

Wypowiedź europosła, jak można się było spodziewać, wywołała prawdziwą burzę. Władze Porozumienia przyjęły wniosek o wyrzucenie z partii Adama Bielana i Kamila Bortniczuka. Wcześniej posłowie i senatorowie Porozumienia wydali specjalne oświadczenie, w którym udzielili pełnego poparcia Jarosławowi Gowinowi jako szefowi partii.

„Nie godzimy się na próby destabilizowania naszej partii przez pojedynczych jej członków, w ich dążeniu do realizacji planów politycznych”- napisali. Pod oświadczeniem nie podpisało się czterech członków partii, stronników Bielana i Bortniczuka.

Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński przyznał w TVN24, że zna zarówno Jarosława Gowina, jak i Adama Bielana i nie ma wątpliwości, że Bielan uderzył w Gowina za przyzwoleniem Jarosława Kaczyńskiego.

- Co to oznacza, że to zielone światło było? To oznacza, że ani Ziobro, ani Gowin nie mogą się czuć pewni w ramach Zjednoczonej Prawicy. To oznacza, że w każdej sytuacji, kiedy tylko pojawi się możliwość ukarania tych, których Kaczyński uważa za niezbyt stabilnych koalicjantów, wtedy Jarosław Kaczyński wykonuje ruch, wykorzystuje szanse, by ukarać i wyeliminować politycznie takiego przeciwnika - mówił Kamiński. - To pokazuje, jak bardzo niestabilna jest sytuacja wewnątrz Zjednoczonej Prawicy i jak niepewna jest przyszłość jej liderów - dodał.

Na sejmowych korytarzach zawrzało. Teorie są dwie: według pierwszej, to nie Jarosław Kaczyński stoi za tą polityczną intrygą, ale oczywiście, co podkreśla poseł Kamiński, musiał wiedzieć o planowanym ataku na Gowina i wydać na niego zgodę. Inna, że to nie kto inny, a właśnie prezes Kaczyński postanowił uderzyć w koalicjanta i wyręczył się Bielanem.

- Kaczyński nie daruje niezależności - nawet chwilowej. Dla niego Gowin zawsze będzie problemem. Dlatego zdecydował się na rozbicie ugrupowania Gowina. Kaczyński ma w tym doświadczenie. Pamiętamy, co robił z Ligą Polskich Rodzin czy Samoobroną. I pamiętamy również, jak to się skończyło. Obserwujemy coś, co jest typowe dla niego - próbę absolutnej hegemonii i rozliczenia każdego, kto mu się sprzeciwi. Nie wierzę, by Bielan cokolwiek robił samodzielnie. Wygląda na to, że jest on piątą kolumną Kaczyńskiego w Porozumieniu - mówi nam w wywiadzie Borys Budka, lider Platformy Obywatelskiej.

Ale, rzeczywiście, Gowin zaszedł za skórę Kaczyńskiemu i to parokrotnie. Pierwszy raz rękawicę rzucił prezesowi jeszcze w kwietniu zeszłego roku, kiedy nie zgodził się, aby wybory prezydenckie odbyły się 10 maja. W koalicji doszło wtedy do sporego kryzysu, w wyniku którego szef Porozumienia pożegnał się z teką wicepremiera i ministra nauki i szkolnictwa wyższego.

Potem, kiedy prezes Kaczyński i premier Morawiecki głośno mówili o wecie unijnego budżetu, do gry wszedł nie kto inny, a właśnie Jarosław Gowin. Wicepremier wrócił do rządu po jego rekonstrukcji, pojechał do Brukseli, rozmawiał z unijnymi komisarzami, a potem na specjalnie zwołanej konferencji prasowej stwierdził, że jego zdaniem prowizorium budżetowe byłoby dla Polski i innych krajów Unii Europejskiej czymś niekorzystnym wbrew niektórym głosom w polskiej debacie publicznej.

- Dlatego uważam, że w interesie wszystkich Europejczyków jest znalezienie dobrego kompromisu. (...) Taki kompromis jest możliwy nawet jeżeli nie w formie otwarcia na nowo dyskusji nad kształtem tego rozporządzenia [dot. warunkowości - red.], to w postaci wiążących deklaracji interpretacyjnych - powiedział. Dodał, że wierzy, iż porozumienie w sprawie unijnego budżetu zostanie osiągnięte.

I tłumaczył, że ewentualne weto nie tylko uruchomi w sposób automatyczny procedurę prowizorium budżetowego, ale może też uruchomić plan B, o którym jego rozmówcy niechętnie mówili, ale którego całkowicie nie wykluczają. Na czym miałby ten plan polegać? Na współpracy między 25 pozostałymi państwami unijnymi, bez Polski i Węgier.

Jak wszyscy wiemy, polskiego weta nie było, ale Gowin znowu się naraził, bo wyszedł przed szereg i mówił innym głosem niż premier i prezes.

- Kaczyński nie lubi Gowina, rozmawia z nim tylko dlatego, że nie ma innego wyjścia, przynajmniej na razie. Musi go tolerować, jeśli chce mieć większość w Sejmie - mówi nam jeden z polityków prawicy. I dodaje, że Kaczyński na pewno wiedział o planach Bielana, może nawet sam go zainspirował. Ma do niego pełne zaufanie, panowie znają się przecież od lat.

Bielan, wówczas student stosunków międzynarodowych w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, zaczynał swoją polityczną przygodę w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. To była połowa lat 90., kiedy na polityczne salony wkraczało dwóch młodych zdolnych ludzi: Adam Bielan i Krzysztof Kwiatkowski. Obaj rywalizowali zresztą o stanowisko szefa NZS. Ponoć dogadali się tak, że szefem zostanie Bielan, w zamian za co Kwiatkowski dostanie najwyższe miejsce na liście AWS z poparcia NZS. - Ale Bielan umowy nie dotrzymał i stwierdził, że to on jako szef Niezależnego Zrzeszenia Studentów powinien takie miejsce dostać. Wszedł do Sejmu, wystawiając Kwiatkowskiego do wiatru. Ten dogadał się jednak ze „spółdzielnią” AWS i z poręczenia Tomaszewskiego został asystentem Jerzego Buzka - opowiada jeden z polityków PiS o początkach politycznej kariery posła Bielana, który w 1997 roku był najmłodszym parlamentarzystą na Wiejskiej.

To w AWS Bielan poznał Michała Kamińskiego, z którym stworzyli nierozłączny team sprawnie działający przez kolejne lata. Razem byli w Przymierzu Prawicy, potem przeszli do Prawa i Sprawiedliwości, skutecznie budując swoją pozycję obok charyzmatycznego lidera.

O tym, jak silna to była pozycja, świadczy chociażby fakt, że Bielan jako jedyny z młodego pokolenia i jeden z niewielu członków PiS był w tym czasie z prezesem po imieniu. Ziobrze Kaczyński zaproponował przejście na „ty”, kiedy ten skończył czterdziestkę. Razem z Kamińskim byli w stanie przekonać prezesa do wszystkiego, co mu szepnęli na ucho - ten robił.

Zdobyli zaufanie szefa przed wyborami w 2005 roku. Prowadzili wtedy w PiS ostrą dyskusję o przekazie medialnym. Jarosław Kaczyński był zdania, że dużym przedsięwzięciem medialnym są w stanie wygrać wybory i parlamentarne, i prezydenckie, trzeba tylko zmienić wizerunek partii. W silnym komitecie politycznym, w którym zasiadali wtedy między innymi Marek Jurek, Jerzy Polaczek i Kazimierz Michał Ujazdowski, nie było w to wiary, więc Kaczyński przeforsował swój pomysł poza komitetem. Bielan z Kamińskim wymyślili wtedy „Wiosnę Polaków” - cykl kilkudziesięciu koncertów w całej Polsce, podczas których obok artystów występowali politycy PiS. To skutecznie odmieniło wizerunek partii, ociepliło go. Ludzie zobaczyli, że PiS nie tylko ściga i zakuwa w kajdanki, ale też potrafi się bawić. Główni autorzy sukcesu: Kamiński i Bielan, błyskawicznie wkradli się w łaski prezesa, PiS znacząco zyskało w sondażach, a obaj panowie dostali glejt na główny przekaz medialny partii. I to oni stali się współautorami sukcesu wyborczego w 2005 roku. Ambitni, pewni siebie, kreatywni.

- Bielan ma cenną umiejętność trafnego i spokojnego odpowiadania na trudne pytania, jest przy tym pracowity, systematyczny, konkretny. Jeśli coś jest jego pasją, angażuje się w to na sto procent - mówi nam znajomy Bielana.

Ale w Prawie i Sprawiedliwości nie był lubiany, miał w nim więcej wrogów niż przyjaciół. Był typem samotnika, który nigdy nie zabiegał o względy innych, za to rozliczał ludzi z tego, co mieli do zrobienia.

Inny z polityków PiS mówi nam, że Bielan z Kamińskim stracili sympatię kolegów z partii po tym, jak namawiali Jarosława Kaczyńskiego do zerwania koalicji z LPR i Samoobroną i przedterminowych wyborów.

- Byli w tym wszystkim cyniczni. Siedzieli sobie bezpiecznie w Brukseli i mieli wszystkich gdzieś. A posłowie zawsze boją się przedterminowych wyborów, bo raz, że różnie może być i można się do Sejmu nie dostać, dwa: z wyborami związane są wydatki, a nikt ich przecież nie lubi - wzdycha jeden z naszych rozmówców. - Zresztą Kaczyński bardzo potem żałował, że nie posłuchał Bielana i Kamińskiego, bo jest przekonany, że gdyby wiosną 2006 roku zrobił przedterminowe wybory, wygrałby je w cuglach - dodaje.

Sam Adam Bielan mówił mi kiedyś, że polityka to gra dla ludzi ambitnych, więc pewnie niepozbawiona zawiści. - Zawsze do tego, co robię, podchodziłem poważnie, wiele wymagałem od innych i siebie. Kampanie to okres stresu, wytężonej pracy, nie wiem, być może w takiej atmosferze zdarzało mi się popełnić jakiś błąd w kontaktach z innymi - tłumaczył.

Na to „nielubienie kolegów” nałożył się coraz silniejszy konflikt między spin doktorami a Zbigniewem Ziobrą, chociaż na początku Bielan z Ziobrą doskonale się dogadywali, mieli nawet wspólne biuro poselskie w Krakowie. Potem jednak stosunki między panami stały się napięte. Prezes dawał młodym, zwłaszcza Kamińskiemu, do zrozumienia, że nie podoba mu się jego koncepcja ucentralizowanego PiS, nie był też zadowolony z kampanii przeprowadzonej w 2010 roku, za którą byli odpowiedzialni także Bielan i Kamiński.

Ale odejście Bielana z PiS wcale nie było łatwe. Joanna Kluzik-Rostkowska chętnych do Polska Jest Najważniejsza szukała ponoć na długo przed wyborami. Plan był prosty: kontestować poczynania kierownictwa PiS, a po wyborach samorządowych, których wynik na pewno byłby słaby, tłumacząc się niezadowoleniem, odejść i zbudować nową formację. Joanna Kluzik-Rostkowska rozmawiała z ludźmi, ale, jak to czasami bywa, ktoś doniósł prezesowi o zakulisowych gierkach jego ludzi.

Bielan nie był jednak na odejście gotowy, tyle że został przez swojego przyjaciela postawiony pod ścianą. Wiedział, że Michał Kamiński idzie do „Tak jest” Andrzeja Morozowskiego, rozmawiał z nim przed programem, prosił, aby nie formułował zbyt mocnych, ostrych wniosków. Potem zobaczył to, co my wszyscy. I wydaje się, że to Michał Kamiński podjął decyzję za nich obu. Tego samego wieczoru, gdy Kamiński w studiu u Morozowskiego żegnał się w imieniu swoim i kolegi z prezesem, Bielan miał się rozpłakać. W przeciwieństwie do Kamińskiego ważył słowa, nie obrażał prezesa Kaczyńskiego, wielu jego kolegów uważa, że tak naprawdę nie chciał opuszczać Prawa i Sprawiedliwości. Zresztą odejście z PiS podzieliło nierozłącznych do tej pory spin doktorów.

Bielan w Polska Jest Najważniejsza był zaledwie kilka miesięcy, odszedł z PJN w dość dziwacznych okolicznościach, w każdym razie wymiana argumentów między zainteresowanymi stronami przypomina bardziej przedszkolne przepychanki niż wielką politykę. - Współpracę z Adamem Bielanem uznaję za zakończoną - stwierdziła w marcu 2011 roku szefowa PJN Joanna Kluzik-Rostkowska. I wydała oświadczenie, w którym napisała, że oczekuje publicznego odniesienia Bielana do powtarzających się plotek o jego dwuznacznej roli w partii, chodziło o rzekome rozmowy z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Bielan odpowiedział, że żadnych rozmów z PiS nie prowadzi.

Ale ta odpowiedź widać nie zadowoliła liderki, która tego samego dnia wieczorem wyliczała u Moniki Olejnik w „Kropce nad i” wszystkie grzechy Bielana. - Historia zaczęła się dwa miesiące temu, kiedy mieliśmy złożyć wniosek uzupełniający do nazwy stowarzyszenia. Były potrzebne podpisy tych samych 15 osób, które składały podpisy pod tą pierwszą rejestracją. W momencie kiedy zebraliśmy 15 podpisów, Adam Bielan zamiast uwolnić te podpisy, żeby można było z nimi pójść do sądu, wziął te podpisy pod pachę i zniknął. To była moja ostatnia z nim rozmowa. Wziął również pod pachę stronę internetową - opowiedziała swoją wersję wydarzeń posłanka. I żeby było jasne, Bielan miał być jedyną osobą, która ma do niej kody.

Zupełnie inaczej opowiadał o powodach rozstania sam Adam Bielan.

- Już pod koniec stycznia atmosfera w PJN była bardzo trudna. Mieliśmy poczucie, że drepczemy w miejscu. Mnie osobiście też dopadła frustracja, bo starałem się wszystko organizować jak najlepiej, a nic nie szło: na żadnym posiedzeniu władz nie było porządku obrad, nie rozdzielaliśmy zadań, traciliśmy czas na dyskusje, z których nic nie wynikało. Mijały kolejne tygodnie, a my nie mieliśmy żadnego zaplecza, nie mówiąc już o strategii działania. Koszmar, katorga organizacyjna - mówił w rozmowie z „Polską”.

Nie wszystko mu się w nowej formacji podobało: PJN miało być partią otwartą, a nie było. Stało się, jak mówił, prywatnym folwarkiem sześciu osób, które nie zamierzały dzielić się władzą. Kiedyś kolega powiedział mu nawet, że może być jednym z sześciu atamanów, ale nie jednym z dwudziestu.

- Kiedy zakładaliśmy PJN, wierzyłem, że na scenie politycznej jest miejsce na partię między PiS a Platformą, ale wiem też, że nie ma na niej miejsca na partię sześciu osób. Tkwienie w takim tworze byłoby dla mnie wygodne, ale nie miałem wątpliwości, że działając w taki sposób, nie zdobędziemy nowych członków - tłumaczył.

Po Sejmie krążyła jednak wieść, że prawdziwym powodem odejścia Bielana miał być fakt, że nie został sekretarzem generalnym PJN i nie ma wpływu na to, co dzieje się w partii.

- Bzdura. Dostałem propozycję bycia sekretarzem generalnym, ale ta funkcja wcale nie była mi do szczęścia potrzebna. Miałbym być odpowiedzialny m.in. za kampanię, a jak ją organizować bez struktur i pieniędzy? Ta posada to duża mina, zapewniam, że nie zabiegałem o nią - uciął poseł Bielan.

20 stycznia 2014 Adam Bielan ogłosił przystąpienie do Polski Razem Jarosława Gowina, rok później został jednym z wiceprezesów ugrupowania. W 2015 roku wystartował do Senatu, z ramienia komitetu PiS (jako przedstawiciel Polski Razem), został wybrany na wicemarszałka Senatu IX kadencji. Po przekształceniu Polski Razem w Porozumienie stanął na czele Konwencji Krajowej tej partii. W 2019 został ponownie wybrany do Parlamentu Europejskiego, startując z list PiS. Dzisiaj ogłasza się prezesem Porozumienia.

Jak widać, Adama Bielana zawsze posądzano o kontakty ze starymi kolegami z PiS, nawet wtedy, kiedy był poza partią. Nic więc dziwnego, że co niektórzy zadają sobie pytanie, czy za jego atakiem na Jarosława Gowina nie stoi prezes Jarosław Kaczyński, czy to nie on w tej politycznej grze rozdaje karty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Konflikt w Porozumieniu. Wszystkie polityczne zakręty Adama Bielana - Portal i.pl

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza