Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszalinianin: okradli mój samochód po wypadku w Słupsku

Zbigniew Marecki [email protected]
Mercedes vito koszalinianina po wypadku.
Mercedes vito koszalinianina po wypadku. Archiwum
Adam T. z Koszalina, ofiara ostatniego wypadku na słupskiej obwodnicy uważa, że ktoś okradł jego samochód, pozostawiony na strzeżonym parkingu pod nadzorem policji.

Przypomnijmy, w niedzielę, 17 czerwca, przed północą doszło do groźnego wypadku na obwodnicy Słupska. W efekcie pięć osób, w tym troje Chorwatów jadących na mecz do Gdańska, trafiło do szpitala.

Do wypadku doszło, bo jadący fordem galaxy Chorwat zjechał ze swojego pasa i zderzył się z mercedesem vito, którego prowadził mieszkaniec Koszalina.

Zderzenie było tak silne, że fragmenty samochodów oraz ciągniętej przez mercedesa przyczepki wypełnionej meblami z Ikei policjanci i strażacy znajdowali w promieniu 200 metrów od miejsca zdarzenia.

- Gdy czekaliśmy na strażaków, którzy mieli mnie uwolnić z zakleszczonej karoserii mercedesa, moja żona zaczęła zbierać rzeczy, które w czasie zderzenia wypadły jej z torebki. Wtedy policjant powiedział jej, żeby tego nie robiła, bo cały ładunek w samochodzie znajdzie się pod ochroną policji. Całe szczęście, że zabrała ze sobą ipada - mówi pan Adam (nazwisko do wiadomości redakcji).

Gdy razem z żoną znalazł się w słupskim szpitalu, nie myślał o stratach. Jednak 20 czerwca policja poinformowała go, że następnego dnia musi zabrać zniszczoną przyczepkę i rozbity samochód z parkingu w Kobylnicy, bo kończy się okres policyjnej ochrony. Żona pana Adama przy pomocy firmy holowniczej z Koszalina zrobiła to zgodnie z policyjną instrukcją.

- Dopiero w Koszalinie przyjrzeliśmy się zawartości paki mercedesa vito, do której włożyliśmy wszystkie drobiazgi kupione przez nas w Ikei. Wtedy okazało się, że brakuje 12 rzeczy o łącznej wartości 366 złotych
- twierdzi pan Adam. Według niego, ktoś zabrał z samochodu 8 kubków, 2 opakowania papierowych serwetek, 2 kocyki, 3 komplety sztućców, 2 kosze na śmieci, ociekacz do suszenia sztućców, a nawet nieużywany, choć już nienowy ręcznik.

- Nie mogę nikogo bezpośrednio oskarżać, bo zdaję sobie sprawę, że przy uprzątaniu miejsca po wypadku pracowało wiele osób, ale to jakoś nie pasuje do zapewnień policji o tym, że nasze rzeczy będą bezpieczne - dodaje pan Adam, który oficjalną skargę policji zamierza przedstawić podczas przesłuchania planowanego w związku z wypadkiem. Jako dowód ma paragon z Ikei.

- Po wypadku jego teren był przeszukiwany przy sztucznym świetle. Nad ranem powtórzono tę czynność. Potem wszystko załadowano do samochodów, które trafiły na parking firmy Auto Trans, odpowiadającej za to mienie. Tam do samochodów powypadkowych dostęp mają tylko osoby upoważnione - tłumaczy Wojciech Bugiel, p.o rzecznika prasowego policji.

- Nie rozumiem, o co chodzi właścicielowi mercedesa. Jego żona odebrała samochód i rzeczy. Podpisała wszystkie dokumenty i nie miała żadnych uwag, a samochód był wydawany w obecności policjanta - mówi Lucjan Szewczuk, właściciel parkingu. Podkreśla także, że po wypadku przyczepa była w rowie, okno w mercedesie wybite w czasie zderzenia, a rzeczy zbierano w promieniu nawet 200 metrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza