Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kot sprawcą pożaru. Był nieświadomy swojego czynu. Początki pomorskiej straży pożarnej (ZDJĘCIA)

Andrzej Gurba
Andrzej Gurba
Strażacki beczkowóz do zmywania ulicy - 1934
Strażacki beczkowóz do zmywania ulicy - 1934 NAC
Po pierwszej wojnie światowej, w wolnej Polsce, organizowała się straż pożarna, tak zawodowa, jak i ochotnicza. W województwie pomorskim m.in. na terenie obecnej gminy Lipnica, która wchodziła w skład ówczesnego województwa pomorskiego (z Bydgoszczą, Toruniem i Gdynią).

Związek Straży Pożarnych Województwa Pomorskiego powstał w grudniu 1921 roku po zlikwidowaniu niemieckiego związku, istniejącego od 1880 roku pod nazwą „West-Preussischer Prowinzional - Feuerwehrband". Do 1923 roku jego siedziba była w Toruniu. Później przeniesiono ją do Grudziądza. W pierwszych latach wolnej Polski polonizowano niemieckie jednostki strażackie. W 1926 roku działało 128 ochotniczych straży pożarnych.

Strażaccy naczelnicy w starciu z sołtysami

W 1927 roku zaczęto wdrażać w życie w województwie pomorskim nowy system zorganizowania ochotniczych straży pożarnych. - Jak już doświadczenie wykazało przy organizowaniu nowych straży odgrywa rolę główną szeroka znajomość organizatora, gdzie przeważnie krewni, sympatycy straży lub sąsiedzkie straże byli jedyną wyłączną pomocą zorganizowania Ochotniczej Straży Pożarnej. To też w pierwszej linji proponowałbym w okręgach stworzyć podokręgi powiatowe, a w powiatach rejony wójtowskie, w których by się porobiło starszych naczelników. Ci naczelnicy właśnie by przeprowadzali w swoich rejonach (wójtostwach) ćwiczenia i organizowaliby nowe straże, gdyż oni mogliby się najlepiej orientować w sytuacji gmin sąsiednich co by ułatwiało prace organizacyjne. Taka metoda organizowania udawała się zawsze jak najlepiej. Każdy naczelnik w swoim rejonie miałby dobre znajomości, które ułatwiałyby usuwanie wszelkich starć z sołtysami, gdyż jak wiadomo w bardzo wielu wypadkach stawiają sami sołtysi najprzeróżniejsze przeszkody przy tworzeniu straży ochotniczych, trzymając się tej zasady, że straże przymusowe wystarczają, a straże ochotnicze są do zabawki, gdyż na Pomorzu jest system przymusowy niesienia pomocy przy pożarach pod kontrolą policji. Takie przeciwdziałania trzeba właśnie w całej pełni zwalczać, jak już okólnikiem wyjaśniłem, ze strażą przymusową nie można dużo rozpocząć, gdyż par. 350 K. K. wyraźnie mówi, że gdzie grozi niebezpieczeństwo, to strażak nie potrzebuje rozkazu wypełnić i karany być nie może - przedstawił projekt zmian prezes Stefan Tomczyński (pisowania oryginalna - dop. autora).

Odeszli od sikawki i gapili się z daleka

W 1929 roku skarżono się na słabe wyposażenie w sprzęt strażacki jednostek ochotniczych. - Znanem jest powszechnie, że działalność choćby najlepszych Straży Pożarnych jest znikoma, skoro nie posiadają odpowiednich narzędzi, to też każde miasto, utrzymujące zawodową Straż Pożarną stara się wszelkiemi siłami, aby wyekwipować swoją Straż w najnowszy sprzęt i w ten sposób uniknąć zarzutów źe strony społeczeństwa. Inaczej przedstawia się sprawa w Oohotniczych Strażach Pożarnych, których narzędzia w większej części nie odpowiadają nowoczesnym warunkom. Krytykuje się nieraz Ochotnicze Straże Pożarne, że przyjeżdżająca do pożaru Straż z motorówką pracowała lepiej od ochotniczej. Czy to jest słuszne? Nie! Zawodowa Straż może bowiem też tylko gasić, a zawodzi nieraz tak samo jak inna Straż. Przy wielkiej akcji ratunkowej wynik akcji uzależniony jest jedynie od wiedzy fachowej kierującego akcją ratunkową, mianowicie komendanta, prądownika i t. p. Pozatem ważnym czynnikiem jest nowoczesny ekwipunek Straży. Zatem najwyższy czas, aby przeprowadzić reorganizację narzędzi w Strażach. Przede wszystkiem należy kłaść nacisk na konieczność zakupu nowych sikawek motorowych przenośnych - czytamy w Strażaku Pomorskim z 1929 roku (pisowania oryginalna).

Podano przykłady pożarów, w których były ogromne straty, właśnie z powodu braku sprzętu, przede wszystkim sikawek. - Statystyka pożarów na Pomorzu jest zastraszająca - czytamy dalej - Czy zatem ubezpieczalnie zechcą zrozumieć nasze bolączki? Bezwarunkowo gminy muszą przyjść także z wydatną pomocą. Dziwi nas bardzo ,że niektóre stowarzyszenia ubezpieczeniowe krytykują prace strażaków przy gaszeniu pożarów. Lecz kto ponosi winę jeśli Straż nie posiada należytego ekwipunku? Aby należycie działać przy pożarach musi posiadać Straż odpowiednie przyżądy (pisownia oryginalna) Ręczna sikawka wymaga silnej obsługi, gdyż przy pompowaniu trzeba zmieniać obsługę co 10 minut, by spowodować należyte ciśnienie wody. Obowiązani do ręcznej służby przy gaszeniu pożarów ulotnią się z czasem od sikawki, pozostawiając nieraz nielicznych strażaków i później gapią się z daleka. Prośba i groźba nie skutkują, aby zapewnić odpowiednią ilość ludzi do pompowania i w krytycznej chwili jest Straż nieraz bezczynna a majątek staje się pastwą płomieni. Według przepisów są gminy zobowiązane utrzymywać należyty sprzęt do gaszenia pożarów. Ponieważ przepisy nie określają wyraźnie sprzętu zdarzyło się, że pewna gmina przybyła do pożaru z sikawką ogrodową, jakiej używa się do polewania ogrodów. Wobec przepisów jest ta gmina w porządku, gdyż posiada sikawkę, lecz jak sprawa wygląda w praktyce. Taka sikawka może tylko służyć do akcji pobocznej (pisowania oryginalna).

Spacerowali w czasie kiermaszu zamiast sprzedawać znaki

Pomorscy strażacy organizowali tzw. tygodnie strażackie. Były to zabawy, pokazy, kwesty. W ten sposób zbierano pieniądze na jednostki. Strażackie władze wojewódzkie bardzo tego pilnowały i nie bały się publicznie skarcić jednostek, które z tym sobie nie poradziły. W podsumowania tygodnia strażackiego w 1933 roku Jan Supryczyński, kontroler z ramienia wojewódzkiej straży napisał. - Miałem możność obserwować podczas lustracyj w czasie Tygodnia Strażackiego, działalność niektórych zarządów Straży i przyszedłem do wniosku, że tam, gdzie na czele straży stoją ludzie wyrobieni społecznie, osiągnięto pozytywne rezultaty. Dobrze obmyślany poprzednio program Tygodnia, poświęcenie osobiste wszystkich druhów, niezawodnie wpłynęłoby na lepsze wyniki finansowe. Aczkolwiek mamy w kilku strażach ludzi, dla idei naszej bardzo wyrobionych, jednak możliwości osiągnięcia lepszych wyników, nie umieli wykorzystać. I tak naprzykład. W kilku strażach wiejskich podczas kwesty domowej, zbierano tylko gotówkę, nie pomyślano o zbieraniu datków w naturze. A przecież datki w naturze sprzedane przez straż stanowią również poważny dochód w gotówce. Były straże, które właśnie w ten sposób zebrały dość pokaźną sumę. W niektórych strażach jak mi wiadomo, zupełnie zbagatelizowano stronę finansową i w ogóle nic nie robiono. I tak np. straż Błędowo w pierwszą niedzielę Tygodnia miała u siebie odpust parafialny, zamiast sprzedawać znaczki i zbierać fundusze na straż, członkowie zarządu spacerowali po kiermaszu, który zgromadził kilkaset osób. Sąsiednia straż z Wiewiórek dowiedziawszy się o tem, puściła swych strażaków do Błędowa i sprzedała dość pokaźną ilość znaczków. A co robi zarząd straży w Błędowie? Zakazuje sprytnym strażakom z Wiewiórek sprzedaży znaczków wyrzucając ze wsi, motywując to tem, że nie mają tu nic do szukania - podsumował Jan Supryczyński.

Kot sprawcą pożaru - był nieświadomy swojego czynu

Na koniec opis pożaru z lat 30-tych XX wieku, którego sprawcą był kot. Zamieszczono go w piśmie "Strażak Pomorski". - Istnieją dwa rodzaje podpalaczy, mianowicie świadomi swego czynu i nieświadomi. Do ostatnich należy m.in. kot. Wiadomem jest, że kot chętnie wyleguje w miejscach ciepłych (pod piecem, w słońcu). Ponieważ pożar jednego gospodarstwa spowodował kot, nie od rzeczy będzie przypomnąć czytelnikom ten wypadek. Wysypano z pieca na podwórze popiół, a że był jeszcze ciepły, rozłożył się na nim kot. W popiele były jeszcze kawałki rozpalonych węgli. Po krótkim czasie przepaliły się włosy na skórze kota i rozpalone węgielki przysadziły się do skóry. Poparzony kot w wielkim bólu począł biec po podwórzu, a w końcu wpadł do otwartej stodoły i zagrzebał się w słomę. Kawałek rozpalonego węgla dostał się przez to do słomy, przez szczeliny rozdmuchał wiatr węgiel, słoma się zapaliła i powstał pożar, niszczący stodołę z wszetkiemi zapasami. Przyczyna pożaru była podejrzana. Za podpalacza uważano początkowo właściciela gospodarstwa, lecz na jego uniewinnienie przemawiało niezabezpieczenie budynków. Zabudowania gospodarcze były znacznie odległe od sąsiednich osad, rodzina poszkodowanego obchodziła się bardzo ostrożnie z światłem i dla gospodarza przyczyna pożaru pozostałaby zagadką, gdyby nie okoliczność, która niedwuznacznie wyświetliła przyczynę pożaru. Skóra kota była popalona, więc dalsze badanie wyświetliło całą sprawę. Rolnicy miejcie się na baczności przed kotem — podpalaczem.

ZOBACZ TAKŻE WIDEO: POŻAR ZAKŁADU W PODMIASTECKIM LUBKOWIE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza