Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kowal zawinił, Cygana powiesili

Piotr Polechoński
Fot. Radosław Koleśnik
Prezydent Koszalina podpisał się pod niefortunną umową z prywatną firmą. Jego zastępca ukarał upomnieniem urzędnika, który umowę przygotował.

W połowie lipca na frontowej ścianie Urzędu Miejskiego (tuż pod zegarem) zawisł baner reklamujący jedną z prywatnych koszalińskich firm. Robert Grabowski, pracownik Biura Promocji i Informacji Urzędu Miejskiego twierdził, że jest to sytuacja wyjątkowa, bo wspomniana firma wsparła akcję organizowaną przez miasto dla najmłodszych
- "Bezpieczne wakacje". Jakiś czas potem baner z ratusza został zdjęty.

Jest winny

Kilka dni temu władze miasta postanowiły ukarać pracownika odpowiedzialnego za umowę, na podstawie której reklama zawisła.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że jest nim Małgorzata Borek, główna organizatorka akcji "Bezpieczne wakacje". - Nie chcę tego komentować. Proszę się w tej sprawie zwrócić się do sekretarza miasta - ucięła urzędniczka.
Piotr Jedliński, sekretarz miasta, nie chce ujawnić, czy to Małgorzata Borek dostała upomnienie. - Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam - kwituje. Zapewnia, że to tylko upomniany urzędnik ponosi całą odpowiedzialność za pojawienie się na ratuszu banera i nie jest to żadne szukanie kozła ofiarnego. Bowiem on, jak i Mirosław Mikietyński, prezydent Koszalina, byli wtedy na urlopie.
- Czyli nikt podczas nieobecności pana lub prezydenta nie kontroluje działalności pracowników? - pytamy Jedlińskiego.
- No nie, prezydenta zastępował wiceprezydent Stanisław Gawłowski. Proszę jego zapytać - proponuje sekretarz.

Prezedent nie chce rozmawiać

Stanisław Gawłowski przyznaje, że to on zdecydował o upomnieniu jednego z podwładnych. Za zbyt mało staranne przygotowanie umowy.
- Niestety, nie wynikało z niej, jaka będzie treść na banerze. Za te szczegóły odpowiedzialny był pracownik. Sam byłem zaskoczony, gdy zobaczyłem reklamę na ratuszu - twierdzi zastępca prezydenta. - Szybko jednak udało nam się porozumieć z przedstawicielami firmy, że baner powinien zawisnąć w innym miejscu i tak się stało. Było to niefortunne, drobne nieporozumienie, i to wszystko - dodaje Stanisław Gawłowski. Jednocześnie wyjaśnia, że to nie on ostatecznie zaakceptował tekst umowy. Kto zatem? - Prezydent.
Rzeczywiście, pod zawartym porozumieniem (jesteśmy w posiadaniu kopii tego dokumentu) widnieje podpis Mirosława Mikietyńskiego (jak się dowiedzieliśmy, podpis złożył przed urlopem). W samej umowie są zapisy o miejscach, w których banery mogą się pojawić, nie ma zaś słowa o ich treści. Chcieliśmy zapytać prezydenta, dlaczego zgodził się na tak fatalnie sformułowaną umowę.
- Pan prezydent nie chce na ten temat rozmawiać - usłyszeliśmy od Grzegorza Śliżewskiego, rzecznika prasowego koszalińskiego ratusza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza