Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KS Czarni Słupsk - pozostały długi i bałagan

Piotr Kawałek
Zdewastowane pomieszczenia byłego klubu KS Czarni Słupsk.
Zdewastowane pomieszczenia byłego klubu KS Czarni Słupsk. Fot. Krzysztof Tomasik
Za taniec cheerleaderki dostawały po 20 złotych na głowę, koszykarzom klub płacił w ratach lub w ogóle. Wierzycielom mydlono oczy o supersponsorach - tego dowiedzieliśmy się z dokumentów, które były w hali.

Przypomnijmy: w ubiegły czwartek drzwi do pomieszczeń biurowych hali przy ul. Grottgera były otwarte, nie było żadnych zakazów wstępu. W środku walały się sterty dokumentów klubu KS Czarni i wcześniejszych MZKS Czarni, a w nich cała historia klubu od lat 80. do początku XXI wieku. Zawierały dane osobowe koszykarzy, cheerleaderek, pracowników klubu i inne dokumenty. Dane osobowe są chronione ustawą i nie powinny być dostępne dla osób nieuprawnionych. W interesie społecznym dokumenty zabezpieczyliśmy w naszej redakcji. Na drugi dzień przekazaliśmy je policji, które wszczęła postępowanie po zgłoszeniu o włamaniu. Okazało się też, że już trzy dni wcześniej w hali byli złomiarze, których zatrzymali policjanci. Odpowiedzą jednak nie za przestępstwo, ale za wykroczenie, bo wartość złomu, jaki próbowali wynieść to około 100 złotych.

Ile zarabiali, ile byli dłużni

Większość dokumentów to wezwania KS Czarnych do zapłaty na potężne kwoty. Na przykład holenderska firma Court Side, która była przedstawicielem wielu grających wówczas koszykarzy, domagała się spłaty zaległych wynagrodzeń m.in. dla Kordiana Korytka - 12 tys. dolarów, Andrzeja Pluty - 13 tys. dolarów a dla Artura Golańskiego
- ponad osiem tysięcy dolarów. Słupski Seritext domagał się ponad 26 tysięcy złotych. Krzysztof Wilangowski ponad 600 tysięcy złotych. Największy dług - ponad trzy miliony złotych KS Czarni mieli do zapłacenia Urzędowi Skarbowemu z tytułu niezapłaconych podatków za lata 1999-2001. Ponadto setki innych wezwań i nakazów zapłaty na mniejsze sumy od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy złotych za hotele, a nawet wizytę w klubie nocnym w Toruniu. Co ciekawe, Urzędowi Skarbowemu brak niektórych dokumentów klub tłumaczył... niemożliwością skontaktowania się z zawodnikami, którzy "są w ciągłej migracji po kraju i świecie i ustalenie adresu lub nr. telefonu w celu złożenia wyjaśnień okazało się niemożliwe". KS Czarni nadal są winni wierzycielom miliony złotych.

Były też dowody wypłaty. Ówczesne gwiazdy - John Richard Taylor, God Shammgod czy Gordan Zadravec oficjalnie nie dostawały pieniędzy za grę w ekstraklasie, ale za "wyszukanie zawodnika", czyli samych siebie. Pieniądze dostawali w ratach co kilka dni po około 12,5 tysiąca złotych. Miesięcznie zarabiali ponad 30 tysięcy złotych. Jest też kontrakt centra Krzysztofa Wilangowskiego, który miał dostawać miesięcznie równowartość 11,5 tysięca dolarów. Za zdobycie mistrzostwa Polski zawodnik miał otrzymać 80 tysięcy złotych premii. Wśród dokumentów są również listy płac cheerleaderek z imionami, nazwiskami, a nawet adresami domowymi. Każda za występ dostawała po 20 złotych, zarabiała nawet trzynastoletnia tancerka.

Zapłacimy, jak zarobimy

Długi szacowane są na 8,5 miliona złotych (według A. Twardowskiego) do nawet 12 milionów złotych (według innych byłych działaczy klubu). Prezes klubu Jarosław Tafelski, który doprowadził go na krawędź przepaści, trafił do wię­zienia, a bałagan po nim próbował naprawić nowy zarząd KS Czarni. Próbowano negocjować z wierzycielami na różne sposoby. W dokumentach można znaleźć szereg próśb o prolongatę spłaty zadłużenia. Nowy zarząd przekonywał wierzycieli, że lada chwila znajdzie się sponsor, który pozwoli pokryć zobowiązania. Niektóre zapewnienia są bardzo interesujące: "Prezes i wiceprezes Czarnych będą dziś rozmawiać w Warszawie z zarządem ogólnopolskiej sieci hipermarketów Real, który jest zainteresowany sponsorowaniem drużyny ze Słupska. Nieoficjalnie mówi się, że kartą przetargową ma być zaniechanie budowy konkurencyjnego hipermarketu w Słupsku". - czytamy w jednym z dokumentów.

Niestety, nie udało się znaleźć sponsora, który uratuje klub. Wierzyciele cały czas wchodzili drzwiami i oknami. Andrzej Twardowski wspomina, że dziewięć na dziesięć osób, które przychodziły do klubu, upominało się o zaległe pieniądze. Próbowano płacić zaległości, jednak było to niemożliwe. Budżet klubu w nowym sezonie 2001/2002 wynosił wówczas około miliona złotych, a długi były kilkukrotnie wyższe. Klub był skazany na upadek.

SSA przejęła zawodników

W maju 2001 roku powstało Słupskie Towarzystwo Koszykówki Sportowa Spółka Akcyjna, której prezesem został Andrzej Twardowski. STK SSA podpisała umowę z KS Czarni, na mocy której KS przekazał nowemu klubowi w użyczenie drużynę koszykówki grającą w ekstraklasie. Za użyczenie zapłacono w co najmniej czterech ratach (więcej dokumentów w tej sprawie nie było) po 11,5 tysiąca złotych każda. STK SSA prowadzi drużynę do dziś. KS Czarni przestał działać, choć zarząd cały czas istniał, ale tylko na papierze. Jeszcze przez jakiś czas hala była wynajmowana dla szkół, jednak komornik zajmował wszelkie przychody. Rozpoczęcie jakiejkolwiek działalności narażone było na wizytę wierzycieli. Nie było pieniędzy na remonty i bieżące opłaty, więc ostatecznie KS zaprzestał działalności.

Dokumenty bezpieczne?

Poza ustaleniem, kto jest winny zaniedbań w hali, zostaje sprawa dokumentów, które znajdowały się w biurach. Prezes A. Twardowski zaprzecza, jakoby były niezabezpieczone. Twierdzi, że dostępu do nich broniły trzy pary drzwi. Co jakiś czas ktoś sprawdzał zabezpieczenia. Niestety, w końcu pokonali je włamywacze. Dlaczego więc nie przekazano ich do archiwum? Prezes wyjaśnia, że po pierwsze, były bezpieczne i nikt nie mógł przewidzieć włamania, po drugie, KS Czarni nie miał pieniędzy na opłacenie ich przechowywania. Policja sprawdza m.in. czy doszło do nieuprawnionego udostępnienia dokumentów lub umożliwienia do nich dostępu osobom nieupoważnionym.

Miasto i istniejący tylko na papierze klub KS Czarni zrzucają z siebie odpowiedzialność za doprowadzenie do ruiny obiektu przy ul. Grottgera w Słupsku. Według naszych ustaleń oba te podmioty przyczyniły się do jej upadku.

Od tygodnia opisujemy to, co się dzieje w hali sportowej przy ul. Grottgera. Obiekt nazywany przez niektórych miłośników sportu legendarnym - ze względu na historyczne sukcesy słupskich siatkarek, które tam zdobywały tytuły mistrzyń Polski - jest w opłakanym stanie. Dziś nikt nie chce wziąć za to odpowiedzialności. Poszukując winnego obecnego stanu hali, najpierw chcieliśmy ustalić, kto jest jej właścicielem.
Odpowiadając na to pytanie, należy cofnąć się 29 lat do czerwca 1982 roku. Wtedy na mocy aktu notarialnego ówczesne władze miasta przekazały halę w użytkowanie wieczyste Międzyzakładowemu Związkowemu Klubowi Sportowemu Czarni. Od tego czasu hala znajdująca się na gruncie miejskim była w wieczystym posiadaniu klubu MZKS Czarni. Gdy MZKS się rozwią­zywał, nikt nie dopilnował, aby uporządkować księgi wieczyste i przekazać prawo użytkowania wieczystego jego następcy. Pod koniec lat 90. XX wieku w miejsce MZKS powstał nowy klub - KS Czarni, jego działacze byli pewni, że są następcami prawnymi MZKS i hala należy do nich. W zwią­zku z tym czerpali z niej pożytki, m.in. z biletów czy wynajmu. Jednak po tym jak klub na przełomie wieków popadł w potężne długi, zrezygnowano z używania hali, ponieważ każdy przychód był zabierany przez komornika (o szczegółach piszemy na stronie 3). Około roku 2003 halę zamknięto na cztery spusty. I tak jest do dziś. Jednak były osoby, które się nią opiekowały - zapewnia Andrzej Twardowski (członek zarządu KS Czarni) Była to grupa około dziesięciu osób, m.in. byli członkowie zarządów KS Czarni. Za własne pienią­dze m.in. załatali dach, po wizytach nieproszonych gości wstawiali kraty, murowali okna, zabezpieczali wejście. Wszystko w czynie społecznym. Jedenaście miesięcy temu powołali "papierowe" stowarzyszenie KS Czarni, które było potrzebne tylko po to, aby mieć zdolność do czynności prawnych przed sądem. Prezesem został Jan Sieńko.

- Byliśmy jedynymi osobami, którym zależało na wyjaśnieniu statusu majątkowego tej nieruchomości - mówi prezes Twardowski. - Zdiagnozowaliśmy sytuację prawną i ustaliliśmy stan faktyczny. Chcieliśmy halę przekazać miastu lub sprzedać. Okazało się, że nie możemy tego zrobić. Świadkowie, którzy przed 30 laty zasiadali we władzach MZKS, zeznawali przed sądem, że nic nie pamiętają.

Sąd stwierdził, że KS Czarni nie są następcą prawnym MZKS i nie mają prawa do hali. W księdze wieczystej znajduje się ostrzeżenie o niezgodności treści księgi z rzeczywistym stanem, polegającej na tym, że powinno być w niej wpisane prawo użytkowania wieczystego na rzecz następcy prawnego MZKS Czarni. Takiego wpisu nie ma. Klub złożył zażalenie na postanowienie sądu. Sprawa jest w toku. Jednak teraz, gdy ją nagłośniliśmy, sprzedaż hali nie będzie już taka prosta. Wierzyciele z pewnością zaczną śledzić sprawę i gdy sąd uzna KS Czarnych za nastepcę prawnego, znów zaczną ustawiać się w kolejce po pieniądze za sprzedaną halę. Bez winy nie jest miasto, które jako właściciel gruntu miało prawo do upominania się o swoje choćby dlatego, że użytkownik wieczysty od kilkunastu lat za nią nie płacił. - Gmina powinna być zainteresowana, co się z tym obiektem dzieje - uważa mecenas Ryszard Skowroński.

- Były przecież sygnały, że dzieje się coś niedobrego, na tej podstawie miasto mogło spróbować doprowadzić do rozwiązania umowy użytkowania wieczystego lub wystąpić o zwrot nieruchomości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza