Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Księżniczka na opak wywrócona". Widzowie wychodzili w trakcie premiery (zdjęcia)

Daniel Klusek
"Księżniczka na opak wywrócona” mogła być bardzo ciekawą propozycją słupskiego Nowego Teatru. Jest jednak niemal pewne, że nie będzie.
"Księżniczka na opak wywrócona” mogła być bardzo ciekawą propozycją słupskiego Nowego Teatru. Jest jednak niemal pewne, że nie będzie. pk
Po raz pierwszy w dziesięcioletniej historii Nowego Teatru widzowie wychodzili w trakcie premiery. Niestety, trudno im się dziwić.
Spektakl: Księżniczka na opak wy\wrócona

Spektakl: Księżniczka na opak wy\wrócona

"Księżniczka na opak wywrócona" w reżyserii Natalii Sołtysik miała być współczesnym spojrzeniem na klasyczny tekst z gatunku komedii dell'arte. Z dell'arte nie miało to przedstawienie jednak wiele wspólnego. Młoda reżyserka zupełnie pogubiła się wśród dziesiątek średniej klasy gagów.

Dramat zamiast komedii
Natalia Sołtysik zrobiła wiele, by zagmatwać prostą fabułę. Oto poznajemy dwie młode kobiety, księżniczkę i służącą, które zamieniają się miejscami. To powoduje wiele komplikacji i nieprzewidzianych zdarzeń. Do tego mamy jeszcze młodych, zakochanych w sobie ludzi, którzy za sprawą decyzji rodziców nie mogą być razem. Reżyserce udało się jednak wprowadzić na scenę taki chaos, że widzowie dopiero po godzinie zaczynają rozpoznawać, z jaką intrygą mają do czynienia. A w czasie tej godziny, podobnie jak podczas dwóch kolejnych (spektakl z przerwą trwa niemal trzy godziny) są bombardowani fajerwerkami, których większość jest zupełnie niepotrzebna.

Wydaje się, że reżyserce przyświecała jedna idea: zrobić coś inaczej, dziwniej, dziwaczniej, niż zrobiłby to jakikolwiek inny twórca. Po co? Dlaczego? To nieważne. Ważne, żeby było niebanalnie. No i było. Tyle że zamiast komedii dell'arte publiczność zobaczyła kabaret. Słaby kabaret. Jeśli wiadomo, że łapanie za piersi i klepanie po pośladkach może być zabawne, łapmy i klepmy, ile wlezie. Będzie śmieszniej, a przecież o to chodzi. Czy Hanna Piotrowska wywoła salwy śmiechu w za małych legginsach i okropnej tiulowej spódnicy? Wywoła. No to niech w nich wyjdzie na scenę. Czy Krzysztof Kluzik jako drag queen rozbawi widzów? Rozbawi. No to mamy drag queen. A można liczyć na brawa, jeśli Ireneusz Kaskiewicz pojawi się jako mafiozo na wakacjach? Można. Jest więc i mafiozo. Byle głośniej, byle dziwniej, byle dwuznaczniej.

Dramatu dopełniła scena finałowa, która zdawała się trwać w nieskończoność. Przez kilka minut widzowie oglądali na ekranie aktorów biegających między teatralnymi fotelami i główną bohaterkę wyrzucającą z siebie egzystencjalne pytania i pełną rozterek na temat otaczającej ją rzeczywistości. Po co taki psychologizm? Wiadomo, żeby było dziwnie. Udało się.

Widzowie wychodzili
Widać było, że cały zespół aktorski bardzo starał się ratować spektakl, choć musiał przecież realizować założenia reżyserki. Robił, co mógł, aby dać widzom szansę dobrze się bawić. Niestety... Tam, gdzie nie ma spójności, gdzie brakuje logiki i konsekwencji, nawet warsztat aktorski niewiele może pomóc.
Słupscy widzowie wolą klasyczne realizacje. "Nowości" nie kupują. Podczas przerwy w premierowym przedstawieniu kilkadziesiąt osób opuściło widownię i już na nią nie wróciło. Podobnie dziesiątki widzów zachowały się również w sobotę i niedzielę. Taka sytuacja zdarzyła się pierwszy raz w dziesię­cioletniej historii Nowego Teatru.

Choć nie pierwszy raz zaproponowano tam sztukę w innej niż klasyczna realizacji. Takie były: "Szalona lokomotywa", "Galaktyka Szekspir" czy "Wesele Figara". To, co łączy wszystkie te tytuły, to fakt, że spadły z afisza już po kilku przedstawieniach. Czy podobny los czeka najnowszą premierę? Obawiam się, że tak. A szkoda, bo w repertuarze teatru takiego jak słupski powinny się znajdować również propozycje odważniejsze w formie, dla widzów zmęczonych adaptacjami lektur, farsami czy komediami. W przypadku "Księżniczki..." szanse na to były. Wśród dziesiątek pomysłów Natalii Sołtysik dało się bowiem wyłapać kilka niestandardowych, a przy tym ciekawych. Bardzo udana była scena nocnego porwania, opowiedziana jak słuchowisko radiowe. Atrakcyjna dla widzów, choć na zaciemnionej scenie. Dynamiczna, choć bez ruchu. Pełna emocji, bo pozbawiona błazenady. To jednak za mało, by zmusić publiczność do pozostania na widowni przez niemal trzy godziny. Szkoda. Wielka szkoda.

Księżniczka na opak wywrócona
Autor: Pedro Calderon de la Barca/Jarosław Marek Rymkiewicz, reżyseria: Natalia Sołtysik, scenografia: Anna Czarnota, choreografia: Jacek Owczarek, opracowanie muzyczne: Natalia Sołtysik, reżyseria światła: Tadeusz Perkowski, projekcje multimedialne: Anna Czarnota, Natalia Sołtysik, Cezary Grabski. Obsada: Bożena Borek, Igor Chmielnik, Jakub Falkowski, Paulina Fonferek, Jerzy Karnicki, Ireneusz Kaskiewicz, Krzysztof Kluzik, Hanna Piotrowska, Julian Swift-Speed, Marta Turkowska, Karolina Wojdała, Marcin Zarzeczny. Premiera: 28 marca 2014 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza