Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ktoś wylewa cuchnącą ciecz w Galerii Słupsk. Klienci i pracownicy skarżą się na wymioty, nikt jeszcze nie ustalił, co to za substancja

Magdalena Olechnowicz
Galera Słupsk
Galera Słupsk Fot. Łukasz Capar
Ktoś wylewa w galerii śmierdzącą substancję. Do dziś nikt jej nie zbadał. Pracownicy skarżą się na wymioty i bóle głowy.

W czwartek późnym wieczorem śmierdząca substancja została wylana w Galerii Słupsk już po raz czwarty. Tym razem w sklepie C&A. Wcześniej w Reporterze i na schodach. Śmierdziało jeszcze wczoraj - mówi Ryszard Kunikowski, klient.

Sprzedawcy rozmawiają z nami nieoficjalnie. - Jakiś głupek wylał śmierdzący płyn. Musiałyśmy zamknąć wcześniej, bo nie można było oddychać - mówią. - Straty będą duże, bo ciuchy przechodzą tym zapachem. I klienci uciekają.

Wszyscy boją się, że substancja może być szkodliwa.

- Jak wchodzą do mnie klientki z dziećmi, radzę, żeby wyszły, bo nikt nie wie, czy ten fetor nie jest trujący. Boimy się też o siebie - mówi inna sprzedawczyni.

Gdy pierwszy raz wylano substancję, wszystkich z galerii ewakuowano. - Mnie bolała głowa i szczypały oczy, ale koleżanki wymiotowały. Sprzątaczka mówiła, że jeszcze trzy dni później zwracała - zdradza inna sprzedawczyni. Kilka osób musiało nawet pójść do lekarza.

Klaudia Żelechowska, opiekun Galerii Słupsk, zapewnia, że substancja nie jest szkodliwa. - Została zbadana i wiemy, że nie jest toksyczna - zapewnia.

Dowiedzieliśmy się jednak, że tak naprawdę substancji nikt nie zbadał. - Pobraliśmy próbki, ale procedury mówią, że substancje powinien zbadać sanepid - mówi Grzegorz Ferlin ze straży pożarnej.
Sanepid próbki nie przyjął. - Nie mamy odpowiednich laboratoriów - mówi Henryka Kisiel, rzecznik sanepidu, i odsyła do Centrum Zarządzania Kryzysowego.

- Substancja nie jest szkodliwa, bo oprócz tego, że jest cuchnąca, ludziom nic się nie dzieje. Przypuszczamy, że jest to płyn stosowany przez myśliwych do odstraszania dzików i jeleni - mówi Leszek Szweda, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego w słupskim ratuszu. - Zarząd Polimeni może sam zlecić badania substancji w specjalnym laboratorium, ale musiałby za nie zapłacić.

Zarząd nie widzi takiej potrzeby. W oficjalnym piśmie do kierowników sklepów pisze, że "substancja nie jest niebezpieczna i po udzieleniu doraźnej pomocy w placówkach medycznych, nikt nie został hospitalizowany". Uspokaja też, że zachowanie sprawcy zostało zarejestrowane na kamerach monitoringu, a jego wizerunek przekazano policji. - Trwają poszukiwania sprawcy - mówi Robert Czerwiński, p.o. rzecznika prasowego słupskiej policji.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że za każdym razem to ktoś inny. Ostatnio płyn wylewał z butelki po soku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza