Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łazik miejsko-podmiejski - Test "Głosu"

Ireneusz Wojtkiewicz
Na pierwszy rzut oka może nie wzbudzić podziwu, wywołać pobłażliwy uśmiech, ale zyska natychmiast uznanie każdego, kto wjedzie tym samochodem na drogi leśne czy polne

Tam, gdzie ugrzęźnie normalne auto osobowe, Suzuki Ignis porusza się z dużą łatwością. Zaskakuje najbardziej, gdy podjeżdżam pod bardzo stromy, piaszczysty stok, na którym wypróbowałem już dzielność wielu rasowych samochodów terenowych. Przygotowany na utknięcie w połowie drogi i awaryjny zjazd tyłem zdumiewam się, co się dzieje: Ignis bez problemu wdrapuje się na szczyt, i to na drugim biegu. Na innych podjazdach i wycieczkach po niezbyt dużych wertepach też sprawuje się nadspodziewanie dobrze. Możliwe jest to dzięki automatycznie włączającemu się napędowi na cztery koła, 175-milimetrowemu prześwitowi podwozia i krótkim jego zwisom z przodu i tyłu. Podobne wrażenia ma autoryzowany diler Suzuki Aleksander Winiarczyk z Siemianic pod Słupskiem, który sprowadził testowego Ignisa z Suzuki Motor Poland.

Nadwozie: taką kombinację

miejskiego malucha, łączącego w sobie cechy kompaktowego minivana, terenowo-rekreacyjnego i trochę sportowego auta. Japoński koncern Suzuki zaprezentował je po raz pierwszy jesienią 2000 roku podczas Salonu Samochodowego w Paryżu. Rok później trafiło na polski rynek.
Ignis znany był już wcześniej w Japonii pod nazwą Swift J. Tam takie pojazdy są bardziej popularne niż w Europie. Na Starym Kontynencie tworzą dopiero tzw. niszę podobnych pojazdów, nie dających się zaszufladkować w żadnej z klas czy kategorii. Nadwozie przypomina bardziej znany u nas modele Wagon R+ Suzuki, Agila Opla, Demio Mazdy, Yaris Verso Toyoty czy większą od nich Hondę CR-V. Miniterenówka, mały harnaś czy ognista bestyjka - oto niektóre tylko nazwy, jakimi zdążono ochrzcić Ignisa w Polsce. Dla mnie i wielu zainteresowanych tego typu autem to łazik miejsko-podmiejski o awangardowej, lecz przyjemnej bryle nadwozia. Nic do zarzucenia pod względem wykonania.

Wnętrze: niezbyt obszerne

ale za to jest bardzo praktyczne i łatwo dostępne z każdej strony pojazdu. Należy też do najwyższych w swojej grupie, natomiast maksymalna ładowność 460 kg jest rekordowa.
Środek Ignisa robi wrażenie nieco spartańskie, dominują w nim średniej jakości materiały wykończeniowe. Nie brak twardych plastików. Mają one jednak tę zaletę, że to auto, narażone zresztą na trudne warunki drogowe, łatwo jest utrzymać w czystości.
Zaletą jest duża liczba praktycznych schowków i półek, nawet pod podłogą bagażnika. Bagażnik nie należy do obszernych, w razie potrzeby można zwiększyć jego pojemność do 410 l kosztem tylnych foteli. Kokpit kierowcy jest poprawny pod względem ergonomicznym, bardo łatwy w obsłudze, ale brakuje regulacji położenia kolumny kierownicy. Przydałyby się jeszcze oświetlenie skrytki przed przednim fotelem pasażera oraz kontrolka włączonych świateł mijania.

Mechanika: pomimo sfatygowania

testami, którym ten egzemplarz Ignisa jest poddawany od roku, auto uzyskuje bardzo dobre wyniki trakcyjne. W sprincie do "setki" jest wprawdzie trochę wolniejszy niż podaje producent, lecz - jak widać z porównań - rywale go nie zgubią.
Silnik Ignisa należy do najbardziej dynamicznych w swej klasie, uzasadnia wręcz nazwę auta, wywodzącą się z łacińskiego "ogień". Żwawo wchodzi na wysokie obroty, przy czym walory tego napędu odczuwa się już przy 2000 obr./min. Skrzynia biegów jest świetnie zestrojona z jednostką napędową, biegi zmienia się płynnie i precyzyjnie. Tak samo działa wspomaganie kierownicy i sprzęgło wiskotyczne, przekazujące napęd na cztery koła. Głośność pracy mechanizmów napędowych nie jest dokuczliwa.

Komfort: nie na dalekie wyjazdy

nadaje się to auto ze względu na mały bagażnik oraz to, że ma trochę ciasnawe wnętrze, zwłaszcza z tyłu. Ignis ma też dosyć twarde zwieszenie, charakteryzujące usportowione wersje aut.
Te uwagi wcale jednak nie obniżają wartości auta, bo po prostu musi ono takie być, by jak najlepiej spełniało swoje zadania w ruchu miejskim i za miastem, gdzie nie ma asfaltu. W tych warunkach Ignis sprawdza się jako auto wyjątkowo zwinne pod warunkiem niewykorzystywania go na bardzo trudnych do jazdy wertepach. Skłonność do kołysania się samochodu na nierównościach można też uznać za urok jazdy.

Bezpieczeństwo: poczucie pewności

daje przede wszystkim napęd na cztery koła. Dzięki temu Ignis jest bardzo stabilny także na drogach o przyczepności zmniejszonej np. wskutek deszczu, błota, piasku czy śniegu.
Wyposażenie w aktywne elementy bezpieczeństwa wprawdzie nie należy do imponujących, lecz auto wcale nie zdradza niespodziewanych reakcji, ma skuteczne hamulce, dobrze i pewnie się prowadzi zarówno w dobrych, jak i trudnych warunkach drogowych. Trochę do życzenia pozostawia tylko zasięg świateł mijania i drogowych, gdyż powinny świecić nieco szerzej i dalej.
Komu polecić to sympatyczne auto, które nie należy do tanich? Przede wszystkim tym, którzy potrzebują niedużego, żwawego i oszczędnego samochodu miejskiego, mającego też pewną dzielność terenową, potrzebną przy prowadzeniu np. pensjonatów czy gospodarstw agroturystycznych z dala od szosy.
Ignis naprawdę zaspokoi wiele wymagań, które stawia się droższemu w zakupie i eksploatacji samochodowi terenowo-osobowemu. Poza tym użyczający samochodu Aleksander Winiarczyk ma nadzieję, że Ignis znacznie potanieje z chwilą przeniesienie jego produkcji na Węgry, w miejsce wytwarzanego tam modelu Suzuki Swift.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza