Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz usłyszał zarzut za niepodanie surowicy 12-latce

Andrzej Gurba [email protected]
Lekarzowi grozi do 5 lat pozbawienia wolności za narażenie na niebezpieczeństwo dziewczynki.
Lekarzowi grozi do 5 lat pozbawienia wolności za narażenie na niebezpieczeństwo dziewczynki. sxc.hu
Jerzy Sz., lekarz z bytowskiego szpitala, usłyszał w środę (12 grudnia) zarzut narażenia na niebezpieczeństwo 12-letniej Weroniki. W lipcu tego roku nie podał jej surowicy, a ukąsiła ją żmija.

- Lekarz nie pomógł 12-latce, bo nie podał jej surowicy. Nie zadbał też o to, aby w inny sposób zaopiekować się młodą pacjentką. Nie wysłał jej karetką do innego szpitala. 12-latka musiała korzystać z prywatnego transportu - mówi Ryszard Krzemianowski, prokurator rejonowy w Bytowie.

Lekarz Jerzy Sz. ma zarzut z art. 160 kodeksu karnego, który mówi o narażeniu na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Lekarzowi grozi do 5 lat pozbawienia wolności, bo ciążył na nim obowiązek opieki nad pacjentką.

Jerzy Sz. złożył wczoraj wyjaśnienia. Prokurator nie informuje, czy przyznał się do winy. Mówi tylko, że podejrzany będzie mógł teraz składać wnioski dowodowe. Prokuratorskie zarzuty oparte są na opiniach biegłych.

Przeczytaj więcej na ten temat:Dziecko ukąsiła żmija, lekarz nie podał surowicy

Przypomnijmy fakty. 12-letnia Weronika z Bawernicy w gminie Parchowo została ukąszona przez żmiję w połowie lipca tego roku, kiedy wracała do domu.

- Córka zobaczyła żmiję, jak ta ucieka. Została ukąszona w palec. Natychmiast zawiozłam ją do szpitala w Bytowie. Opowiedziałam lekarzowi, co się stało. Poprosiłam o surowicę. Lekarz nie dał zastrzyku, a zaczął dopytywać, czy to na pewno była żmija. Spytał córkę o jej kolor. Powiedziała, że była lekko czerwona. Lekarz stwierdził, że takich żmij nie ma. Dowcipkował sobie jeszcze, pytając, czy miała nogi - oburzała się mama Weroniki.

Lekarz nie podał surowicy, ale wypisał skierowanie do szpitala w Słupsku.12-latka pojechała do niego z mamą prywatnym samochodem, a nie karetką. W trakcie jazdy wymiotowała i mdlała. W słupskim szpitalu podano dziewczynce surowicę. Po kilku dniach dziewczynka wyszła ze szpitala.
Kiedy sprawa została nagłośniona przez media, szpital zlecił kontrolę. Według ustaleń bytowskiego szpitala lekarz nie popełnił błędu.

- Nie możemy podawać surowicy dzieciom, bo robi się to na oddziałach chirurgii dziecięcej, a tej w Bytowie nie ma- mówiła Ewa Wichłacz, rzecznik bytowskiego szpitala.

Dlaczego dziewczynki nie zawieziono do słupskiego szpitala karetką?

Bo według oświadczenia lekarza w czasie wizyty w bytowskiej lecznicy dziewczynka czuła się dobrze. Ewa Wichłacz, rzecznik prasowy bytowskiego szpitala, stwierdziła, że inna sytuacja byłaby, gdyby wystąpiło bezpośrednie zagrożenie życia.

- Wtedy na nic się nie patrzy, tylko ratuje się życie. Mamy surowicę dla dorosłych. Bezpośredniego zagrożenia życia dziewczynki jednak wtedy nie było - mówiła Wichłacz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza