Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz zaprzyjaźniony z ludźmi, z życiem i z czasem. Doktor Władysław Przybył kończy dzisiaj 100 lat!

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Władysław Przybył odszedł ze służby w stopniu komandora porucznikaW latach młodości doktor odbywał szkolenia lekarzy wojskowych na okrętach w Gdańsku i Gdyni. Dzisiaj doktor dużo czyta, cieszy się z długiego życia, choć przyznaje, że wiek robi swoje
Władysław Przybył odszedł ze służby w stopniu komandora porucznikaW latach młodości doktor odbywał szkolenia lekarzy wojskowych na okrętach w Gdańsku i Gdyni. Dzisiaj doktor dużo czyta, cieszy się z długiego życia, choć przyznaje, że wiek robi swoje Archiwum prywatne
Doktora zna każda ustecka rodzina. Jednak nie tylko, bo Władysław Przybył stał się bohaterem ogólnopolskich mediów, gdy jako ponad 90-letni już lekarz pracował w ekipie karetki pogotowia ratunkowego, jeżdżąc do chorych i poszkodowanych w wypadkach. Dzisiaj 28 marca Władysław Przybył kończy 100 lat.

Władysław Przybył przyszedł na świat we wsi Kotliny w województwie łódzkim 28 marca 1920 roku, gdy świat otrząsał się po Wielkiej Wojnie, a Polska – po bolszewickiej tworzyła struktury niepodległego państwa. Szmat dziejów. I jedno ludzkie życie.

Uczeń i nauczyciel

Pochodził z rodziny rolniczej, ale od dzieciństwa marzył, by zostać lekarzem. Uczył się w Łodzi. Tam skończył szkołę powszechną, a później gimnazjum. Tu należy się małe wyjaśnienie, bo międzywojenne szkolnictwo różniło się od współczesnego, a nauka w gimnazjach obejmowała uczniów w innym wieku niż ci, którzy chodzili do takich szkół jeszcze niedawno, bo w XXI stuleciu. Od 1932 roku funkcjonowały czteroklasowe gimnazja (zostały zniesione w 1948 roku), w których nauka kończyła się małą maturą, i dwuletnie licea, które opuszczało się ze świadectwem dojrzałości.

Tak więc, gdy wybuchła wojna, Władysław Przybył miał zostać uczniem pierwszej klasy liceum. Znał język niemiecki. Aby nie trafić na roboty do Niemiec, podjął pracę w firmie budowlanej w Andrespolu. Zajmował się także zarządzaniem nieruchomościami.
W czasie wojny pomagał szwagrowi, który należał do struktur Armii Krajowej, w przeprowadzaniu uciekinierów z armii niemieckiej do Generalnej Guberni przez nieopodal przebiegającą granicę.

- To były trudne czasy – wspomina po latach. - Brakowało szkół i nauczycieli, toteż do matury przygotowywałem się indywidualnym tokiem szkolenia. W wieku 25 lat razem z dziewięcioma kolegami zdobyłem świadectwo dojrzałości.

Stało się to w czerwcu 1945 roku w Państwowym Pedagogium w Łodzi, do którego przyszły lekarz medycyny zapisał się w marcu.
- Nie mogłem od razu rozpocząć studiów medycznych, bo usłyszeliśmy, że musimy pomóc młodemu państwu. Wysłano nas na kursy pedagogiczne i od września rozpoczęliśmy pracę. Zostałem nauczycielem w szkole podstawowej z pensją około 500 złotych miesięcznie. Wystarczało na półtora kilograma słoniny. Gdyby nie to, że pomagali nam rodzice uczniów, ofiarowując różne rzeczy w naturze, to ciężko byłoby przeżyć – opowiada.

Władysław Przybył uczył w Szkole Powszechnej w Dłutowie, a po kilku miesiącach przeniósł się do Kurowic, w rodzinne strony. Uczył przyrody, historii i języka polskiego, przygotowując się jednocześnie do egzaminów na medycynę.

Wymarzone studia

W 1946 roku został studentem na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Łodzi. W czasie studiów pracował jako laborant.
Jeszcze jako student medycyny poznał swoją przyszłą żonę Krystyną, łodziankę, studentką biologii, z którą związał się na długie lata. Państwo Przybyłowie wzięli ślub w 1949 roku. Trzy lata później urodziła się ich jedyna córka Małgorzata.

W 1951 roku spełniły się też marzenia zawodowe. Władysław Przybył otrzymał dyplom uczelni, ale też nakaz pracy, kierujący go do szpitala w Kielcach. Aby utrzymać rodzinę, młody doktor, wówczas jeszcze jako pełniący obowiązki lekarza, pracował w Stacji Krwiodawstwa, a od początku 1952 roku w Stacji Pogotowia Ratunkowego w Łodzi. Być może wtedy jeszcze nie przypuszczał, że karetką pogotowia będzie jeździł ponad pół wieku.

- Mieszkałem na stancji u ciotki Krystyny. Przypadliśmy sobie do gustu i postanowiliśmy połączyć się na zawsze. Niezbyt długo cieszyliśmy się sobą. Na jakiś czas rozłączyły nas obowiązujące wtedy nakazy pracy. Żona mieszkała w Sandomierzu, ja natomiast musiałem stawić się do pracy w Kielcach - opowiada.

Ale udało się. Doktor dołączył do małżonki i pracował w oddziale wewnętrznym Szpitala Powiatowego w Sandomierzu.

- To było piękne miasteczko. Pracowałem tam dwa lata, w szpitalu i w przychodni w Dwikozach. Szybko zdobywałem sympatię pacjentów i to chyba nie spodobało się moim starszym kolegom po fachu. Jestem przekonany, że z powodu ich działań w 1954 roku zostałem powołany do wojska i skierowano mnie na sześciomiesięczny kurs medycyny wojskowej w Łodzi – zapisał w swojej pamięci pan Władysław.

Służba w wojsku

Pół roku później nadszedł czas wcielenia do wojska. Doktor trafił do Bazy Marynarki Wojennej w Ustce, czyli JW 2727, istniejącej w latach 1950-56. Po zakończeniu dwuletniej obowiązkowej służby wojskowej w 1956 roku Władysław Przybył pracował  przez wiele lat w Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej w Centrum Szkolenia Specjalistów Marynarki Wojennej. Aż do 1980 roku.

- Nie zapisałem się do partii, a żona, zatrudniona jako laborantka, nie ukrywała, że jest córką legionisty Piłsudskiego, więc nie miałem większych widoków na awans – wspomina.

Nie zapisałem się do partii, a żona, zatrudniona jako laborantka, nie ukrywała, że jest córką legionisty Piłsudskiego, więc nie miałem większych widoków na awans

W związku z faktem, że ojciec pani Krystyny był żołnierzem Legionów oraz uczestnikiem wojny z bolszewikami, a doktor regularnie uczęszczał do kościoła, często był wzywany na rozmowy przez oficera WSW. Doktor tłumaczył, że chodzi do kościoła nie jako oficer, lecz jako osoba cywilna. Któregoś razu po kolejnej rozmowie, ostentacyjnie poszedł na niedzielną mszę w mundurze oficerskim. Takie demonstracje, oraz fakt, że nigdy nie wstąpił - mimo wielokrotnych nacisków - do PZPR, spowodowały, że doktor nie awansował na kolejne stopnie oficerskie w regulaminowym czasie, a na zakończenie służby nie otrzymał tzw. „porcelanki”, czyli Orderu Odrodzenia Polski, który z reguły przyznawano oficerom kończącym służbę wojskową. Nastąpiło to dopiero po pisemnym odwołaniu doktora do gen. Jaruzelskiego, w którym doktor zadał pytanie:

- Czy odznaczenie dostaje się za służbę, czy za przynależność do PZPR?

Inną próbą nękania państwa Przybyłów była odmowa użyczenia kasyna oficerskiego na wesele ich córki. Zdecydowana interwencja u komendanta zmieniła zdanie dysponenta kasynem. Wesele w kasynie ostatecznie się odbyło.

Dziesiątki lat w zawodzie

W czasie pracy w wojsku doktor nieustannie podnosił swoje kwalifikacje, zdobywając dwie specjalizacje drugiego stopnia z interny, a następnie z rentgenodiagnostyki. Po przejściu na emeryturę pracował jako jedyny radiolog dostępny mieszkańcom Ustki w Miejskiej Przychodni Rejonowej przy ul. Żeromskiego, a w latach 2001 – 2014 związał się kontraktem z ustecką filią Stacji Pogotowia Ratunkowego w Słupsku. Przynajmniej trzy razy w tygodniu dyżurował po 10 godzin. Zwykle od godziny 7 do 17, bo na nocne dyżury już sił nie wystarczało.

Pracował, by dorobić do emerytury, ale przede wszystkim po to, by mieć kontakt z pacjentami i nowymi technologiami w medycynie.

- Postęp jest niesamowity. Jak zaczynałem pracę, karetki pogotowia były wyposażone ubogo. Teraz są w nich rozmaite sprzęty, ułatwiające diagnozę i ratowanie życia – ocenia. - Ale jedno się nie zmienia. Gdy się jedzie do pacjentów, trzeba być gotowym na rozmaite sytuacje. Przyjmowałem już poród w karetce albo ratowałem paralotniarza, który złamał kręgosłup, gdy zawiesił się na skarpie w Poddąbiu.

Zdarzało mu się także szukać poszkodowanych w wypadkach samochodowych, gdy podane namiary nie były dokładne. Zapamiętał 50-letnią kobietę, która pobiegła na miejsce pożaru i dostała zawału. Strażacy zaczęli udzielać jej pomocy, co częściowo oderwało ich od akcji gaśniczej. Mogli wrócić do swoich zajęć, gdy przyjechała karetka. Pacjentce zrobiono defibrylację. Było z nią źle. Wezwano nawet księdza. Jednak po kilku dniach nieprzytomności doszła do siebie i wyzdrowiała.
Doktor pamięta też wypadek w 2009 roku w Dębinie, gdzie zginęły trzy dorosłe osoby i maleńkie dziecko. Martwi się, że proces, który śledzi w mediach, tak długo trwa.

- Najgorsze jednak jest to, że wiele osób ciągle nie potrafi radzić sobie, gdy trzeba komuś udzielić pierwszej pomocy. Na szczęście teraz już w przedszkolach są prowadzone zajęcia z zakresu pierwszej pomocy - dodaje Władysław Przybył.

Doktor zna język niemiecki, angielski i francuski, porozumiewa się w węgierskim. Uczył się hebrajskiego. Wciąż czyta podręczniki medyczne, ma bogatą bibliotekę. Jeszcze do niedawna uprawiał działkę, lubił majsterkować. Zwiedził sporo świata.

Stara dobra szkoła

Gdy przekroczył dziewięćdziesiątkę, współpracownicy z pogotowia doceniali jego zaangażowanie, dyspozycyjność, wielką kulturę osobistą. Słowem: widzieli w nim reprezentanta starej dobrej szkoły. Doktor pochodzi z długowiecznej rodziny, jego mama żyła 105 lat. Prowadzi zdrowy tryb życia i potrafi się nim cieszyć.

Z okazji setnej rocznicy urodzin Władysława Przybyła w usteckim ratuszu miała odbyć się uroczystość, w którą zaangażował się samorząd. Jednak została przełożona ze względu na panującą epidemię.

- Pracując w zespole ratunkowym do 94 roku życia, pan doktor Władysław Przybył był zapewne najstarszym czynnym zawodowo lekarzem w Polsce, pełniącym tak odpowiedzialną funkcję, jednocześnie realizując swoje młodzieńcze marzenie - bezpośrednie ratowanie ludzkiego życia i zdrowia. W środowisku lekarskim niezwykle ceniony, skromny, koleżeński i życzliwy dla współpracowników, chętnie pomagający i służący dobrą radą, także chorym nie tylko z tytułu pełnionego zawodu, ale pomocny w ich problemach życiowych i socjalnych – pisze w laudacji w imieniu zarządu Towarzystwa Przyjaciół Ustki doktor Edward Pokorny. - Z okazji setnej rocznicy urodzin pana doktora Władysława Przybyła, w tym 66 lat związku z naszą Ustką, traktowania swego życia i pracy jako służby miastu i jego mieszkańcom, z pewnością zasługuje on na szczególne uhonorowanie.

My także życzymy długiego życia w zdrowiu, Doktorze!

(Współpraca Zbigniew Marecki)

Zobacz także: Najnowsze plany na modernizację szpitala w Ustce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza