Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List rozpaczy do prezydenta. Szukają sprawiedliwości za śmierć syna

Bogumiła Rzeczkowska [email protected]
Andrzej Jasiński nad grobem syna wciąż nie może powiedzieć tych najważniejszych słów. Piotr Jasiński, młody, pełen zapału do pracy policjant, zginął 27 listopada 1998 roku.
Andrzej Jasiński nad grobem syna wciąż nie może powiedzieć tych najważniejszych słów. Piotr Jasiński, młody, pełen zapału do pracy policjant, zginął 27 listopada 1998 roku. Łukasz Capar
Irena i Andrzej Jasińscy rodzice policjanta, który zginął na służbie, napisali list do Bronisława Komorowskiego. Pełen smutku, bólu, żalu i goryczy. Bo syn nie żyje od 13 lat, a proces przeciwko kierowcy wciąż trwa.

- Syn wyjechał do Warszawy, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Redzikowie. Był po słupskiej Szkole Policji. W stolicy służbę pełnił trzy lata. Pracował w komisariacie przy ulicy Ludnej - opowiada Andrzej Jasiński z Dębnicy Kaszubskiej, ojciec 24-letniego Piotra, tragicznie zmarłego na służbie policjanta.

Piotr Jasiński, młody, pełen zapału do pracy, zginął 27 listopada 1998 roku.

Było około godziny trzeciej w nocy. Na Starym Mieście funkcjonariusze wylegitymowali dwóch dziwnie zachowujących się mężczyzn. To byli bracia Maciej i Błażej U. Siedzieli w alfie romeo przed salonem sprzedaży seata. Na widok policjantów pasażer, Błażej, gwałtownie włożył ręce pod sweter i zaczął ściągać gumowe rękawiczki. Ukrył je w schowku. Wymachiwał rękoma. Funkcjonariusz wyciągnął go z alfy, skuł i przeszukał. Kierowca, jego starszy brat Maciej, zachował spokój, ale obok jego fotela leżała druga para gumowych rękawiczek. Po co? Nie wiadomo do dzisiaj.

Policjanci wyczuli od braci alkohol. Alfa stała, więc tylko mogli zabronić kierowcy jazdy. Sami natomiast odjechali.

Tymczasem bracia U. za nic mieli zakaz funkcjonariuszy. Rozpędzona alfa wyprzedziła radiowóz. Zaczął się pościg. Dyżurny przez radio wezwał inne radiowozy. Alfę jako pierwszy na Wisłostradzie dogonił nieoznakowany polonez. To właśnie Piotr Jasiński siedział za kierownicą. Pełnił służbę z 23-letnim Piotrem Naleśnikiem z Warnina koło Tychowa w Zachodniopomorskiem.

Na wysokości Wybrzeża Kościuszkowskiego i Tamki polonez wpadł w poślizg i uderzył w latarnię. Piotr Jasiński zmarł na stole operacyjnym. Piotr Naleśnik po kilku dniach w szpitalu. Jego serce przeszczepiono małej dziewczynce.

Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji przyznał policjantom pośmiertnie Krzyż Zasługi za Dzielność. Uroczystości pogrzebowe były wypełnione obietnicami. I tylko tyle.

Według śledztwa, kierowca alfy - 26-letni wtedy Maciej U. "uciekając przed pościgiem z prędkością 170 kilometrów na godzinę, odwracał się w stronę policjantów i ze śmiechem pokazywał im środkowy palec, prowokował, bawił się z nimi w kotka i myszkę. Nie zatrzymał się mimo dawanych mu sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Zwalniał i przyspieszał na przemian, zwiększając i zmniejszając dystans między alfą a policyjnym polonezem. Podczas niebezpiecznych manewrów Macieja U. Piotr Jasiński cały czas starał się uniknąć zderzenia. Jednak gdy alfa nagle zahamowała, radiowóz wpadł w poślizg.

Wtedy Maciej U. uciekł z miejsca zdarzenia".

Maciej U. twierdził, że jest niewinny, bo nie miał pojęcia o pościgu. Jednak w 2001 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia skazał go za spowodowanie śmiertelnego wypadku na siedem i pół roku więzienia i na dziesięć lat zabrał mu prawo jazdy.

Po apelacji sprawa nie wróciła do sądu pierwszej instancji, lecz do prokuratury. W 2004 roku nowy akt oskarżenia także cofnięto do poprawki. Podobnie dwa lata później. Czwarty akt oskarżenia dotarł do sądu 27 listopada 2008 roku. Dokładnie dziesięć lat po tragedii. Później aż trzy wydziały karne przerzucały się aktami.
Przez te wszystkie lata Andrzej Jasiński alarmował ministra spraw wewnętrznych, sprawiedliwości, prokuratury, policyjne związki zawodowe, prezesa sądu, rzecznika praw obywatelskich. Później po instytucjach rozsyłał nasz artykuł na temat przewlekłości sprawy. Usłyszał o niej Sejm i Senat.
W marcu ubiegłego roku zapadł wyrok. Taki sam jak dziesięć lat wcześniej. Sąd stwierdził, że Maciej U. umyślnie spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Doskonale wiedział, że jest ścigany przez policję. Specjalnie zwalniał i hamował, a gdy radiowóz rozbił się na słupie - uciekł.
Po ośmiu miesiącach wszystko się odmieniło.
- Nie rozumiem tego, co się stało - mówił ojciec policjanta w listopadzie ubiegłego roku po tym, gdy Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił wyrok.
Skutecznie doprowadziła do tego obrona. Ale nie tylko, bo ku zdumieniu wszystkich prokurator Małgorzata Herter-Dziurzyńska, zastępca prokuratora okręgowego w Warszawie, także zażądała uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania. Mimo że prokuratura nie zaskarżyła wyroku skazującego, który wydał sąd pierwszej instancji.
Dla Andrzeja Jasińskiego to był szok. Niedowierzanie, że w końcowej fazie przemowy prokuratorka przychyliła się do wniosku obrony. I w ciągu kilku sekund podważyła akt oskarżenia, który prokuratura konstruowała latami. Obie strony przekonały sąd.
- Ta sprawa ze względu na jej tragiczny wymiar powinna zostać zbadana szczególnie wnikliwie. A nie została - uzasadniał sędzia Piotr Schab.
Teraz będzie trzeci proces.
- My od 13 lat przeżywamy tę tragedię. Kolejny proces to wyeliminowanie nas ze sprawy. Nie wiem, czy dożyję następnej rozprawy. To przecież może się toczyć w nieskończoność.
Wszystko opisali w liście do prezydenta Bronisława Komorowskiego.
"Proces, który trwa ponad 13 lat w sprawie śmierci naszego syna, jest szokujący. Nie zabierałbym czasu Panu Prezydentowi, ale o przebiegu tego procesu powiadamialiśmy wszystkie urzędy sądowe, jak i państwowe. Odpowiedź zawsze brzmiała: Sąd niezawisły. Współczujemy wam i kropka".
Jasińscy piszą o tym, że nie mają już sił jeździć na rozprawy do Warszawy. O tym, że zlekceważyły ich wszystkie instytucje. Także o tym, że wciąż nierozstrzygnięta sprawa karna blokuje kwestie odszkodowawcze.
"Wszystko to świadczy o wielkim lekceważeniu ludzi oraz o niefrasobliwości, by nie powiedzieć gorzej, sprawia wrażenie błądzenia po omacku wśród jakiejś ogromnej fikcji i nierzeczywistości, w której chyba tylko grób naszego syna jest prawdziwy - piszą rodzice Piotra. - Panie prezydencie, kiedy wreszcie będziemy mogli pójść na grób naszego syna i powiedzieć mu:
- Synu, zostałeś odznaczony przez pana prezydenta Krzyżem Zasługi za Dzielność, który po latach odzyskał blask i wartość mu należną. Wykonałeś, jak zawsze sumiennie, z pełną determinacją swoje zadania, bo w tym duchu staraliśmy się Ciebie wychować, że docenili to wszyscy, z sądem włącznie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza