Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Los słabych

ADAM WILLMA
Fot. LECH KAMIŃSKI
Uczniowie sponiewierali nauczyciela. Chłopaki ćwiczyli na angliście ciosy karate, dziewczyny trenowały role młodocianych prostytutek. I nagle cała Polska robi wielkie gały, bo przecież "jak to możliwe"bo "co z nich wyrośnie" Ci, którzy opowiadają podobne dyrdymały są albo ślepcami, albo hipokrytami. Film o dręczeniu nauczyciela to kolejny odcinek serialu, który rozgrywa się na ulicach i klatkach schodowych.

Adrian chodzi do drugiej klasy, ma jeszcze trochę czasu do egzaminu dojrzałości. Czerwona czapka z daszkiem, karykaturalnie szerokie spodnie, mieszanka emblematów: Nike, Adidas, Americanos, Red Bull. Ludzi z IVb, tych którzy nakręcili "Z kamerą wśród zwierząt" zna tylko z widzenia.

Los słabych

co się stało w Toruniu

Część uczniów trzeciej klasy technikum budowlanego, 19 czerwca tego roku, na dwóch następujących po sobie lekcjach angielskiego nachalnie zaczepiała nauczyciela i wyśmiewała go. Angliście nie szczędzono obelg, szturchańców, wulgarnych słów i gestów.
- Jeden z uczniów "dla hecy" utrwalił całe zajście na wideo. Film, który trafił w ręce dziennikarzy i został wyemitowany w telewizji, pokazuje jak nauczycielowi wywrócono biurko do góry nogami, założono na głowę kosz na śmieci, wytarto twarz gąbką do tablicy, markowano kopnięcia w twarz, przystawiano od uszu dzwoniące telefony komórkowe. 33-letni anglista jedynie robił uniki i zasłaniał się.
n Od nowego roku nauczyciel pracuje w innej szkole.

Ale ich rozumie: - Przegięli z filmem, dali się złapać za rękę. Nie byłoby sprawy, gdyby taśma nie wyszła.
- Nie byłoby?
- A jaka sprawa? Dał sobie polecieć, to ch... mu w d...
- Nie żal ci go jako człowieka?
- Patafianów mi nie żal. Jak jest słaby, niech idzie na "czarnego" (księdza - red.), a nie w ch...
dmucha.
- Twoi rodzice widzieli film?
- Widzieli. Powiedzieli, że przeginka, ale facio sam sobie w kalosze narobił. Jeżeli czegoś żałuję, to tego, że sam nie miałem tego filmu, też bym go sprzedał telewizji. Parę patyków piechotą nie chodzi.
- Czy to może się powtórzyć?
- Chyba teraz nie. Za głośno. Ale w przyszłości. Taki jest los słabych. Jak ktoś jest słaby, to nie ma dla niego miejsca w szkole.
Tak jak Adrian mówi wielu jego kolegów. Niektórzy rozpoczynają, co prawda od słowa "współczuję", jednak zaraz dodają "ale".

Jak po wypadku

Jacek Jaworski, nauczyciel, ten, któremu uczniowie zakładali kosz na głowę i brudną gąbką przemywali twarz, jest trochę nieżyciowy, językiem dawnych czasów powiedziałoby się - safanduła. Jaworski ma 33 lat, ale siwe włosy dodają mu lat. Niepewny, chwiejny w decyzjach. Pamiętam jego twarz z czasów uniwersyteckich. Na studiach takich jak on traktowało się jako nieszkodliwych dziwaków. Na swój sposób się ich lubiło - nadawali kolorytu studenckiej braci, nigdy nie odmawiali pożyczenia notatek z wykładów. Większość z nich zostawała na uczelniach.
Dyrektor Jerzy Fedorowicz, obecny przełożony Jaworskiego:
- Nienaganny nauczyciel, nigdy nie opuścił żadnej lekcji. Bardzo kompetentny, pracował również jako biegły sądowy. Dusza człowiek, bardzo kulturalny, może zbyt kulturalny. Miękki.
Jaworski chowa twarz w dłoniach. Ma w głowie wyraźnie chaos myśli, nie wie, co zrobić. Wyłączył telefon w domu, mieszka z matką, nie chce, żeby mama to przeżywała: - To były ostatnie zajęcia. Miałem w tej szkole tylko 8 godzin. Nie chciałem robić zamieszania.
Tego dnia wpisał do dziennika dwie uwagi, o niegrzecznym zachowaniu klasy.
- A co by było, gdybym wyrwał kamerę temu chłopakowi? Najpierw oskarżyłby mnie o naruszenie nietykalności, a później powiedziałby, że uszkodziłem sprzęt. Zawsze przegram w sporze z uczniem.
- Dlaczego nie wyszedł pan z klasy, nie poszedł po dyrektora?
- Byłem osłupiały, w szoku. Coś takiego, jak ludzie po wypadku.
- Ma pan żal?
- Może nawet najbardziej do tych porządniejszych uczniów. Że nie zareagowali, siedzieli i śmiali się. Że nie wyszli z klasy.
Po cichu również inni nauczyciele przyznają Jaworskiemu rację. - Nauczyciel przegrywa, bo w szkole obowiązują prawa rynku. Uczeń jest naszym panem, bo za nim idą pieniądze - ubolewa matematyk jednego z toruńskich liceów. - Jeśli nie daj Boże nie przyjdzie w kolejnym roku, szkoła może przestać istnieć. Wszyscy o to drżą i w konsekwencji bardziej martwimy się o własną pracę niż o poziom nauczania. Na tym rynku jest oczywiście grupa rodziców, która wybiera dobre szkoły średnie, ale jest i taka grupa, która szuka najsłabszych szkół, tylko po to, aby syn miał później w CV maturę i żeby można było wysłać go jeszcze na jakieś zaoczne studia do równie słabej prywatnej uczelni.
Anka, uczennica liceum: - Profesor jest dobroduszny, muchy nie skrzywdzi. Mogę sobie wyobrazić, że jeśli trafił między takie bydło, zgnietli go.

Przesadyzm

Uczniowie ukarani

Rada pedagogiczna Zespołu Szkół Budowlanych i Elektrycznych w Toruniu postanowiła w poniedziałek wydalić sześciu uczniów IV klasy Technikum Budowlanego, którzy w poprzednim roku szkolnym znęcali się nad nauczycielem języka angielskiego. Dwóch uczniów zdecydowano karnie przenieść do innej szkoły, a czterem udzielić nagany oraz zobowiązać do zadośćuczynienia społeczności szkolnej (praca społeczna) i cofnąć przywileje uczniowskie na cały rok szkolny.
- "Potępiamy dręczycieli, którzy upokarzali drugiego człowieka. Jednak jako pedagodzy musieliśmy podjąć trudną i wyważoną decyzję zgodną z przepisami prawa oświatowego. Nie wolno było nam ulec powszechnym żądaniom odwetu. Każdy przypadek rozpatrywaliśmy indywidualnie, biorąc pod uwagę wszystkie fakty" - głosi oświadczenie wydane przez radę pedagogiczną szkoły. Nauczyciele zaprzeczyli, jakoby wiedzieli o dręczeniu nauczyciela języka angielskiego i zatajali to. "Stanowczo protestujemy przeciwko przenoszeniu na całą szkołę opinii wywołanej negatywnym zachowaniem grupy uczniów, co jest krzywdzące dla pozostałych".
- Z ustaleń "Gazety Wyborczej" (środa, 10 września) wynika, że dyrektorka technikum i wychowawca klasy od kilku miesięcy wiedzieli, że uczniowie wulgarnie wyzywają anglistę, dzwonią na jego lekcjach z komórek, siadają nauczycielowi na biurku, mówią do niego "Zamknij się". Z reakcją postanowili jednak poczekać "do wakacji". Liczyli na to, że problem się sam rozwiąże za pół roku,
bo nauczycielowi wygasa kontrakt i nie zostanie
on przedłużony.

Na ścianach szkolna wystawa. Uczniowskie rysunki: ciało dziewczyny wypadające z toalety, obok strzykawka, portrety ponure, jakby naśladowanie Muncha - wystawka o uzależnieniach.
W Technikum Budowlanym plakaty w identycznym klimacie, w "elektryku" ostrzeżenia: "najlepsze wyjście - nie wchodzić".
- Ja mam wrażenie, że ci z filmu się zdragowali - wyznaje Patryk, sympatyczny brunecik w sportowej kurtce, z włosami postawionymi na żel. Dragowali, znaczy łyknęli używki. - Ja też jak coś wciągnę, zachowuję się głupio. Ale żeby brać takie rzeczy w szkole? Przesadyzm.
Dyrektor Górzyńska przyznaje, że jej szkoła, podobnie jak większość w wielkich miastach nie jest wolna od używek. Za rękę nikogo nie złapano, ale rzecz jest publiczną tajemnicą. Twierdzi, że informacje o jednym z uczniów przekazywano policji.
Rzecznik toruńskiej policji Lilianna Kruś-Kwiatkowska twierdzi, że z budowlanki nie było sygnałów o narkotykach.
Adrian: - Dragi były i będą. I czemu się dziwić. Szkoła to stres.
Anka: - Nie wszyscy jesteśmy tacy, ale wielu to straceni ludzie. Chyba zabrakło tego, żeby w dzieciństwie ojciec im przetrzepał skórę. Rodzice przymykają oko na palenie papierosów, później na piwo, niewracanie na noc do domu. Chcą być dobrzy, uchylić nieba. Ale co z tego, jak nie potrafią być wzorem dla nas. Są takimi małymi robaczkami, gonią za pieniędzmi i układami. Przecież dla nas nie będzie idolem ktoś, kto przypomina polityka z Sejmu.

Robicie potworów

Rodzic, dobrze ubrana, stanowcza kobieta (- Jeżeli ujawni pan nasze nazwisko, albo choćby imię syna, oddam sprawę do sądu. To jeszcze dziecko.): - Rzuciliście się na nas jak szarańcza. O takich sprawach powinno się mówić w szkole, z pedagogiem, a nie na ogólnopolskim forum. Skrzywdziliście nas i dzieci, kto odpowie za szkody moralne. Owszem to wszystko było niefortunne, ale przecież nikomu nic się nie stało, nikt nie odniósł obrażeń, nikogo nie skrzywdzili. Powinni przeprosić, może nawet zostać ukarani naganą, ale nie przesadzajmy. Robicie z nich potworów.
Wicedyrektor Magdalena Górzyńska uważa, że uczniowie powinni zostać wykreśleni ze szkoły, ale - jak mówi - nie wolno nie dostrzegać ich dobrych stron. Pani dyrektor pokazuje kronikę szkolną. Wszystkie klasy prezentowały państwa należące do Unii Europejskiej. W lutym IIIb przygotowywała program dotyczący Austrii.- Są pomysłowi, zorganizowali nawet konkurs skoków narciarskich na materacach, starannie zebrali materiały. Dali się lubić. Więc kiedy zobaczyłam ten film, osłupiałam. Zwłaszcza dziewczyny. Kto mógł przypuszczać? Mieli dwa oblicza.
Tłum dziennikarzy pielgrzymuje po korytarzu. Dyrektor szkoły Teresa Błaszkiewicz nerwowo reaguje na media, nie ma czasu na rozmowę, zresztą, o czym rozmawiać? Rada pedagogiczna zadecyduje, co dalej. - Proszę zrozumieć, państwo przeszkadzacie nam w pracy. My mamy do wypełnienia funkcje edukacyjne - peroruje pani dyrektor.
Nakazała nauczycielom i uczniom, żeby nie rozmawiali z dziennikarzami. Pani pedagog też powołuje się na zakaz dyrektora: - Zresztą, proszę państwa, ja już kończę pracę. Pracuję w tej szkole tylko do 10, a teraz muszę wypełniać swoje obowiązki w innej szkole. Bardzo proszę o szacunek, ja wczoraj pracowałam do 19.

Moralista Kali

Profesor Marian Filar, karnista był zszokowany filmem nakręconym przez uczniów: - Też kiedyś byłem młody i nie należałem do ministrantów, ale w głowie nie mieści mi się jak to możliwe, że z młodych, w miarę normalnych ludzi robi się banda dzikich sadystów. Bezwzględnie mamy do czynienia również z porażką szkoły. Czegoś w tej szkole powinni jednak nauczyć. Natomiast najbardziej zdumiewa postawa rodziców, według których winni całej sprawie są dziennikarze i nauczyciel, który sobie pozwolił. Bo przecież "nasz Jaś to spokojny chłopak, do rany przyłóż".
Zdaniem profesora Filara afera w technikum nie powinna być jednak pretekstem do zaostrzania prawa: - Gdyby zapytać tych samych rodziców, czy kodeks karny w Polsce jest łagodny czy surowy, krzyknęliby pewnie, że zbyt łagodny. Ten abstrakcyjny rygoryzm diabli biorą w mgnieniu oka, jeśli sprawa dotyczy osób znajomych. To jest dowód na kompletny kryzys moralny. Wobec tej postawy Kali wyrasta do rangi moralisty. Ja zastosowałbym starą zasadę - "gdy zło staje się zuchwałe, dobro musi być stanowcze" - pod żadnym pozorem nie można tej sprawy zbagatelizować. Reakcja stanowcza musi być - nie chodzi o to, żeby spalić tych gówniarzy na stosie, ale dać im do zrozumienia, że nie wszystko wolno. Ze względu na dobro tych ludzi, których można jeszcze nauczyć rozumu.
A może zastanowić się nad ograniczeniem praw uczniów?
- Wydaje mi się, że wszelkie argumenty dotyczące praw nauczycieli są rodzajem wymówki. Człowiek ma tylko tyle praw, ile sam potrafi wywalczyć i utrzymać - przekonuje prof. Filar. - Nauczyciel ma takie same prawa jak każdy inny, tylko musi mieć determinację. Mogę osobiście zrozumieć tego dręczonego nauczyciela, ale zmiany prawne nie są właściwym rozwiązaniem.

Nowy Boniek, nowy Wałęsa

Odmiennego zdania jest pedagog, profesor Aleksander Nalaskowski: - Prawo powinno być bardziej rygorystyczne. Trzeba leczyć społeczeństwo nie tylko z zabójców, ale i ze złodziejaszków, gapowiczów w autobusach i z rozwydrzonych uczniów. Na razie jednak mamy wyraźną nierówność praw uczniów i nauczycieli. Bezstresowość szkoły i cała towarzysząca jej ideologia odbijają się czkawką. Na wyleczenie tej choroby trzeba wielu lat.
Według profesora Nalaskowskiego, najpoważniejszym problemem jest brak rodziców w procesie wychowania: - Jeżeli nie ukarzemy rodziców za to, że ich dzieci są blokersami, grafficiarzami osmarowującymi mury, to nie mamy co liczyć, że takie zachowania, jak na toruńskim filmie nie będą się powtarzać. Kiedyś napisałem w książce, że pedagogika to jest zajęcie dla twardzieli. Nauczyciele wówczas się na mnie obrazili. I proszę bardzo - dalszą część książki dopisuje życie. Film opublikowany w telewizji może być filmem instruktażowym.
Profesor Nalaskowski przewiduje, że cała awantura skończy się dla uczniów łagodnie: - Pewnie i tym razem nic im się nie stanie. Może zostaną przeniesieni do innych szkół. Zapewne zyskają sławę wśród rówieśników, będą idolami. Obawiam się, że również tymi publikacjami wykreujemy ich na bohaterów, a nie na gnojków i szmaciarzy w raperskich spodniach. Na stanowisku idoli zastąpią Bońka i Wałęsę.
Socjolog, profesor Andrzej Zybertowicz zwraca uwagę na kontekst medialny toruńskiej afery: - Przejrzałem sporo komentarzy w tej sprawie. Jeden wątek wydał mi się znamienny, chodzi o to, że TVN, który całą sprawę upublicznił, w innych programach premiuje rozluźnienie obyczajów i serwuje nieokiełznaną przemoc. Nic dodać, nic ująć.

PS. Personalia nauczyciela i uczniów zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza