W styczniu pan Henryk skończył sto lat. Przed II wojną światową zdobył uprawnienia pilota w Szkole Podoficerskiej Lotnictwa w Bydgoszczy. Wkrótce po końcowych egzaminach , gdy z bydgoskiego lotniska wystartował w jeden z pierwszych, samodzielnych lotó, nagle śmigło w samolocie przestało się kręcić. Spadł na pobliski zagajnik brzozowy. Samolot złamał się, ale pan Henryk wyszedł z tej katastrofy bez szwanku.
To zdarzenie nie zniechęciło go do latania. Wstąpił do przedwojennej policji, aby służyć w jej lotniczej formacji. Jednak do spełnienia tego marzenia nie doszło. Za to po wojnie, gdy w nowym ustroju chciał ponownie zostać pilotem, jego policyjna przeszłość sprawiła, że musiał się pożegnać z zawodem.
- Chciałem być pilotem LOT-u. Bardzo dobrze poradziłem sobie z testami sprawnościowymi, ale po kilku tygodniach tajemniczy mężczyzna przyniósł mi list, z którego wynikało, że sanacyjny policjant nie może być pilotem w nowym ustroju - wspomina pan Henryk.
Chcieliśmy pomóc spełnić jego marzenie o lataniu samolotem. Pomogła w tym pani Brygida Bujno, dyrektor Słupskiego Aeroklubu.W niedzielę po południu pan Henryk latał nad Słupskiem razem z Mirosławem Hanuszewiczem, który zabrał go jako pasażera do ultralekkiego samolotu.
- Oby się nic mu nie stało - martwiła się Elżbieta Szeligowska, synowa pana Henryka, gdy czekała na lądowanie samolotu na lotnisku w Krępie.
Czytaj e-wydanie »- Było niesamowicie. Pan Mirosław pozwolił mi wziąć stery do ręki. Sam zrobiłem kilka zwrotów - opowiadał wzruszony pan Henryk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?