Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Madame Butterfly w słupskiej filharmonii oczarowała, ale i rozczarowała

Magdalena Olechnowicz
Fot. Krzysztof Tomasik
Brak wolnych miejsc na sali oraz oklaski na stojąco to najlepszy dowód na to, że słupska publiczność spragniona jest sztuki i ciekawa nowego, czyli opery. Niestety, Madame Butterfly pozostawiła niedosyt. Były piękne arie operowe, ale zabrakło scenografii.
Brak wolnych miejsc na sali oraz oklaski na stojąco to najlepszy dowód na to, ze slupska publicznośc spragniona jest sztuki i ciekawa nowego, czyli opery. Niestety, Madame Butterfly pozostawila niedosyt.

Madame Butterfly w Słupsku

Słupszczanie tłumnie przybyli w piątek do słupskiej filharmonii, aby podziwiać jedno z najwybitniejszych dzieł Giacomo Puccini'ego Madame Butterly.

Jak żartował podczas występu Sławomir Pietras, dyrektor Teatru Wielkiego w Poznaniu, jest to dzieło, dzięki któremu wszyscy dyrektorzy teatrów operowych żyją jak pączki w maśle.

- Wystarczy, że powiesi się plakat zapowiadający Madame Butterfly, a pełna sala jest gwarantowana - mówił.

Rolę tytułowego Motyla, gejszy Cho-cho-san bezgranicznie zakochanej w amerykańskim żołnierzu zaśpiewała Roma Jakubowska - Handke (sopran). Zachwyciła publiczność.

- Jej sopran sprawił, że czułam dreszcze i naprawdę wzruszyłam się opowiedzianą historią - mówiła po występie Aneta Gosiewska ze Słupska.

Wrażenie wywarł też ów żołnierz - w tej roli Krzysztof Bednarek (tenor). Obok nich wystąpili jeszcze Katarzyna Suska (mezzosopran) oraz Zbigniew Macias (baryton). Ten ostatni artysta dostał dodatkowe brawa za realizację w Słupsku wybitnego "Skrzypka na dachu".
Wszystkie partie solowe artyści zaśpiewali w oryginalnym języku, czyli po włosku. Rolę narratora pełnił Sławomir Pietras.

- To najlepsi wykonawcy tej opery w kraju - zapewniał. Zachwycał się się też słupską orkiestrą, która tym razem wystąpiła w powiększonym , bo niemal 60-osobowym, składzie. - Madame Butterfly to dzieło naprawdę trudne dla orkiestry i dyrygenta. Dlatego tym większe brawa im się należą - mówił Pietras, wybitny znawca opery.
Opowiedziana historia wzruszyła do łez. Otóż amerykański żołnierz po ślubie z gejszą wrócił do Ameryki i tam założył nową rodzinę. A w Japonii ponad trzy lata czekała na niego wiernie Butterfly wraz z ich synem.

On wrócił , ale z nową żoną. Wrócił po to, aby odebrać swojego syna. Madame Butterfly była wówczas najnieszczęśliwszą kobietą na świecie. Oddała syna, a sama popełniła harakiri. Dramatyzmu dodawała muzyka i przejmujący głos śpiewaczki.

Niestety, pozostał też niedosyt. Dom ozdobiony kwiatami wiśni, dziecko, ogród, w którym toczyła się burzliwa dyskusja byłych kochanków - wszystko to trzeba było sobie wyobrazić. Bo słupska scena nie pomieściła już scenografii.

- Czułam się trochę oszukana. Szłam na operę, a usłyszałam tylko muzykę. Nie było przedstawienia - mówili niektórzy słuchacze.

Operowe arcydzieło zostanie jeszcze powtórzone dziś - w sobotę o godz. 18.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza