Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Madejczyk: Muszę się skupić na swoim występie, nie na rywalkach

Łukasz Capar
Barbara Madejczyk w trakcie przerwy w treningach.
Barbara Madejczyk w trakcie przerwy w treningach. Łukasz Capar
Rozmowa z Barbarą Madejczyk, oszczepniczką Jantara Ustka i reprezentacji Polski, która jedzie na igrzyska olimpijskie do Pekinu

- To będzie pani drugi start w igrzyskach. Zmienia się optyka takiego wydarzenia? Jest już w tym trochę rutyny czy nadal to wielkie święto dla sportowca?

- Kibice będą oczekiwać ode mnie trochę więcej. Dla mnie liczyć się będzie wejście do finału. Każda impreza rządzi się swoimi prawami. Tutaj ważne jest przebrnięcie przez eliminacje. Doświadczenia z poprzednich igrzysk na pewno pomogą mi zrobić więcej rzeczy lepiej.

- Jaki wynik da pani wyjście z eliminacji?

- Sądzę, że to się nie zmieni. 61 metrów było w Atenach, w Pekinie trzeba zapewne też rzucić tyle, by wejść do najlepszej dwunastki na świecie.

- Dowiadywała się pani, jaka tam będzie pogoda, jak będzie pani na nią reagować na stadionie olimpijskim? Wiem, że to dla pani bardzo ważne...

- Mówią, że będzie ciężko. Ale wiadomo, że jeśli wszystkie będziemy rzucać w tych samych warunkach, to najlepsze i tak znajdą się w finale. Ja robiłam treningi w deszczu i z wiatrem, i pod wiatr, więc jak pojadę tam, to będę umiała się dostosować do tego, co zastanę.

- Stres? Przychodzi przed startem?

- Jest zawsze. Mam nadzieję, że poradzę sobie. Teraz są większe oczekiwania niż wcześniej. Do Aten jechałam na luzie, bez dużych oczekiwań i był sukces, jakim było dotarcie do finału. W Chinach będę chciała podejść do startu spokojnie, tak, aby wyjść z eliminacji.

- Ma pani swój sposób na ostatnie godziny przed zawodami? Wtedy dzieje się najwięcej w psychice. Każdy rozważa, analizuje i nakręca się do startu. A jak to wygląda u pani?

- Staram się nie myśleć. Takie nakręcanie niekorzystnie wpływa na mnie, bo wychodzi, że im więcej i bardziej chcę, to gorzej mi wychodzi. Dobra spokojna muzyka, ostatnie chwile z rodziną, z dala od zgiełku i powinno być dobrze.

- Jakieś specjalne nagrania zabiera pani ze sobą do Chin?

- Fajne słowa ma Feel "Pokaż, na co cię stać". Jest parę innych piosenek. Nie mam konkretnego przeboju, ale głównie słucham muzyki uspokajającej, bo stres przyjdzie na pewno. I wtedy nie będę chciała się pobudzać, tylko raczej wyciszyć.

- Czy sam okres przed startem, widok rozgrzewających się rywalek, znów mobilizuje?

- Od czterech lat jeżdżę na mityngi, spotykam się z rywalkami na rozbiegu, więc z czołówką światową znam się bardzo dobrze. Nie reaguję na nie tak jak to było kiedyś, w moich pierwszych startach. Na rozgrzewce będę raczej starała się skupić na swoich czynnościach, robić to, co mi jest potrzebne, nie obserwować innych, bo to rozprasza i działa niekorzystnie.

- One chyba w ten sam sposób reagują?

- Pewnie tak, ale ja patrzę na siebie.

- Weszła pani w sezon z wynikami średnimi. Czy szczyt formy szykowany jest na Pekin?

- Trener układając moje roczne plany i rozpisując je na poszczególne zawody, na pewno robił wszystko, by ten szczyt formy przypadł w Pekinie. Z mojego doświadczenia wiem, że to minimum na igrzyska nie jest duże. Gdy przyszedł okres startowy i trzeba było uzyskać je i potem potwierdzić formę, to przyszło rozprężenie. To nie pomaga. Dlatego na tych starty były wyniki poniżej sześćdziesięciu metrów... Najważniejsze jednak, że jest kwalifikacja.

- Które miejsce da pani satysfakcję?

- Każde powyżej dwunastego będzie dla mnie sukcesem. To jest mój cel.

Rozmawiał Rafał Szymański

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza