Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maliszewskiej zrobiono po prostu świństwo, to jest właściwe słowo! - nazywa rzecz po imieniu Ryszard Czarnecki [WYWIAD]

Adam Godlewski
Adam Godlewski
Przed wylotem na zimowe igrzyska do Pekinu Natalia Maliszewska miała prawo myśleć o medalu. Niestety, plany i marzenia reprezentantki Polski pokrzyżowało zamieszanie z testami covidowymi...
Przed wylotem na zimowe igrzyska do Pekinu Natalia Maliszewska miała prawo myśleć o medalu. Niestety, plany i marzenia reprezentantki Polski pokrzyżowało zamieszanie z testami covidowymi... fot. Sylwia Dabrowa
Zimowe igrzyska w Pekinie są już na półmetku, zatem uprawnione są pierwsze podsumowania. Z polskiej perspektywy, oprócz nieoczekiwanego miejsca na podium Dawida Kubackiego najbardziej zapamiętamy covidowe perypetie Natalii Maliszewskiej. Sytuację, której doświadczyła nasza najlepsza zawodniczka w short-tracku po imieniu nazywa Ryszard Czarnecki. Z wiceprzewodniczącym Społecznej Rady Sportu, którą powołał szef tego resortu Kamil Bortniczuk oraz członkiem prezydium PKOl. - a na co dzień europarlamentarzystą - rozmawialiśmy jednak nie tylko o ocenie występów naszych olimpijczyków. Także o perspektywach i kierunkach rozwoju krajowego sportu. A sympatycy żużla, siatkówki i piłki nożnej także znajdą coś dla siebie.

Był pan mocno zaskoczony medalem Dawida Kubackiego na skoczni normalnej? Igrzyska rozpoczęły się dla nas lepiej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.

Ryszard Czarnecki: - Zawsze wierzę w polskich sportowców i tym razem także z nadziejami oczekiwałem na start naszych olimpijczyków. Nawet jeśli amerykańscy eksperci nie dawali nam przed igrzyskami szans na choćby jeden medal. Akurat nasi skoczkowie są mistrzami w swoim fachu, zakładałem zatem, że nawet po nieudanej pierwszej części sezonu przygotują szczytową formę na Pekin. Nie raz i nie dwa byli przecież w takich sytuacjach, nie raz i nie dwa mierzyli się z tak wielką – również olimpijską – presją i jak na wielkich mistrzów przystało zaprezentowali się na medal; czyli na miarę własnych możliwości. Wierzę również, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Po tym, co zobaczyliśmy na skoczni normalnej, z nadziejami powinniśmy oczekiwać na dwa kolejne konkursy – indywidualny i drużynowy na dużym obiekcie.

Reprezentacja olimpijska to nie tylko skoczkowie…

…i także przedstawiciele innych dyscyplin pokazali się na olimpijskich arenach z dobrej strony. Choćby snowboardziści. Aleksandra Król miała pecha, że już w ćwierćfinale wpadła na Ester Ledecką, która we wspaniałym obroniła tytuł mistrzyni olimpijskiej. A męska część naszej kadry także dostarczyła nam pozytywnych wraże, emocjonowaliśmy się przecież występem Polaka w ćwierćfinale w slalomie gigancie równoległym. I ostatecznie Polacy zajęli najlepsze w historii startów na IO siódme i dziewiąte miejsce. Mocno przeżywałem zadziwiająca historię i krzywdę Natalii Maliszewskiej… Nie została potraktowana przez organizatorów tak samo, jak choćby Australijka startująca w curlingu, która również miała pozytywny wynik testu na COVID. Okazało się, że George Orwell pisząc „Folwark zwierzęcy”, w którym były osobniki równe i równiejsze, trafnie przewidział, że dziać się tak może również w sporcie. Uniemożliwiając Natalii start na jej koronnym dystansie 500 metrów zrobiono Polce świństwo - i to jest właściwe słowo. Bardzo jej współczuję.

Szkoda tylko, że w ślady kolegów nie poszły nasze skoczkinie narciarskie. Skoro Kanada w drużynowym mikście zdobyła medal, to tym bardziej takie mocarstwo w skokach męskich jak Polska miała prawo myśleć o miejscu na podium.

Trudno odmówić ambicji naszym dziewczynom na skoczni, ale same chęci to za mało. Ale jest jeden plus występu w drużynowym mikście: po dyskusji, którą on wywołał musi coś ruszyć się w tej konkurencji i szerzej - w skokach kobiet. Tak jak niedawno ruszyło się choćby w naszej kobiecej piłce nożnej. Trzeba wyciągnąć wnioski, bo to naprawdę trudne do wytłumaczenia, że system szkolenia, który udało się zbudować w męskich skokach i to całe wspaniałe know-how, które mamy, w żaden sposób nie przekłada się na poziom skoków żeńskich. Przypadek Kanady, która nie ma takich tradycji jak my, a w tym sezonie nie miała nawet skoczka w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata, a jednak ma medal - a my go w mikście nie mamy - pokazuje, że coś u nas rzeczywiście poszło nie tak. Będę musiał o to zapytać mojego kolegę z prezydium PKOl. Polo Tajnera. Na pewno ma gotową diagnozę. W wie, co należy zrobić. Fakt, że mamy najstarszą drużynę męska ze wszystkich krajów w czołówce, a młodzież jeszcze mocno ustępuje starym mistrzom też musi budzić refleksje dotyczące przyszłości.

Swoją drogą, nie dziwi pana, że tak wielu sportowców po 30-tce sięga po medale na zimowych igrzyskach?

Świat zmienił się w ostatnich dekadach, sportowcy startują – odnosząc sukcesy - znacznie dłużej niż kiedyś. Ma na to zapewne wpływ zmiana metod treningowych, nawyków żywieniowych, ale trzeba też zauważyć, że taka zmiana nastąpiła również w naszym życiu. Przecież przedstawiciele innych profesji także są dziś dłużej aktywni zawodowo niż na przykład 30-40 lat temu.

Jak z politycznego punktu widzenia odbierane są igrzyska w Pekinie? Przede wszystkim jako festiwal propagandowy kraju-organizatora?

Staram się koncentrować przede wszystkim na stronie sportowej, ale nikt nie powinien być zdziwiony, że gospodarze próbują ugrać przy tej okazji coś dla siebie. Historia zna przecież wiele takich przypadków. Myślę, że tak naprawdę zaczęło się to od letnich igrzysk w Berlinie w 1936 roku, gdzie swoje przewagi chciała zademonstrować światu niemiecka Rzesza. Pierwszy bojkot igrzysk olimpijskich nastąpił, uwaga, w Azji, kiedy reprezentacja Chin zbojkotowała letnie IO w 1964 roku w Japonii- a więc przez kraj, który jeszcze dwie dekady wcześniej okupował Chiny i była to okrutna okupacja. Potem był bojkot igrzysk w Montrealu w 1976 przez część krajów afrykańskich, bojkot igrzysk w Moskwie 4 lata później przez kraje Zachodu i „rewanż” państw socjalistycznych w Los Angeles w 1984 roku. Przypomnę też jak bardzo piłkarski mundial w 1978 roku był wykorzystany przez juntę rządzącą Argentyną. Zatem jest to pewną normą, różnią się tylko sposoby wykorzystania wielkich imprez sportowych. Skoro narzekamy na Chińczyków, to przypomnę, że na IO Atlancie w 1996 roku – gdy Polacy przez pierwsze dni szli jak burza i zdobyli 3 złote medale i prowadziliśmy w tabeli medalowej - Amerykanie podawali tę klasyfikację opartą nie tak jak zwykle, czyli na krążkach z najcenniejszego kruszcu, tylko na ogólnej liczbie medali; a akurat w sumie mieli ich najwięcej. Gospodarze zawsze starali się wykorzystać wielkie imprezy dla swoich celów, zatem postawa Chińczyków w roku 2022 nie jest niczym wyjątkowym.

To "nowa świecka tradycja", że na zawody rangi igrzysk olimpijskich coraz częściej zaglądamy do Azji?

Ależ to właśnie głównie kraje azjatyckie mają pieniądze na ich realizację, podobnie jak na przeprowadzenie mistrzostw świata w wielu dyscyplinach. Zaś opinia publiczna nie protestuje tam przeciwko organizacji igrzysk i innych wielkich zawodów. Stąd dwie kolejne edycje igrzysk zimowych odbywają się w Azji, i przedzielone zostały letnimi - też w Azji. Z pewnością nie ma w tym przypadku, że gospodarzami tej najważniejszej sportowej imprezy były Korea Południowa, Japonia i Chiny.

Jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, COVID przyszedł chyba trochę w sukurs Chińczykom. Tworząc bańkę sanitarną, zupełnie oddzielili tubylców od gości. I nie pokazują uczestnikom igrzysk tego, czego nie chcą.

Rzeczywiście restrykcje są olbrzymie, większe niż w Tokio, ale gospodarze mają ku temu powody albo preteksty. Nikt nie może być chyba tym zaskoczony. O sposobach realizacji telewizyjnych, oszczędnie eksponujących to, co jest poza olimpijskimi arenami nie będę się wypowiadał; chcę oglądać przede wszystkim zmagania sportowców. Znacznie bardziej denerwujące są te podwójne standardy COVID-owe stosowane wobec sportowców, rodem z Orwella, które w przypadku naszej Natalii Maliszewskiego miały wymiar wręcz dramatyczny.

Społeczna Rada przy ministrze sportu, której jest pan wiceprzewodniczącym to istotne ciało?

To nie jest rzecz nowa, bo taka struktura działała także przy ministrach Witoldzie Bańce oraz Danucie Dmowskiej-Andrzejuk. Jest ona - nie tylko w moim odczuciu - bardzo ważna dla funkcjonowania resortu. Świetnie, że minister Kamil Bortniczuk zadbał o zaproszenie legend sportu. Jest Slawomir Szmal, Monika Pyrek, Otylia Jędrzejczak - w podwójnej roli, bo jest też prezesem Polskiego Związku Pływackiego, genialnego żużlowca Tomka Golloba nikomu przedstawiać nie trzeba, podobnie przewodniczącego rady, Marcina Możdżonka, który w siatkarskiej reprezentacji Polski rozegrał blisko 250 meczów. Zatem udało się zebrać grono ludzi, którzy o sporcie wiedzą naprawdę wszystko. Są przecież jeszcze m.in. Rafał Kubacki, Bożena Karkut, Sebastian Chmara, Łukasz Koszarek, a ma być Janusz Gerard Peciak. Cieszy mnie fakt, że zostałem wiceprzewodniczącym, bo na takim forum naprawdę można wypracować ważne koncepcje rozwoju polskiego sportu.

Jako ciało doradcze zarekomendujecie umasowienie naszego sportu? Gołym okiem widać przecież, że podstawa piramidy, z której rekrutujemy sportowców na igrzyska powinna być szersza. 57 reprezentantów na zimowych igrzyskach w Pekinie to nie jest duża reprezentacja, zważywszy że w Polsce żyje ponad 38 milionów ludzi.

Moją ideą jest znacznie wyższa pozycji Polski w tabelach igrzysk czy mistrzostw świata, ale w tym samym stopniu powinniśmy oddziaływać na upowszechnianie sportu. Tego szkolnego, młodzieżowego, akademickiego, masowego, bo to się przekłada na zdrowie społeczeństwa. I na tym z pewnością nie należy oszczędzać. Zresztą taka idea przyświeca też ministrowi Bortniczukowi, który zawarł przecież z ministrem nauki i edukacji narodowej Przemysławem Czarnkiem porozumienie dotyczące zwiększenia liczby godzin wf-u w szkołach. Ten postulat był zgłaszany przez środowisko sportowe od bardzo wielu lat. Dobrze więc, że ktoś wreszcie wsłuchał się w ten głos, i podjął skuteczne kroki.

Środowiska wiejskie także będą mocniej aktywizowanie?

Wiem, że kierownictwo resortu sportu i turystyki przywiązuje dużą wagę do współpracy z Ludowymi Zespołami Sportowymi. Mamy piękne tradycje związane ze sportem wiejskim, z tego środowiska wywodzi się wielu naszych mistrzów, których kariery powinny wszystkich przekonać, że warto inwestować w ten obszar. I również tam poszukiwać kandydatów na medalistów mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich.

Piękne tradycje, ale też i współczesność mamy na żużlu, a ta dyscyplina będzie teraz mocniej obecna na antenach telewizji publicznej. Rozumiem, że przyłożył pan do tego rękę…

…to była decyzja prezesa Jacka Kurskiego i dyrektora sportu w TVP, Marka Szkolnikowskiego. Ja się z tego bardzo cieszę i nie ukrywam, że zachęcałem do tego kroku. Przypomnę, że to zgodne z deklaracją, którą złożył w swoim czasie Jacek Kurski. Podczas ostatniej dotąd edycji plebiscytu na Najlepszego Sportowca Roku, zorganizowanej wspólnie przez „Przegląd Sportowy i TVP - a był to rok 2016, gdy Bartosz Zmarzlik zdobył tytuł wicemistrza świata i wylądował bodaj na 8. pozycji – prezes Kurski obiecał, że żużel znajdzie swoje miejsce na antenie publicznego nadawcy. I w tym roku TVP będzie transmitować, między innymi, wszystkie 4 turnieje mistrzostw Europy, z których dwa odbędą się w Polsce – w tym na pewno jeden w Łodzi, a drugi prawdopodobnie na Śląsku - a jeden w Niemczech i jeden w Czechach. Cieszę się, że siódmy rok z rzędu będzie to impreza pod moim Patronatem Honorowym. Podobnie jak indywidualne mistrzostwa świata juniorów na żużlu w latach 2016-2021, drużynowe mistrzostwa świata juniorów w ubiegłym roku, drużynowe mistrzostwa Europy juniorów w 2017 i 2020 roku, czy szereg edycji Złotego Kasku oraz meczów żużlowej reprezentacji Polski i mistrzostw Polski par klubowych.

Aby zamknąć wątek żużlowy, dopytam czy polscy kibice powinni nastawiać się na odzyskanie tytułów mistrzowskich przez polskich żużlowców w roku 2022?

Mam nadzieję, że tak. Bartosz Zmarzlik jest zdeterminowany, żeby odzyskać tytuł w rywalizacji indywidualnej. Jeśli zaś chodzi o rywalizację drużynową, to fakt, że nasza reprezentacja wywalczyła „tylko” srebrny medal wynika głównie z idiotycznych przepisów narzuconych przez FIM czyli federację światową oraz angielską firmę BSI - organizatora swoistych DMS w postaci Speedway of Nations - wedle których przed finałem rywalizacji zeruje się wszystkie wcześniej wywalczone punkty. Uważam, że to rozwiązanie niesprawiedliwe, które trzeba zmodyfikować. Nie wolno jednak zapominać, że jako nacja dyktowaliśmy warunki w ubiegłorocznych mistrzostwach świata i Europy juniorów, choć tam nie wróżono nam sukcesów. Zatem nie tylko o nadchodzący sezon, ale i w ogóle o najbliższą przyszłość żużla w Polsce jestem spokojny. Nawet bardzo.

O bliską pańskiemu sercu siatkówkę również? Jest pan zadowolony z nominacji selekcjonerskich?

Spodziewałem się obu. Obecny trener kadry żeńskiej Stefano Lavarini, wyeliminował w turnieju olimpijskim w Tokio gospodynie, Japonki, a potem sensacyjnie wręcz wygrał z wicemistrzyniami Europy, Turczynkami i doprowadził zespół Korei Południowej do czwartego miejsca na igrzyskach. Dlatego cieszę się, że to właśnie on został selekcjonerem. Bo jest duża szansa – z tym Włochem na ławce – na awans przynajmniej do pierwszej ósemki żeńskich mistrzostw świata, które po raz pierwszy odbędą się w Polsce.

Brazylijczycy oraz Włosi – gdy zaczęli wygrywać na siatkarskich mundialach – to sięgnęli po trzy tytuły mistrza świata z rzędu. Polska ma na koncie dwa kolejne tytuły. Nikola Grbić ma szansę dorównać Brazylijczykom i Włochom?

Na pewno w Rosji naszą męską kadrę czeka na tegorocznym mundialu ciężkie zadanie, ale akurat tam nasze zwycięstwa smakują najbardziej. Klamrą spinającą zimowe igrzyska z polską siatkówką, jest osoba…. Kamila Stocha, który właśnie w Soczi, w 2014 roku zdobył na rosyjskiej ziemi dwa złote medale olimpijskie. Mam nadzieję, że natchnienie od naszego narciarskiego mistrza jeszcze wcześniej – bo siatkarski mundial zaplanowano dopiero na przełomie sierpnia i września – zaczerpną polscy piłkarze, którzy w półfinale baraży o udział w mistrzostwach świata w Katarze w marcu zagrają ze Sborną na stadionie Dynama w Moskwie.

Skoro niepostrzeżenie przeszliśmy na tematykę futbolową, to na koniec zapytam, czy podobała się panu wenezuelska telenowela z wyborem selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski?

No , akurat ja – czyli człowiek związany z siatkówką – nie będę rzucał kamyka do piłkarskiego ogródka, bo po prostu nie wypada w sytuacji, gdy my na wybór selekcjonerów reprezentacji czekaliśmy od września do stycznia, a więc jeszcze dłużej. Ale tak naprawdę nie czas, jaki ktoś poświęcił na wybór trenera kadry będzie się liczył, tylko osiągnięty rezultat. Jeżeli okaże się, że zagramy na MŚ w Katarze, to będzie oznaczać, iż wybór personalny był optymalny. A jeśli nie zagramy, to PZPN będzie musiał dokonać analizy, gdzie i dlaczego popełniono błędy. Ale dopiero wówczas. Na razie jednak mocno trzymajmy kciuki za Biało-Czerwonych.

Rozmawiał Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza