Myśliwy z Suchorza - Waldemar Myszk - nie krył zdziwienia, gdy na swoim podwórku zobaczył małego dziczka.
- Przyszedł mi dzik na podwórko, a dokładnie wszedł do chłodni, którą posiadam ponieważ jestem myśliwym. Podchodzę sobie do niego – patrzę, a to taki pięciokilowy warchlak, około dwóch miesięcy. Jednak w ogóle nie reagował. Podnoszę go i okazuje się, że on jest ślepy. Kompletnie nic nie widzi. Prawdopodobnie locha chodziła z warchlakami, coś ją wystraszyło i się zerwała, a on jako ślepy, nie nadążył za nią i zgubił się. I pałętał się samotny po wsi – opowiada myśliwy. – Pomyślałem, że trzeba uratować tego malucha. W końcu my myśliwi nie tylko polujemy i pozyskujemy, ale także ratujemy.
Niestety, nie było łatwo o pomoc. Myśliwy wykonał wiele telefonów do różnych fundacji, stowarzyszeń i służb, które powinny pomagać zwierzętom. Tymczasem dzik zdążył się już zadomowić na podwórku myśliwego i zaprzyjaźnić z rodziną.
- Dzieci go już nawet nazwały – Halinka. Siedział sobie więc u mnie na ogródku w zagrodzie, jadł, pił wodę, co było pozytywne, bo oznaczało, że nie jest z nim tak źle – opowiada mężczyzna. – Niestety, nie było nikogo, kto chciałby tego dzika przygarnąć i się nim zająć. Każdy traktował go jakby był trędowaty. Żadna fundacja nie chciała go przyjąć, co było naprawdę przykre.
Ostatecznie znaleźli się dobrzy ludzie, którzy okazali serce zwierzęciu.
- Dzięki pani doktor weterynarz z Miastka – pani Paulinie Kańczugowskiej oraz Miasteckiemu Stowarzyszeniu „Bezdomny kundelek” dzik trafił do kliniki na leczenie – mówi Waldemar Myszk.
W tej chwili Halinka jest pod opieką pani weterynarz.
- W momencie, kiedy odbieraliśmy dzika, miał zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc oraz wrzodziejące zapalenie rogówki, dlatego nic nie widział. W tej chwili jest w trakcie leczenia, jeśli chodzi o zapalenie górnych dróg oddechowych. Jest zdecydowana poprawa. Przestał kaszleć, pięknie pobiera pokarm – w tym zakresie jest wszystko w porządku – mówi Paulina Kańczugowska, weterynarz. - Jeśli chodzi o owrzodzenie rogówki, to w tej chwili w prawym oku już zmętnienie schodzi i zaczyna widzieć. Są już pierwsze reakcje Halinki na bodźce i na światło. Lewe oko jest cały czas w trakcie leczenia. Jest poprawa, ale leczenie cały czas trwa. Już nie obija się o ściany i meble, efekty leczenia widać. Ale potrzeba jeszcze siedmiu, do dziesięciu dni przynajmniej, aby owrzodzenie rogówki w lewym oku wyleczyć.
Miasteckie Stowarzyszenie „Bezdomny kundelek” przygotowuje dla Halinki specjalna zagrodę, gdzie będzie przebywała do czasu pełnego wyleczenia.
- Jak tylko Halinka będzie gotowa, to przetransportujemy ją tam. Na razie jednak zakraplamy jej oczy około siedmiu razy dziennie, więc jest wygodniej, kiedy mam ją na oku. Dziewuszka mieszka sobie w gabinecie wyłożonym słomą i jest jej wygodnie – śmieje się pani doktor. - Dzisiaj Halinka była już na pierwszym spacerze, wyprowadzana jest na szelkach i na smyczy. Jednak dbamy o to, aby miała kontakt ze środowiskiem i za bardzo nie przyzwyczaiła się do ludzi. Aby po wypuszczeniu do lasu, nie wędrowała do ludzi, ale jednak troszeczkę się ich bała.
Po całkowitym leczeniu Halinka wróci do lasu.
- Jest to zwierzę leśne, dziko żyjące, dlatego nie możemy go sobie po prostu zabrać z lasu, bo byłoby to kłusownictwo. Nadleśnictwo w Trzebielinie zostało poinformowane o tej sytuacji, aby wszystko było zgodnie z prawem. Nadleśnictwo wydało zgodę na leczenie. Jednak w przyszłości trafi do swojego naturalnego środowiska - wyjaśnia weterynarz.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?